Logo Przewdonik Katolicki

Heroiczna miłość najmniejszych

FOT. ROBERT KRAWCZYK. Ks. prof. Andrzej Muszala

O adopcji embrionów porzuconych w klinikach in vitro z ks. prof. Andrzejem Muszalą rozmawia Magdalena Guziak-Nowak

Szacuje się, że mamy w Polsce około 100 tys. zamrożonych dzieci – tyle embrionów, poddanych tzw. kriokonserwacji, czeka w klinikach in vitro. Skąd tak duża liczba?
– Procedura in vitro polega na poddaniu kobiety tzw. hiperstymulacji, w wyniku której w jednym cyklu miesiączkowym dojrzewa wiele komórek jajowych – znane są przypadki superowulacji, z których uzyskano ich nawet ponad 20. Potem komórki jajowe są zapładniane na tzw. szalce Petriego, a następnie transferowane do macicy. Czasem przenosi się jeden zarodek – by wykluczyć możliwość ciąży mnogiej, czasem kilka – by zwiększyć szanse, że któryś się zagnieździ. Siłą rzeczy część embrionów nie jest przenoszona do łona kobiety. Prawo zabrania je wyrzucić, więc zostają zamrożone. I czekają na drugą, trzecią, może czwartą próbę. Rodzice biologiczni wielu z nich czasem już nigdy nie decydują się na implantację, a więc nie dają im szansy, by mogły się narodzić. Nie chcą więcej dzieci lub małżeństwo się rozpadło.
 
Kiedy po raz pierwszy spotkał Ksiądz Profesor parę, które zdecydowała się na adopcję embrionu?
– To było kilka lat temu. Zgłosiło się do mnie rozdygotane emocjonalnie małżeństwo. Byli to rodzice dwójki dzieci, które przyjęli jako kilkudniowe, zamrożone i pozostawione w klinice in vitro embriony, pochodzące od innej pary. Małżonkowie chcieli dać im szansę się urodzić. Obie implantacje się powiodły i najpierw urodziło się jedno dziecko, po jakimś czasie drugie. A potem kobieta wybrała się do spowiedzi i nie dostała rozgrzeszenia, „bo poszła na in vitro”. Szukając porady bioetycznej, trafiła na mnie. „Jak to jest? – pytała – przecież nie byłam na in vitro, tylko adoptowałam dziecko, którego nikt nie chciał”.
 
Co jej Ksiądz powiedział?
– Uwolniłem ją od skrupułów, wyjaśniając poszczególne etapy in vitro i adopcji prenatalnej (inaczej: preimplantacyjnej). Właściwie – w tej kwestii – to ona nie miała się z czego spowiadać.
 
A tamta spowiedź, kiedy nie dostała rozgrzeszenia?
– Niektórzy spowiednicy hurtem łączą in vitro z adopcją embrionu. Nie dziwię się zbytnio, jeśli stoi za tym brak wiedzy. Aktualne kwestie bioetyczne są bardzo skomplikowane i aby być na bieżąco, trzeba się nieustannie dokształcać. Zdumiewają mnie natomiast głosy tych, którzy znają się na bioetyce, wiedzą, czym jest in vitro, mają świadomość, że życie ludzkie zaczyna się w momencie poczęcia, a mimo to nie zgadzają się na adopcję prenatalną, jako formę przyjęcia porzuconego dziecka i ratowania życia ludzkiego, gdy nie ma już innej możliwości.
 
