Z księdzem Krzysztofem Poświatą CSMA, radcą generalnym
Zgromadzenia św. Michała Archanioła, duszpasterzem ds. młodzieży i powołań, rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Posiadają Ojcowie niezwykłego patrona zgromadzenia...
– Tak, zawdzięczamy to naszemu założycielowi, ks. Bronisławowi Markiewiczowi. Kiedy pod koniec XIX stulecia dojrzała w nim myśl o utworzeniu nowej rodziny zakonnej, oddanej wychowaniu dzieci i młodzieży, szukał dla niej patrona. Przebywając w latach 1885-1912 we Włoszech, na pewno poznał dwie encykliki papieża Leona XIII na temat rozprzestrzeniającej się masonerii („Humanum genus” 1884, „Ab apostolici” 1890). Zresztą ten sam papież mocno ożywił kult
św. Michała Archanioła, kiedy to – pod wpływem niezwykle wstrząsającej wizji – ułożył specjalną modlitwę, rozpoczynającą się od słów „Św. Michale Archaniele, broń nas w walce”, i rozesłał ją w 1886 roku do wszystkich biskupów z poleceniem odmawiania jej po każdej cichej Mszy św.
W jednym z artykułów drukowanych w miesięczniku „Powściągliwość i Praca” ks. Markiewicz postawił taką diagnozę: „Żyjemy w czasach nadzwyczaj smutnych. Jeszcze nigdy moce piekielne nie występowały z taką zaciekłością, zuchwalstwem i przebiegłością przeciw Panu Bogu i Jego Kościołowi, jak właśnie obecnie. Złość tych potęg wrogich dosięgła takiej miary, że walka przez nie toczona nosi na sobie wyraźnie znamiona boju nadludzkiego. Tajne towarzystwa opasały całą kulę ziemską i wcisnęły się na najwyższe i najbardziej wpływowe stanowiska, aby wywrócić ołtarze i trony. Obrazy księcia piekielnego bywają obnoszone jawnie w pochodach po ulicach miast, a pieśni na cześć jego układają uczeni mężowie”. I dodał: „Wypada zatem w czasach obecnych zwrócić się ze szczególnym nabożeństwem i w sposób osobliwy do św. Michała Archanioła, wodza wojsk niebieskich i pogromcy złych duchów”.
Św. Michał Archanioł to potężny obrońca w walce z szatanem i wszystkimi pokusami, które chcą nas odciągnąć od Stwórcy. To nauczyciel pokory, duchowej walki i wewnętrznej mocy. Przede wszystkim jednak to przejrzysty przykład codziennego zachwytu pięknem i miłością Pana Boga – to zawiera najgłębsza istota jego imienia: któż jako Bóg! Kto może się równać z Bogiem?!
Ks. Jan Twardowski stwierdził kiedyś, że lekceważymy anioły, gdyż bardzo często wypowiadamy ośmieszające je słowa. Myślę, że także ignorujemy je poprzez staranne usuwanie ich z naszej wrażliwości i duchowości. Z drugiej strony, chcąc być „trendy” lubimy, gdy ich skrzydlate postacie zdobią nasze domy. Dlaczego nasz sposób myślenia jest taki przewrotny?
– Nie nazwałbym tego przewrotnością. Jest to raczej wyraz naszej… biedy duchowej. Bo o ile większość z nas pierwsze w życiu słowa modlitwy kierowała do Anioła Stróża, o tyle w późniejszym, dorosłym życiu najczęściej o nim zupełnie zapominamy. Obecność anioła wydaje nam się usprawiedliwiona, a nawet pożądana w świecie dziecięcym, ale potem to trochę wstyd. Płynie to niewątpliwie z infantylnego i uproszczonego pokazywania tych przyjacielskich duchów, w wyniku czego powstał jednostronny, powierzchowny i przesłodzony obraz rosłego anioła przeprowadzającego dwójkę dzieci przez kładkę nad przepaścią. Tymczasem dorośli powinni liczyć na własne siły. Okazało się jednak, że nie poradziliśmy sobie. Totalne osamotnienie wśród rzeczy i ludzi zrodziło krzyk o żywą obecność. Jeśli nieobecna jest matka, nieobecny ojciec, to może przynajmniej jakaś „niewidzialna” istota będzie obecna? Stąd to gorączkowe, po omacku poszukiwanie.
Nasz stechnicyzowany świat zagubił i wyjałowił po części duszę człowieka. Pośród gier komputerowych, coraz nowszych komórek, laptopów, mp3, kołacze się w sercu człowieka tęsknota za czymś ludzkim, czułym, subtelnym, wrażliwym... Tu należy szukać śladów prowadzących do dobrych i opiekuńczych duchów.
