Logo Przewdonik Katolicki

Byłem synem terrorysty

Monika Białkowska
FOT. RAYAN LASH/SIMON & SCHUSTER

Czy chłopiec wychowany w świecie dżihadu może wybrać dobro? Jaką ma szansę wyrwać się ze świata nienawiści? „Nienawiść to fenomen, który nie występuje w sposób naturalny, to kłamstwo” – przekonuje Zak Ebrahim.

Ojciec Zaka Ebrahima, El-Sayyid Nosair, w listopadzie 1990 r. strzelił i śmiertelnie ranił Me’ira Kahanego, założyciela Jewish Defense League (Żydowskiej Ligi Obrony). Trzy lata później, już z więzienia, zaplanował zamach bombowy na World Trade Center. Marzył, by syn był taki jak on. Miał być wojownikiem dżihadu, nienawidzącym zachodniej kultury. Nosair poniósł porażkę. Nienawiść nie jest wrodzona. Nienawiść nie zakorzenia się łatwo. Dobro w człowieku mimo wszystko jest silniejsze od nienawiści.
 
Lekcja pierwsza
Gdy chrześcijanin odrzuci

Zak Ebrahim opowiada swoją historię na spotkaniach, opisuje ją również w książce Syn terrorysty. Mówi o swojej matce, która była Amerykanką, wychowaną w katolicyzmie. Co sprawiło, że gorliwa katoliczka z małego amerykańskiego miasteczka przyjęła islam i stała się jego gorliwą wyznawczynią? Że nie odeszła od islamu nawet wówczas, gdy jej męża zaprowadził on do więzienia?
Jej pierwszy mąż był ateistą. Urodziła mu córkę, potem się rozstali, gdy zrozumiała, że nie może wychowywać dziecka z mężczyzną, który drwi sobie z religii. „Małżeństwo się rozpada – pisze Zak. – Niedługo potem niespodziewanie to samo spotyka jej katolicką wiarę. Idzie do księdza z prośbą o radę w jakiejś sprawie i rozmowa schodzi na temat teologii. Mama wierzy w Trójcę Świętą, ale przyznaje księdzu, że nigdy jej nie rozumiała. Ksiądz zaczyna jej to tłumaczyć. Ale im więcej pytań zadaje mama – im bardziej pragnie jasności – tym bardziej poplątane i niezadowalające stają się jego odpowiedzi. Ksiądz najpierw jest zmieszany, a potem zaczyna się denerwować. – Jeśli musisz zadawać te wszystkie pytania – gani ją ksiądz – to wcale nie wierzysz!”.
Matka Zaka była w szoku, opowiadała później, że czuła się, jakby dostała cios prosto w serce. Nie przestała wierzyć w Boga, ale wiedziała, że nie potrafi już być katoliczką. Miała dwadzieścia parę lat, małą córkę i wielką potrzebę życia religijnego. Zaczęła go szukać.
„W swoich poszukiwaniach mama znajduje na półce biblioteki w Pittsburghu książkę o islamie – mówi Zak. – Odwiedza pobliski meczet, czyli masjid, aby znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Spotyka muzułmańskich studentów. Nie miała pojęcia, że wspólnota muzułmańska jest tak przyjazna i że stawia na pierwszym miejscu rodzinę. Pod koniec maja 1982 r. mama siedzi już w sali nauki na pierwszym piętrze meczetu. Przygotowuje się do przejścia na islam i ćwiczy szahadę: «Nie ma Boga prócz Allaha, a Muhammad jest Jego Wysłannikiem». (…) Jej wiara w islam, jej potrzeba tej religii jest już głęboka i silna. Powtarza cicho słowa szahady, aż zaczynają odzwierciedlać to, co czuje w głębi swego serca”.
„Jeśli musisz zadawać te wszystkie pytania, to wcale nie wierzysz!”. Zdanie, które powinno się wpisać na indeks zdań zakazanych, jako to, które nigdy nie powinny paść z ust wierzącego. Kim jesteśmy, by sądzić? Są samospełniającą się przepowiednią, stygmatem, który sprawia, że szukający, choćby najbardziej gorliwie dążył do prawdy, poczuje się odrzucony. Pytanie nigdy nie jest winą. Szukanie nigdy nie jest winą. Matka Zaka nie szukała islamu. Islam znalazł ją, gdy poczuła się odrzucona przez ucznia Jezusa – zbyt słabego, żeby dać świadectwo.
 
