Brałam wtedy udział w tzw. Rajdzie Ottona, czyli pieszej pielgrzymce jego śladem, gdy przyjechał na Zjazd Gnieźnieński. Przejść musieliśmy z Ostrowa Lednickiego, gdzie przed wiekami stała rezydencja Mieszka I i Bolesława Chrobrego do gnieźnieńskiej katedry. Wcześniej jednak mieliśmy trochę czasu, żeby zobaczyć okolicę – samą wyspę i stojące na terenie skansenu wiatraki. Wchodziliśmy niewielką grupą po wysokich schodach do wiatraka, opowiadając sobie jakieś dowcipy. Jakie – nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Pewnie żaden nie był specjalnie drastyczny, grzeczne nastolatki ćwierć wieku temu nie były zwykłe szokować świata ani nawet siebie nawzajem. Ale jeden z dowcipów był o Żydach. Nie wiem, skąd się wtedy wzięła obok nas starsza, siwa pani. Powiedziała nam tylko: „Jestem Żydówką, byłam w obozie. Nie opowiadajcie więcej takich żartów”. I poszła dalej, pierwsza wchodząc do wnętrza wiatraka.
Nie rozumiałam wtedy, dlaczego uznała ów żart za niestosowny. Słowo „Żyd” nie mogło znaczyć dla nas nic więcej niż „Polak, Rusek i Niemiec”. Nie mogło być użyte w żadnym innym, rasistowskim kontekście, bo takie konteksty nawet nie przychodziły nam do głowy. Zapamiętałam jednak tamtą staruszkę. Zapamiętałam, że choć nie rozumiałam, dlaczego ją to uraziło – to jednak uraziło, więc powinnam i taką wrażliwość uszanować. Nigdy więcej nie opowiedziałam żadnego żartu o Żydach.
Cieszę się, że mogłam właśnie teraz, kiedy zdarzają się odżywać w Polsce duchy antysemityzmu, rozmawiać o tym właśnie z abp. Muszyńskim: człowiekiem, który uczył nas dialogu zarówno z Żydami, jak i z protestanckimi Niemcami i prawosławnymi Rosjanami (s. 22). Cieszę się, że tak wyraźnie usłyszałam od niego, że większość naszych dzisiejszych wrogów jest fikcyjna, a tworzymy ich sobie, gdy przestajemy być wrażliwi na tych, którzy myślą inaczej. Musimy wziąć sobie bardzo do serca naukę, że jako Polacy, żyjąc na granicy tak różnych światów, mamy do spełnienia ważną misję. Misja ta nie może sprowadzać się do słowa „obrona”, ale co do istoty kojarzyć się ze słowem „dialog”. Ze wzajemnym uwzględnieniem swoich ran.