Proponują za to: „Lepiej rozmrozić i pogrzebać”…
– Niestety. Niektórzy nawet mówią, by w przypadku porzuconych zamrożonych embrionów zaprzestać ich „uporczywej terapii”. To pomieszanie pojęć, bo uporczywa terapia dotyczy kresu życia, gdy człowiek umiera, a tu mamy początek istnienia! To karkołomny argument, by dorobić teorię do swojego przekonania. Tymczasem życie jest życiem od poczęcia, koniec kropka. „Rozmrożenie i pogrzebanie” to morderstwo. W dodatku jeśli mówi to bioetyk katolicki, to podcina gałąź, na której sam siedzi – uderza w jeden z najpoważniejszych argumentów przeciwko in vitro, jakim jest niszczenie wielu embrionów ludzkich w tej procedurze. Wówczas oponenci mogliby powiedzieć: „Gdzie tu jest problem? Można wytwarzać tyle embrionów, ile się chce, a niepotrzebne potem rozmrozić i pogrzebać”. Takie rozumowanie to strzał do własnej bramki.
Ale cóż, łatwo jest siedzieć za biurkiem i oceniać: „Adopcja prenatalna jest zła”. Tylko że tak nie wolno. Uważam, że ktokolwiek nastaje na życie najmniejszych istot ludzkich – embrionów – przekreśla w ogóle swój autorytet bioetyczny. Skoro jest nieczuły na najwrażliwszą kwestię, jaką jest życie dziecka na najwcześniejszym etapie rozwoju, to niech nie wypowiada się na żaden inny temat. Apeluję, aby ci, którzy wypowiadają takie opinie, choćby intencjonalnie nie uśmiercali tych dzieci. To nie jest ich wina, że poczęły się w taki sposób.
 
Niektórzy mają problem właśnie z tym poczęciem – przecież niegodziwym. Dlatego są uprzedzeni do adopcji prenatalnej.
– Oczywiście, gdyby nie było in vitro, nie byłoby adopcji prenatalnej. I ja bym bardzo chciał, aby jej nie było z tego powodu. Natomiast jeśli już mamy zamrożony embrion, to in vitro jest już zakończone i teraz trzeba ratować, co się da. Na tym przykładzie widać, jak podstępna jest ta metoda – gdy raz wejdzie się na ścieżkę in vitro, już nie ma dobrych decyzji, każda jest okupiona jakimś cierpieniem i etycznymi dylematami. Szacunek do poczętego dziecka jest natomiast wartością najwyższą. Instrukcja Donum vitae (1987 r.) mówi, że „chociaż nie można aprobować sposobu, przez który dokonuje się poczęcie ludzkie w FIVET, każde dziecko przychodzące na świat ma być przyjęte jako żywy dar dobroci Bożej i wychowane z miłością”. Każde.
 
Przeciwnicy adopcji prenatalnej wolą cytować Dignitas personae z 2008 r.: „Jednakże ta propozycja [adopcji prenatalnej], godna pochwały co do intencji uszanowania i obrony życia ludzkiego, niesie ze sobą wiele problemów (…)”.
– Przeciwnicy adopcji prenatalnej powinni doczytać, że instrukcja Dignitas personae jej nie zabrania. Gdyby Kościół uważał, że to zło moralne, wydałby jasne orzeczenie w tej sprawie z dokładnym uzasadnieniem. Zamiast tego Kościół pisze delikatnie i mądrze – że adopcja preimplantacyjna niesie problemy. I ja się z tym zgadzam. Każda adopcja rodzi jakieś problemy, ale przecież nikt jej nie neguje, bo jest ratunkiem dla wielu dzieci.
 
Niektóre z tych problemów to wprost konsekwencje in vitro, np. większa częstotliwość występowania przedwczesnych porodów, wad rozwojowych czy osłabienie fizyczne tych dzieci. Ale czy da się to uprościć do stwierdzenia, że problemy adopcji prenatalnej to te same kłopoty, które mamy z in vitro?
– I tak, i nie, zależy od perspektywy. Medyczne konsekwencje będą te same – dzieci te są narażone na różne choroby (więcej: invitroinfo.pl). Aby urodziło się jedno dziecko z procedury in vitro, statystycznie ginie około 17 embrionów. Problemem jest też to, o czym rozmawiamy, czyli fakt, że niektórzy wrzucają in vitro i adopcję prenatalną do jednego worka i robi się chaos myślowy. Pozostałe trudności są podobne do tych, które obserwujemy w adopcji postnatalnej – to problemy z identyfikacją i poczuciem tożsamości oraz potencjalna możliwość, że w przyszłości dziecko spotka biologiczne rodzeństwo, nie wiedząc o tym. Komplikacją w ocenie może być i to, że adopcja prenatalna jest podstępnie wykorzystywana do reklamy klinik in vitro, które przedstawiają się jako pro-life. Niektórzy bioetycy twierdzą wręcz, że adopcja prenatalna to po prostu współpraca z klinikami in vitro w niegodziwych działaniach.
 