To prawda, że nastąpił jakiś anielski renesans. Aniołowie stali się modnym tematem. Powrócili na płótna malarzy, zaczęli inspirować reżyserów filmowych, śpiewają o nich piosenkarze (np. Bob Dylan, Bruce Springsteen), dyskutują filozofowie. Wymaga to pogłębionej refleksji, rzetelnej katechezy, co zauważył Jan Paweł II: Dzisiaj dyskutuje się z większą lub mniejszą mądrością o tych bytach duchowych. Należy jednak stwierdzić, że zamieszanie jest duże…
Jako michalici staramy się w miarę naszych umiejętności to czynić, często głosząc rekolekcje anielskie, nadając duchowy kierunek dwóm dużym ruchom w Kościele: Czcicielom i Rycerzom św. Michała Archanioła, a także publikując dwumiesięcznik „Któż jak Bóg” – o aniołach i życiu duchowym, jedyne tego rodzaju pismo dla dorosłych.
Jaka jest misja Anioła Stróża i innych aniołów?
– Oni mają „dwie twarze”: jedna kontempluje Boga, a druga skierowana jest w naszą stronę. Zachęcają nas do wpatrywania się w oblicze Boże, byśmy dostrzegli Jego życzliwość. Ulubionym zajęciem aniołów jest służba, dlatego przynoszą nam wolę Boga, zachęcają do jej wypełnienia. Szepcą do ucha dobre natchnienia, strzegą przed złem, napominają – prowadzą po drogach życia. Troszczą się o naszą duszę i ciało, czyniąc to bardzo dyskretnie, niezauważalnie. Nieraz człowiek mówi: Ależ miałem dobrą intuicję, natchnienie i dzięki temu uniknąłem kłopotów. Nie przeczuwamy, że jest to działanie tak bliskiego nam przyjaciela. Trzeba odejść od przesłodzonego obrazu anioła, by zobaczyć w nim wojownika o potężnej mocy.
To, co wiemy o Aniołach Stróżach, bardziej pochodzi z doświadczenia życiowego i tradycji niż z oficjalnego nauczania: „To prawda, nigdy nie widziałam tego świętego ducha w bieli, ale na pewno odczułam jego niezwykłą dobroć, troskę i miłość, która jak słońce wypełniała swoim ciepłem moją duszę. Pokój, który często odczuwałam w sercu po «anielskiej interwencji», był zawsze potwierdzeniem bliskości tego świętego ducha” – przyznaje pewna kobieta.
Warto jednak sięgać pamięcią przynajmniej do dwóch tekstów biblijnych: jeden to obraz drabiny Jakubowej z aniołami wchodzącymi w górę i schodzącymi na dół (por. Rdz 28, 12n); drugim jest zapewnienie Boga: „Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi” (Wj 23, 20).
Podobają mi się niezwykle piękne słowa Luciano de Crescenzo, według których: „wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem, możemy latać wtedy, gdy obejmujemy drugiego człowieka”. Czy spotkał Ojciec anioła?
– To piękny obraz i bardzo prawdziwy. W książce, która dopiero co się ukazała na rynku, „Z aniołem przez życie” autor Herbert Oleschko napisał: „Pozostając w relacjach do świata oraz innych ludzi, świadomie lub bezwiednie stajemy się aniołami, bowiem każdego dnia wykuwamy swoimi uczynkami konkretne zło i konkretne dobro”. Nasz codzienny język, najbardziej wiarygodny świadek biegnącego życia, przekonuje nas o tym, że ludzie „uczynieni jako niewiele mniejsi od istot niebieskich” czasami im dorównują. Stąd określenia: „to anioł nie człowiek”, „anielska cierpliwość”, „czysty jak anioł”. Na wzniosłe imię anioła również wy, jeśli chcecie, możecie zasłużyć – zapewnia w jednej ze swoich homilii papież Grzegorz Wielki.
Czy spotkałem anioła? Nieustannie ich spotykam. Zacząłem nawet pisać cykl felietonów na naszej stronie internetowej pt. „Ludzie ze skrzydłami”. Opowiem jednak historię niedawną. Pojechałem ze znajomą siostrą służebniczką na złoty jubileusz małżeński jej rodziców. Po drodze dużo mi opowiadała o jednym z braci jej ojca: że chodząca legenda rodziny, dusza towarzystwa itp. Na miejscu, rozmawiając z tym człowiekiem, przekonałem się, że siostra nie przesadziła. Nie uprawiał on towarzyskiego, hałaśliwego szczebiotu, była w nim jakaś głębia. Obok siedziała żona, o pogodnej, mądrej twarzy. Mimo upływającej rzeki lat i urodzenia sześciorga dzieci, wciąż pozostawała szlachetnie piękna. Powiedziałem jej o tym, o podziwie związanym z liczbą potomstwa. Uśmiechnęła się lekko, a mąż objął ją ramieniem, mówiąc: „Lepiej mieć sześcioro na ramieniu niż jedno na sumieniu”. Kiedy nieco później ich zięć, wykształcony profesor z krakowskiego uniwersytetu powiedział, że
w chwilach przygnębienia jedynym ratunkiem jest dla niego kilkugodzinny pobyt w domu tych ludzi, zrozumiałem, że musi to być przedsionek nieba. A tych staruszków do kogo można porównać?