Lekcja druga
Terrorystę rodzi lęk

Ojciec Zaka terrorystą stawał się powoli. Zaczęło się od porażenia prądem w pracy. „Baba”, jak mówił do niego Zak, doznał poważnych oparzeń dłoni. To sprawiło, że nie mógł dalej pracować. Mężczyzna, muzułmanin wie, że jego najważniejszym zadaniem jest zapewnienie bytu rodzinie. „Choć rodzina jest w stanie się utrzymać, wstyd rozchodzi się po całym jego ciele jak kropla czerwonej farby na wodzie – mówi Zak. – Matka widzi, jak cierpi, ale Baba znajduje się poza jej zasięgiem. Bezustannie wczytuje się w Koran, staje się zamknięty w sobie. Bez przerwy chodzi do Masjidu al-Shams, gdzie modli się, słucha kazań i uczęszcza na tajemnicze spotkania. Meczet początkowo zdaje się zrzeszać tych o umiarkowanych poglądach, ale z czasem staje się jednym z najbardziej fundamentalistycznych w mieście. Wyjaśnia to, dlaczego ojciec robi się coraz mniej tolerancyjny wobec niemuzułmanów. Staje się postacią, która prześlizguje się obok, ściskając w ręku Koran. Któregoś dnia niewinnie pytam go, kiedy stał się tak pobożnym muzułmaninem, a on odpowiada z nową, twardą nutą w głosie: – Kiedy przybyłem do tego kraju i odkryłem wszystko to, co jest z nim nie tak”.
Wiele lat później agenci FBI nazwali Masjidowi al-Shams „kwaterą dżihadu w Jersey”. Sam Zak przekonuje, że pierwszym krokiem do terroryzmu jest wychowanie człowieka na fanatyka. „Wystarczy znaleźć kogoś podatnego na zranienie – przekonuje – kogoś, kto stracił pewność siebie, pracę, dumę, możliwość podejmowania decyzji. Kogoś, kto czuje się upokorzony. I wtedy zaczynasz go izolować. Napełniasz go lękiem i gniewem i robisz wszystko, żeby zaczął postrzegać innego jako anonimowy cel – sylwetkę pozbawioną twarzy na strzelnicy – a nie istotę ludzką”.
 
Lekcja trzecia
Nienawiść to kłamstwo

Zak wie, o czym mówi. W nim również przez lata tlił się lęk i gniew na ojca, dla którego terroryzm stał się ważniejszy od rodziny. Wie, o czym mówi, bo obserwował mechanizmy stopniowej radykalizacji swojego ojca. Pamięta, jak spotykał się w mieszkaniu z mężczyznami z meczetu, głośno rozprawiając o dżihadzie. Pamięta sklep, który ojciec prowadził i do którego przyprowadzał dzieci: pomieszczenie bez okien, wypełnione książkami i kasetami magnetofonowymi, ze ścianami ozdobionymi cytatami z Koranu. A im starszy, Zak coraz głębiej wprowadzany jest w świat przemocy. „Wielokrotnie ojciec zabiera mnie na wykłady Ślepego Szejka – wspomina. – Nie znam arabskiego na tyle dobrze, by zrozumieć więcej niż kilka pojedynczych słów, ale jego zaciekłość mnie przeraża”.
Zak mocno zapamiętał dzień, kiedy ojciec zabrał go na strzelnicę. Wyjechali daleko z miasta, gdzie spotkali przyjaciół ojca z meczetu. Z bagażnika jednego z nich wyjęli mnóstwo karabinów i pistoletów. Najpierw do sylwetek ludzi pozbawionych twarzy strzelali dorośli, po nich – dzieci. Zakowi nie wychodziło strzelanie, śmiali się z niego nawet kuzyni. Dopiero kiedy zbierali się do wyjazdu, przypadkowo trafił w cel. Postać człowieka stanęła w ogniu. „Obracam się ku Babie, całe ciało mam napięte, martwię się, że zrobiłem coś nie tak – wspomina. – Ale, o dziwo, on szeroko się uśmiecha i kiwa z uznaniem głową.
Tuż przy nim ammu wybucha śmiechem. Jest bliskim przyjacielem mojego ojca. – Ibn abu – mówi z szerokim uśmiechem. Ibn abu. Jaki ojciec, taki syn”.
Ojciec Zaka trafił do więzienia, kiedy chłopiec miał siedem lat. Matka pozostawała muzułmanką, choć z czasem rozwiodła się z uwięzionym mężem. Zak pisze dzisiaj: „Nie bez przyczyny trzeba uczyć morderczej nienawiści. Nie tylko uczyć, ale i na siłę zaszczepiać. To fenomen, który nie występuje w sposób naturalny. To kłamstwo. To kłamstwo, które powtarza się bez przerwy, często ludziom, którzy nie mają innej możliwości i których pozbawiono dostępu do innych światopoglądów. To kłamstwo, w które wierzył mój ojciec. Miał nadzieję, że uda mu się mi je przekazać”.
 
