Wprawdzie ostatni weekend obfitował w bomby lub – w zależności od punktu widzenia – kapiszony, mnie jednak udało się jakoś uchronić od zasłuchania w potoki inwektyw rzucanych przez polityków wiodących partii. Dzięki temu był czas, by dostrzec inny wymiar naszego życia, które – jakby nie licząc się z politycznymi emocjami – toczy się właściwym sobie rytmem.
A poza polityką dzieje się naprawdę wiele. W Poznaniu otwarto ponownie Muzeum i Archiwum Archidiecezjalne, dwie instytucje o długiej tradycji i wielkim znaczeniu, które pokazały nie tylko troskę o dobra powierzone ich opiece, ale także ogromną sprawność w wykorzystaniu funduszy unijnych, z którymi wiele świeckich instytucji nie potrafi sobie poradzić. Patrząc na przeprowadzone prace i sprawność działania, ma się wrażenie, że najwięcej zależało od pracowitości, oddania i ofiarności konkretnych ludzi, którzy w to wielkie dzieło się zaangażowali. Przy tej okazji otwarto też wystawę fotografii Arturo Mari. Papieski fotograf, z właściwą sobie skromnością powiedział przy tej okazji: „Moje fotografie wyrażą więcej niż moje słowa. Dlatego oddaję głos wszystkim fotografiom, które zostały tutaj, w tym znamienitym gmachu, zgromadzone. Przez nie wyrażam miłość do Ojca Świętego”.
W Licheniu, podczas beatyfikacji o. Stanisława Papczyńskiego,
kard. Tarcisio Bertone przypomniał, że „jedynie tam, gdzie kładzie się trwałe fundamenty w Bogu, możliwe jest pojednanie ludzi i narodów”. Hm… jakże często o tych fundamentach zapominamy…
Mniej więcej w tym samym czasie, na Jasnej Górze, miała miejsce 25. Pielgrzymka Ludzi Pracy. Prawie 50 tys. osób modliło się, wspominając ks. Jerzego Popiełuszkę i prosząc, „by Pan – jak powiedział w homilii
bp Stefan Cichy – nie tylko przemieniał chleb i wino, ale by dokonał przemiany naszego życia, byśmy stawali się ludźmi pracy i byśmy naszą pracę wykonywali lepiej”.
Do tych kilku obrazków i pozbieranych w różnych miejscach niepolitycznych słów dorzucę jeszcze coś lżejszego. Otóż, czytelnicy „Rzeczpospolitej” wybierają siedem cudów Polski. W temacie, z właściwą sobie prostotą, wypowiada się także Steffen Möller, znany i lubiany aktor: „Czuję ogromny respekt dla bazyliki w Licheniu. Trafiłem tu kiedyś z tanią wycieczką autokarową, połączoną ze sprzedażą garnków. Długo stałem w ogonku do cudownego źródełka przy parkingu. Gdy starsza pani z mojego autokaru zauważyła, że nie mam pojemnika, oddała mi jeden ze swoich. Była to niebieska figurka Najświętszej Maryi Panny, której koronę można było odkręcić. Niektórzy uważają, że styl bazyliki to eklektyczny kicz. Ale ludzie, którzy pielgrzymują do Lichenia, sprawiają, że miejsce jest autentyczne. Prakościół nie składał się z krytyków sztuki, lecz z rybaków i niewolników”.
Mój cytat
Myślę, że jednym z najważniejszych punktów w życiu Jana Pawła II były spotkania z młodzieżą. On kochał młodzież i kochał te spotkania. Bo to właśnie sama młodzież dawała mu jakiś niezwykły potencjał.
Co mamy czynić? Jakie ma być nasze życie? Jakie będzie nasze jutro? – to były pytania, które młodzież stawiała Papieżowi i poprzez które pokazywała, że jest on dla młodego człowieka jakimś niezwykłym punktem odniesienia we współczesnym świecie, zwłaszcza w perspektywie przyszłości.
Mamy 2007 rok. Ileż jest dziś problemów, ileż wyzwań współczesności. Wystarczy spojrzeć na wieczorne wiadomości w telewizji, żeby zobaczyć to wszystko w pigułce. Młody człowiek, siedemnasto-, osiemnasto-, czy dwudziestoletni w obliczu tych faktów myśli o swoim życiu, niepokoi się o nie; zadaje sobie pytania: co mi to życie przyniesie? Co mi da szkoła, do której chodzę? Czy znajdę pracę? Te wszystkie pytania, które młodzież sobie zadawała, w jakimś sensie trafiały do Papieża. Oni znajdowali w nim punkt odniesienia dla swojej przyszłości. Cała jego postawa była dla nich wskazaniem kierunku, w jakim mają podążać, a słowo, które im dawał, stawało się słowem na jutro – na ich przyszłość.
Młodzież potrafiła to docenić. I na jego miłość dała odpowiedź najpiękniejszą z możliwych. Jaką? Mówiąc do niego: żegnaj, w dniu jego pogrzebu. Dzień pogrzebu stał się ich odpowiedzią. Miliony młodych przez długie noce – nie płacząc, ale śpiewając i modląc się, wołając do niego – dały świadectwo, że dla nich Jan Paweł II wciąż żyje i że jest z nimi.
Przez kilka dni widziałem tę młodzież pod moimi oknami: widziałem ich pełnych radości i wdzięczności za życie tego, który dla nich był ojcem. Wznosili te same okrzyki, które słyszeliśmy za jego życia:
„Juan Pablo II, te quiere todo el mundo”. Ta postawa w dniach pogrzebu była odpowiedzią na jego miłość.
Arturo Mari
niepublikowany dotąd fragment wywiadu udzielonego
„Przewodnikowi Katolickiemu” (21 czerwca 2007 r.)