Propozycja adopcji embrionu to ze strony klinik chęć rozkręcenia kolejnej gałęzi biznesu czy może próba zadośćuczynienia zamrożonym dzieciom?
– Trudno powiedzieć, trzeba by zapytać właścicieli klinik. Niektóre kliniki reklamują się szczytnymi hasłami np. „Chronimy dziecko od pierwszej komórki, nie niszczymy żadnego życia”. Inne mają na sztandarach cytaty z Jana Pawła II lub przekonują, że działają zgodnie z nauczaniem Kościoła, co oczywiście jest wielkim nadużyciem. Ale czy mają wyrzuty sumienia? Jeden Pan Bóg wie. „Nadliczbowe” embriony to ogromna odpowiedzialność osób, które tam pracują.
Czy czynnik ekonomiczny gra rolę? Możliwe. Adopcja prenatalna też kosztuje, bo trzeba przygotować kobietę do transferu, zlecając wykonanie różnych badań itp. Zwykle jest to koszt około 3 tys. złotych. Zresztą, pieniądze mogą też mieć znaczenie w ocenie intencji pary, bo może się zdarzyć, że ktoś poszedłby na in vitro, ale go nie stać. Adopcja embrionu jest więc kilkakrotnie tańszą opcją. O innych kwestiach szczegółowych można przeczytać więcej na stronie ratujemyembriony.pl.
 
Jaka motywacja do adopcji prenatalnej byłaby właściwa?
– Pro-life. Jeśli ktoś idzie do kliniki i mówi: „Jestem przeciwnikiem in vitro i nie akceptuję tej procedury, ale chcę uratować porzucone dziecko”, to jest to intencja godziwa.
 
A jeśli taka para nie może mieć biologicznych dzieci? Niektórzy katoliccy bioetycy mówią, że adopcja prenatalna jest w porządku, ale tylko dla małżonków, którzy mogliby począć biologiczne dzieci.
– Dlaczego?
 
Bo taka adopcja to dla bezpłodnych par ominięcie in vitro przy podparciu się szlachetnymi ideami.
– Ale skąd człowiek wydający taką opinię zna intencję tych ludzi? Każdy może być pro-life – niezależnie od tego, czy może począć dziecko, czy nie – i nikomu to oceniać. Kto głosi takie opinie, nadużywa swoich kompetencji.
 
Może się zdarzyć, że ktoś obiektywnie czyni dobro (np. ratuje embrion), ale równocześnie ma niegodziwą intencję (np. chce ominąć in vitro). Powinien adoptować czy nie?
– Jeśli ktoś ma dobrą intencję, ale chce popełnić obiektywne zło, to Kościół jednoznacznie mówi, że tak nie wolno. Tymczasem tu mamy sytuację odwrotną: intencja może być niegodziwa, ale czyn obiektywnie prowadzi do wielkiego dobra, jakim jest uratowanie dziecka. Ja tylko będę się z tego cieszył. Ale to trudne do teoretycznego rozstrzygnięcia. Każda historia jest inna i wymaga odrębnego rozeznania.
 
Jaki jest status prawny embrionu?
– Według Konstytucji każdy człowiek ma prawo do życia, a Kodeks Etyki Lekarskiej orzeka, że embriony mają być traktowane jako pacjenci, czyli osoby ludzkie. Nie można ich unicestwić.
 
Czy jeśli para decyduje się na adopcję prenatalną, rodzice biologiczni muszą wyrazić na to zgodę?
– Nie. Jeśli para zrzeka się praw do embrionu albo np. przestaje płacić roczny „abonament” za jego utrzymanie, dziecko staje się własnością (!) kliniki. Dla pary adoptującej wybiera się takie dziecko w stadium embrionalnym, które ma największą szansę na implantację. Rodzice biologiczni nie mogą wskazać innego małżeństwa, gotowego na adopcję. Jest pełna anonimowość.
 
Spotkał Ksiądz parę po in vitro, która by powiedziała: „Gdybyśmy mieli pewność, że nasze zamrożone dzieci zostały adoptowane, cieszylibyśmy się i czuli ulgę”?
– Takiej nie spotkałem. Natomiast poznałem ludzi, którzy mieli 30 zamrożonych dzieci i nie wiedzieli, co zrobić.
 
A co zrobić?
– Przyjąć jedno, dwoje, troje – ile możliwe. Pozostałe oddać do adopcji i liczyć na to, że inna para je zaadoptuje. Ale takiej pewności nie ma, bo jest o wiele więcej porzuconych embrionów niż par, które by je przyjęły.
Poznałem też rodziców kilkunastu zamrożonych embrionów, którzy stwierdzili: „Powiedzieliśmy A, czyli powołaliśmy je do życia, więc trzeba powiedzieć B i dać im wszystkim szansę narodzenia”. Taka postawa to forma zadośćuczynienia, wyraz dyspozycji wewnętrznej, że matka i ojciec się nawrócili i zrobią wszystko, co mogą, aby uratować swoje dzieci. Scenariusze mogą być różne. Umieralność embrionów jest wysoka, ale znany jest też przypadek – w USA – narodzin ośmioraczków z jednej ciąży.
 
Czy nauczanie Kościoła nadąża za bioetyką?
– Zdecydowanie tak. Studiuje je o. Jerzy Brusiło. Zbiera różne wypowiedzi Kościoła, także Piusa XII, który już w latach 50. podejmował wiele zagadnień bioetycznych. Problem natomiast jest w praktycznym przełożeniu tych dokumentów na naszą posługę duszpasterską. My, księża, dobrze odnajdujemy się w prowadzeniu gorzkich żali i drogi krzyżowej, ale praktycznie nie wykorzystujemy „potencjału” tzw. sytuacji granicznych, kiedy w ludziach coś się łamie, kiedy są najbardziej otwarci na rozmowę, kiedy poszukują rady, pomocy, wsparcia. Rzadko idziemy na peryferia, jak nas do tego przynagla papież Franciszek. A tymi peryferiami są też kliniki in vitro. Drugim problemem jest to, że Kościół bardzo broni dzieci nienarodzonych – i wspaniale – ale tych zamrożonych to już nie. Tymczasem czym one się różnią? Mają tylko inny adres zamieszkania – te pierwsze w łonie matki, te drugie – w przechowalni w klinice. Na tym różnice się kończą, wszystkie mają godność osoby ludzkiej.
 
Zdanie na podsumowanie: adopcja prenatalna to…
– To dla mnie czyn heroiczny. Pewna para adoptowała dwa embriony. Pierwsze dziecko urodziło się zdrowe. Gdy kobieta była w kolejnej ciąży, u nienarodzonego dziecka wykryto wady genetyczne. Co mówili lekarze? „Wskazanie do aborcji, tym bardziej że to nie jest wasze dziecko”. Co mówili rodzice? „Nie poszliśmy adoptować, żeby spełnić swoje marzenia czy zachcianki, ale żeby wziąć pełną odpowiedzialność za dziecko, które jest nasze. My je przyjmujemy, akceptujemy”. To dziecko żyje do dziś.
 
A co o adopcji prenatalnej powiedziałby Jezus?
– „Kto przyjmuje jedno z tych najmniejszych, Mnie przyjmuje”. A najmniejsze są embriony.
 
 
Ks. prof. Andrzej Muszala
Bioetyk specjalizujący się w bioetyce początków życia człowieka. Wykładowca akademicki, współzałożyciel Poradni Bioetycznej w Krakowie, oferującej także porady internetowe (poradniabioetyczna.pl). Dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki