Chodzi o szeroki pas ziem południowej Ukrainy, rozciągnięty wzdłuż północnego wybrzeża Morza Czarnego. Ongiś zdobyli go Rosjanie, „wsiąkła w nią krew rosyjskiego żołnierza” – jak lubią argumentować w Moskwie – co ma być ostatecznym dowodem, iż są to ziemie „odwiecznie rosyjskie”. I jako takie, powinny być do Rosji z powrotem przyłączone. Historyczna prawda nie ma tu większego znaczenia, kluczowym momentem ma tutaj być rozstrzygnięcie siłowe. A ono, jak dotąd, na szczęście nie nastąpiło. I chyba długo nie nastąpi.
Nazwa wymyślona do kompletu
Wbrew własnej nazwie „Noworosja” nie jest pojęciem nowym, gdyż ma już 250 lat. Jego autorką była caryca Katarzyna, która wymyśliła go na określenie terenów zdobytych na Turkach w 1739 r. Trzeba przyznać, że pomysł był całkiem zgrabny: już od czasów średniowiecza tereny etnicznie rosyjskie nazywano w Moskwie „Wielkorosją”, dla ukraińskich rezerwując niezbyt partnersko brzmiący termin „Małorosji” (stąd również w polskiej literaturze czasu rosyjskiego zaboru występuje termin „Małorusini” na określenie Ukraińców). „Noworosja” pasowała do kompletu, Boh trojcu liubit’ – mówi tamtejsze przysłowie, pojęcie przyjęło się i żywe jest do dzisiaj.
Gubernię noworosyjską powołano w 1764 r. na gołym stepie, znanym czytelnikom Sienkiewicza pod nazwą Dzikich Pól. Choć ziemie są tutaj żyzne, nie było tu dotąd stałego osadnictwa, gdyż stepy stanowiły pogranicze cywilizacji, strefę ciągłej walki. Przez wieki Kozacy użerali się z Tatarami, a o wpływy polityczne Rzeczpospolita walczyła z tureckimi Osmanami. Jak to często bywa, wygrał ten trzeci, w tym wypadku Rosja, która wykorzystując osłabienie obu dotychczasowych przeciwników, wbiła się klinem między ich domeny. Historyczna Noworosja zaczyna się więc tam, gdzie kończy się, na południu, terytorium przedrozbiorowej Polski. Linia ta mniej więcej pokrywa się z granicą strefy stepowej.
Rosja nie od razu podbiła czarnomorski step, lecz stopniowo posuwała się w kierunku zachodnim. Tereny wokół dzisiejszego Chersonia włączono do państwa Katarzyny w 1774 r., zaś wokół Odessy – która była wtedy tatarską osadą Chadżybej – dopiero w 1792 r., niedługo przed śmiercią energicznej carycy.
Od Jekatierynosławia do Dniepru
W roku 1787, dokładnie 9 maja (cóż za data!), monarchini osobiście położyła kamień węgielny pod budowę soboru Przemienienia Pańskiego. Świątynia, jak wszystko w rosyjskim państwie, zaprojektowana była w kolosalnej skali, choć wokół jeszcze, na dnieprowej skarpie, szumiała tylko trawa. Ale stolica Noworosji miała być miastem budowanym z rozmachem. Gubernator Grigorij Potiomkin, z nadania Petersburga pan stepowego południa Rosji, zaplanował je na miarę obecnej Wielkiej Warszawy. Stać go było na to, miejsca na papierze było dosyć, podobnie jak na okolicznej równinie. Gdy caryca jechała tu ze stolicy, by wizytować postępy kolonizacji, Potiomkin wzdłuż jej drogi kazał ustawiać barwnie pomalowane atrapy osad, gdzie imperatorową witały tłumy uszczęśliwionych włościan. Tak naprawdę zaraz po przejeździe biednych chłopów pędzono z powrotem na północ, do posiadłości ich panów, zaś kolorowe osady, opuszczone, rozpadły się po pierwszej wichurze. Stąd żywe do dziś określenie „wioski potiomkinowskie”.
Nowe miasto, co chyba oczywiste, nie mogło być nazwane inaczej niż Jekatierynosław, gród wzniesiony ku chwale Katarzyny. Po jej śmierci następca, imperator Paweł, zemścił się na matce za zabójstwo ojca, zmieniając nazwę miasta na Noworosyjsk. Jednak po kilku latach Pawła uduszono, zaś kolejny car, Aleksander, przywrócił pierwotną nazwę.
Początkowo Jekatierynosław był małym miasteczkiem, wbrew wielkim ambicjom zlokalizowano go bowiem na bezludziu, które dopiero należało zagospodarować. Nie ostatni to raz Rosjanie postąpili według zasady: najpierw zrobić, potem pomyśleć. Dość powiedzieć, że przez pierwsze kilkadziesiąt lat istnienia Noworosji jej administracja rezydowała nie tutaj, lecz w Krzemieńczuku, najbliższym „prawdziwym” mieście, leżącym bardziej na północ, na granicy stepów.
W sukurs Rosjanom przyszło jednak odkrycie w 1881 r., w pobliskim Krzywym Rogu, bogatych pokładów rudy żelaza. Region stał się szybko jednym z największych rosyjskich centrów przemysłowych, zaś Jekatierynosław wyrósł na potężny ośrodek przemysłu kolejowego, którym pozostaje do dzisiaj.
Władza sowiecka nie mogła ścierpieć imienia monarchini w nazwie miasta, więc w 1926 r. zmieniono ją na Dniepropietrowsk, od nazwiska urodzonego tu towarzysza Pietrowskiego, a właściwie Petrowskiego, gdyż był Ukraińcem. Petrowski szczęśliwie przetrwał stalinowskie czystki i umarł śmiercią naturalną, ale jego syna rozstrzelano w 1937 r. Z kolei niepodległa Ukraina uznała, że nie wypada czcić komunisty i z nazwy miasta usunęła jego nazwisko. Został sam „Dniepr”, po ukraińsku Dnipro.
Patriotyzm trochę zbyt gorący
Chłopi z północy, których swego czasu spędzał tutaj Potiomkin, niekoniecznie chętnie zasiedlali owe tereny. Stepowy czarnoziem to kultura rolna wymagająca sposobów uprawy odmiennych od stosowanych na lesistych obszarach rdzennej Rosji. Dlatego rząd postawił na kolonizację Noworosji ludami Południa. Jeszcze przed powołaniem gubernatorstwa osiedlono tutaj Serbów, uciekinierów z kraju pod turecką okupacją. Przez jakiś czas późniejszą Noworosję nazywano nawet Nową Serbią. Do serbskich osadników dołączyli niebawem Grecy i Bułgarzy, a także rumuńscy mieszkańcy Mołdawii.
Wymienione tutaj narody znajdowały się wówczas pod jarzmem osmańskiego sułtana. Wszystkie cierpiały ucisk, nie tylko narodowościowy, lecz także religijny, gdyż islamskie państwo uważało chrześcijan za ludzi niższej kategorii. A oni wyznawali prawosławie.
Wszystko razem sprawiło, że świetnie nadawali się na osadników. Prawosławie łączyło ich z oficjalną religią rosyjskiego państwa, natomiast pamięć o krzywdach i wygnaniu złożyła się na specyficzne poczucie „straży południowych rubieży” oraz rewanżu na Turkach, którym Rosja stopniowo odrywała kęsy terytorium. W ten sposób potomkowie Serbów, Bułgarów, Greków czy Mołdawian, przyjąwszy z czasem język rosyjski, stali się gorącymi rosyjskimi patriotami. Czasem zbyt gorącymi, niestety.
Poroniona Federacja
Praw przyrody nie da się oszukać i zasada ta obowiązuje również w demografii. Mimo starań carskich władz, by Noworosja stała się najbardziej rosyjską ze wszystkich rosyjskich ziem, w ciągu XIX w. ściągali tu przede wszystkim osadnicy z pobliskich regionów, a więc z Ukrainy. Z czasem zdominowali oni zrusyfikowanych potomków osadników z odległej Serbii, Bułgarii, Grecji oraz Mołdawii. Odessa, która przez cały XIX wiek pozostawała miastem etnicznie rosyjskim, dzisiaj zamieszkana jest w większości przez Ukraińców. Podobnie rzecz ma się z miastem Dniepr. Terytoria wiejskie już wcześniej stały się ukraińskie.
Dlatego zgodnie z leninowską zasadą samostanowienia narodów ziemie te włączono do sowieckiej Ukrainy, w której granicach powołano w 1991 r. niepodległe państwo. I tutaj zaczął się problem z Rosjanami, nie tyle miejscowymi, ile tymi z Kremla. Stało się to szczególnie widoczne za rządów Putina, który jawnie odrzucił w kąt leninowskie zasady, w ich miejsce narzucając rosyjskiemu państwu narodowy szowinizm i rewizjonizm. Jeśli nie uda się wchłonąć z powrotem całej Ukrainy – zakładają imperialni stratedzy z Moskwy – trzeba ją przynajmniej odciąć od morza pasem rosyjskich ziem. Stąd wziął się pomysł wskrzeszenia Noworosji, o której od stu lat nikt już nie pamiętał.
Gdy w 2014 r. zbuntowali się przeciw Ukrainie wspierani przez Moskwę separatyści z Doniecka i Ługańska, początkowo powołali swoje dwie „republiki” w ramach „Federacji Noworosyjskiej”. Myślano wtedy, że prędko dołączą do niej „republiki” Chersonia i Odessy. Tak się jednak nie stało, Ukraińcy powstrzymali hybrydową rosyjską agresję na zachodnich peryferiach Doniecka, zaś „Federacja Noworosyjska” rozpadła się już wiosną 2015 r. I taki stan rzeczy trwa do dzisiaj.