Lekcja czwarta
Jak odróżnić dobro od zła

Spotkania w meczecie i na strzelnicy to tylko pojedyncze wydarzenia: ale wychowanie do nienawiści to system, obejmujący wszystkie przestrzenie życia. „Jako dziecko nigdy nie kwestionowałem tego, co słyszałem w domu, w szkole ani w meczecie – tłumaczy Zak. – Przyswoiłem sobie dogmatyczność tak, jak wszystko inne: Alexander Graham Bell wynalazł telefon. Pi równa się 3,14. Wszyscy Żydzi są źli, a homoseksualizm to zboczenie. Paryż jest stolicą Francji. Wszystkie te stwierdzenia wyglądały na fakty. Skąd miałem wiedzieć, jak je odróżnić? Wpojono mi lęk przed ludźmi innymi ode mnie i trzymano mnie od nich z daleka dla mojego własnego «bezpieczeństwa»”.
Jednym z momentów przełomowych w życiu Zaka było wydarzenie na szkolnym korytarzu. Jako syn znanego terrorysty był prześladowany przez swoich kolegów, znajdował się nawet na skraju samobójstwa. Miał pokusę, żeby znaleźć się po drugiej stronie, poczuć się silnym. Któregoś dnia natknął się na grupę młodszych dzieci, rzucających plecakiem bezbronnego kolegi. „Łapię za plecak i wrzucam go do kosza na śmieci – wspomina Zak. – Przez chwilę czuję satysfakcję. Nie ma wątpliwości, że dobrze jest być po drugiej stronie. Ale potem widzę wyraz twarzy tego biednego, dręczonego dzieciaka – wyraz twarzy, który tak dobrze znam, tyle w nim oszołomienia, co i strachu – że wyciągam plecak ze śmietnika i oddaję mu go z powrotem. Nikt nigdy nie usiadł ze mną i nie nauczył, czym jest empatia i dlaczego jest ona ważniejsza niż władza, patriotyzm czy religia. Ale ja nauczyłem się tego właśnie na tym korytarzu: nie potrafię uczynić innym tego, co mnie uczyniono”.
 
Lekcja piąta
Człowiek ma wybór

Zak jest dowodem na to, że nienawiść nie jest wrodzona. Jest dowodem na to, że błędny krąg można przerwać, że nienawiść męczy, że nie jest pozytywnym wyborem, a jedynie drogą ucieczki dla bezsilnych. „Kiedy miałem osiemnaście lat i zobaczyłem trochę świata – pisze Zak – powiedziałem mamie, że nie mogę już oceniać ludzi na podstawie tego, czym są – muzułmanami, żydami, chrześcijanami, gejami, osobami heteroseksualnymi – i że od tej pory będę zwracał uwagę na to, kim są. Wysłuchała mnie, pokiwała głową i w swojej mądrości wypowiedziała sześć najważniejszych słów, jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się usłyszeć: «Jestem już taka zmęczona nienawidzeniem ludzi»”.
Wychowany na muzułmanina Zak odszedł od religii. Dziś przekonuje, że każdy zachowuje możliwość wyboru. Nawet chłopcy wychowani przez ojców terrorystów, zamknięci w świecie radykalnego islamu, mają szansę wydostać się z kręgu nienawiści. Ma prawo o tym przekonywać, bo sam przeszedł tę drogę. – Empatia, pokój, wyrzeczenie się przemocy wydają się osobliwą bronią w świecie terroru, który pomógł stworzyć mój ojciec – przekonuje. – Eskalacja przemocy nie może być naszą jedyną odpowiedzią na agresję, niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani, żeby komuś oddać, i to oddać mocniej. Zmarły historyk kontrkultury Theodore Roszak napisał o tym w następujący sposób: „Przez tydzień próbujemy wyrzec się przemocy, a kiedy «to się nie sprawdza», powracamy do przemocy, która nie sprawdza się przecież od wieków”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki