Logo Przewdonik Katolicki

Łabędzi śpiew ZSRR

Jacek Borkowicz
fot. soleg/Adobe Stock

W Naddniestrzu nic się nie stało – oto sens poniższej relacji z wojny rosyjsko-ukraińskiej. Mimo to warto dowiedzieć się o rosyjskiej taktyce dezinformacji w przededniu totalnego kryzysu na ukraińskim froncie.

W poniedziałek 25 kwietnia w Tyraspolu, stolicy tzw. Republiki Naddniestrzańskiej, przed budynkiem tamtejszego „ministerstwa obrony” zatrzymał się osobowy samochód. Wysiadło zeń trzech mężczyzn, na oko cywilów bez szczególnej właściwości. Jeden z nich przyłożył do ramienia granatnik i wystrzelił w kierunku budynku. Zaraz potem wszyscy wsiedli z powrotem do maszyny i zbiegli. Nikt ich nie gonił, trwał właśnie drugi dzień prawosławnej Wielkiej Nocy i budynku „ministerstwa” nikt nie pilnował. Całe zdarzenie nagrała kamera umieszczona na fasadzie.
Dzień później nieznani sprawcy wysadzili w powietrze wieżę przekaźnikową, za pomocą której mieszkańcy Naddniestrza odbierali programy nadawane w Moskwie. W tym samym czasie odnotowano też wybuch w pobliskiej jednostce wojskowej. Z kolei w środę, trzeciego dnia tej awantury, służba prasowa Republiki poinformowała o tajemniczej „strzelaninie” i dronach, które jakoby nadlecieć miały do Naddniestrza od strony Ukrainy. Na tym, jak dotąd, zakończyła się operacja pod tytułem „wzrost napięcia na południowozachodnim zapleczu ukraińskiego frontu”.

Odmrażanie Naddniestrza
Wszystkie wymienione wydarzenia miały miejsce w strefie przygranicznej i nie mogło być inaczej, jako że całe terytorium Naddniestrza można potraktować jako jedną wielką strefę nadgraniczną. „Państwo” to ciągnie się 200-kilometrowym pasem wzdłuż lewego brzegu rzeki Dniestr (stąd jego nazwa), jednak w najszerszych nawet odcinkach owego pasa nie przekracza 15-20 kilometrów, zaś w najwęższym osiąga zaledwie dwa. Ten polityczny dziwoląg nigdy by nie zaistniał, gdyby nie dywersyjna aktywność służb Związku Radzieckiego, na kilka miesięcy przed jego upadkiem. I chociaż imperium ogłosiło samorozwiązanie, stratedzy na Kremlu nigdy się z tym faktem nie pogodzili, instalując na jego dawnych granicach kilka „zamrażarek konfliktów”. Naddniestrze było jednym z nich i właśnie zostało, na doraźne potrzeby, „odmrożone”.
Cały proces powstania Naddniestrza przypada na lata 1990-92. W tym czasie trwała krwawa wojna w Jugosławii, na jej tle jednak tlił się, choć nie tak dramatyczny, konflikt wokół Mołdawii. Dotąd była ona jedną z sowieckich republik związkowych, ale w momencie rozpadu ZSRR pojawiło się pytanie o jej przyszłość. Mieszkańcy Mołdawii w olbrzymiej większości mówią takim samym językiem, jak ludzie z drugiej strony rzeki Prut, z rumuńskiej części Mołdawii. Jest to język rumuński. Mimo to posowiecka Mołdawia, ogłaszając niepodległość, nie poszła za przykładem NRD i nie przyłączyła się do macierzy ze stolicą w Bukareszcie, do której należała aż do 1940 r.
Naddniestrze było wszelako tą częścią Mołdawii, która przed 1940 r. wchodziła w skład ZSSR jako Mołdawska Republika Autonomiczna. Sowieci, zagarniając część Mołdawii rumuńskiej, połączyli w jedno oba terytoria, jako że i tu i tam mieszkali mówiący po rumuńsku Mołdawianie. Jednak na lewym brzegu Dniestru mieszka dużo Rosjan, których z kolei jest niewielu w prawobrzeżnej Mołdawii ze stolicą w Kiszyniowie (dzisiaj na pół miliona Naddniestrzan 200 tys. deklaruje się jako Rosjanie). Poza tym trzeba podkreślić, że także wielu tamtejszych Mołdawian wykazuje się stosunkowo słabą świadomością narodową, co wiąże się z silnymi tam reliktami mentalności sowieckiej. Dlatego Moskwie łatwo było oderwać Naddniestrze od małej i słabej Mołdawii. Tamtejsi „separatyści” ogłosili się niepodległym państwem. Choć bez uznania wspólnoty międzynarodowej, ów dziwaczny twór stał się modelem dla powołania 24 lata później „republik” Doniecka i Ługańska.

Bredzenie generała
Przekonanie USA i Europy o możliwości otwarcia przez Rosję drugiego frontu, który oskrzydliłby od zachodu broniącą się Ukrainę, i którego bazą byłoby właśnie Naddniestrze, a być może i cała Mołdawia, jest dla ponoszącej militarne klęski Moskwy ważnym atutem propagandowym. Stąd pomysł, by nagłośnić rzekomy konflikt w tamtym rejonie, oraz rzekomą wolę inwazji w tamtym kierunku.
Na kilka dni przed wzmiankowanymi aktami dywersji rosyjski dowódca Centralnego Okręgu Wojskowego, gen. Rustam Minniekajew, ogłosił że nowa strategia Rosji polegać będzie na rozwinięciu ofensywy w kierunku południowym, który całkowicie odetnie Ukrainę od dostępu do Morza Czarnego, poprzez opanowanie Odessy i Naddniestrza. Wiadomość tę, jako sensację, podały wszystkie światowe agencje. Jakie są jednak realne możliwości wykonania tak szumnie ogłoszonej zapowiedzi? Praktycznie żadne.
Po pierwsze, należałoby Rosjanom zdobyć Odessę, która leży na drodze z Krymu do ujścia Dniestru. Ale na to się bynajmniej nie zanosi, rosyjska armia, odebrawszy baty pod Wozniesieńskiem i Mikołajowem, właśnie wycofała się do zajętego już wcześniej Chersonia. Odessa, chroniona od wschodu przez kilka limanów, morskich zatok głęboko wrzynających się w ląd i uniemożliwiających pancerne uderzenie wzdłuż wybrzeża, pozostanie więc miastem niezagrożonym.
Może w takim razie Rosjanie planują morski desant? Nic z tego, Naddniestrze nie ma dostępu do morza. A rosyjskie siły na miejscu? Składają się z dwóch batalionów (niektóre źródła mówią o trzech) tzw. sił pokojowych, rozmieszczonych tam jeszcze na początku konfliktu. To w najlepszym wypadku niecałe dwa tysiące żołnierza, zdecydowanie za mało, by rozpocząć inwazję. Zresztą są to jednostki o minimalnej wartości bojowej, jako że dotąd „pokojowa” służba w Naddniestrzu traktowana była jako synekura i nikt nie liczył się z tym, że jednak będzie musiał użyć karabinu.
Warto zapytać też o osobę samego Minniekajewa. To drugorzędny dowódca i dziwi, że to właśnie on wytypowany został do wygłoszenia tak ważnego komunikatu. A może nikt go nie wytypował i generał po prostu wyrwał się przed szereg z nieprzemyślaną deklaracją? Wskazywałyby na to jego słowa, iż powodem rosyjskiego wejścia do Naddniestrza ma być rzekomo panujący tam „ucisk ludności rosyjskojęzycznej”. O takim ucisku w obwodach donieckim i ługańskim mówiła przed wybuchem wojny propaganda Moskwy, chodziło jej jednak przecież o części wzmiankowanych obwodów pozostające pod kontrolą Kijowa. To kłamstwo, ale przynajmniej trzymające się zasad logiki. Natomiast gdyby poważnie traktować deklarację Minniekajewa, należałoby przyjąć, że w Naddniestrzu… Rosjanie uciskają Rosjan. Pozostaje nam uznać, że było to raczej bredzenie wojskowego, który mówiąc te słowa nawet nie bardzo wiedział, co to jest Naddniestrze.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki