Monika Białkowska: Brzmi nieźle, ale co to znaczy?
H.S. Żyć ze świadomością, że zostaliśmy obdarowani.
M.B. Ale to jest dla współczesnego człowieka tak strasznie teoretyczne… On o żadną logikę daru, o bycie obdarowanym nie będzie pytał! Zapyta najwyżej: „Co mi to daje, że uwierzę?” „Co tobie daje ta twoja wiara?”.
H.S. Benedykt XVI odpowiada: Chrystus nie daje mi niczego konkretnego, ale daje mi siebie. Na tym polega chrześcijaństwo: że Bóg daje nam siebie. Kiedyś uczestniczyłem w rekolekcjach, które głosił ks. Tischner. Przyjechał do Rzymu, do Kolegium Polskiego, i widać było, że nie bardzo mu to pasuje. Potrafił świetnie mówić do dzieci, do studentów, ale tu siedział przed nim tłumek księży w sutannach, na dodatek rzymskich doktorantów, przekonanych o tym, jacy to są mądrzy. Męczył się trochę, w końcu zszedł na temat Eucharystii. Mówi: wyobraźcie sobie Chrystusa, który przychodzi do Wieczernika razem z apostołami. On wie, że odchodzi. Żegna się z tym życiem – i właśnie w tej chwili mówi im, że zostanie z nimi w chlebie, w winie. Że ten Chleb to Jego Ciało, że ten Kielich to Jego Krew. Daje im siebie. Daje swoją obecność. Po co to? Żeby człowiek mógł powiedzieć „Pan mój i Bóg mój”. To było piękne u Tischnera: to zastanawianie się, czy Bóg może być własnością człowieka? I odpowiedź, że właśnie tak, że to się wydarza w Eucharystii. Po co? Żeby mogło się wypełniać Pawłowe „Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus”. Moje „ja” musi umierać. I to jest bardzo ważne dla współczesnego człowieka: żeby jego „ja” umierało, żeby nie było najważniejsze, żeby było coś ponad nim!
M.B. Hm… Pozwolę sobie być delikatnie sceptyczna. To brzmi dla mnie jak pobożny koncert życzeń idealisty. Naprawdę Ksiądz wierzy, że „dla współczesnego człowieka to ważne, żeby jego <<ja>> umierało”? Wierzy Ksiądz, że ktokolwiek się w ogóle nad tym zastanawia?
H.S. Tak! On może o tym nie wiedzieć, może o tym zapomniał, ale niech to wreszcie poczuje! Inaczej pozostanie na poziomie bardzo płaskiego życia! Niech się dowie, uwierzy i doświadczy. Cała tragedia naszych czasów na tym właśnie polega, że koncentrujemy się wyłącznie na sobie, uważamy się za twórców siebie, a świat, w którym ciągle coś produkujemy, za swoją własność. I wciąż wszystko nam się należy. A jest takie powiedzenie Levinasa, które też chyba Tischner gdzieś cytuje: „świat jest darem Innego”. Jeśli tak spoglądam na wszystko – na życie, na świat, na to, że tu jestem, że żyję pośród tych a nie innych ludzi, to wszystko nie jest ani moją zasługą, ani moją własnością, tylko obdarowaniem.
M.B. Łaską?
H.S. I widzisz, tu mam problem. W seminarium przez cały semestr słuchałem wykładów o łasce. Przeduczynkowa, uczynkowa, uświęcająca, habitualna, jak się w tym połapać, jak to zrozumieć?
M.B. Też nie lubię tego słowa. Ale gdybym miała szukać innego, to pewnie padłoby na „zachwyt” – ale rozumiany nie jako jeden moment, ale też to wszystko, co go wywołuje i do czego prowadzi. Kiedy człowiek jest na szczycie góry, to właśnie czuje: stoi wobec czegoś, co go przerasta, czego sam nie stworzył, co sprawia, że oddycha pełną piersią i ma poczucie, że za tym pięknem stoi Inny. Wie, że jest mały, ale chce być większy, żeby stać się godnym tego, co dostaje. I na dodatek dzięki temu doświadczeniu rzeczywiście staje się większy! Czy to nie jest definicja łaski?
H.S. Nie czaruj, przecież nie chodzisz po górach!
M.B. Ale czuję to nad morzem. Chodzi o to, że człowiek nie jest w stanie zachwycić się tym, co od początku do końca wychodzi z niego samego. Żeby pojawił się zachwyt, musi pojawić się element daru, zaskoczenia, czegoś z zewnątrz mnie. Mogę być zadowolona z książki, którą napiszę, ale nie będę jej czytać z zachwytem.
H.S. Wierszem, który napiszesz, też się nie zachwycisz?
M.B. Nie piszę wierszy, przykro mi.
H.S. Zachwycisz się: że przyszło natchnienie, że nagle pojawia się coś, czego być sama nie wymyśliła.
M.B. Ale to też jest ten element „z zewnątrz”, to zaskoczenie, które przerasta człowieka.
H.S. Czasem, kiedy czuję, że jakieś moje pisanie wyszło rzeczywiście dobre, mam ochotę dopisać pod nim: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy, co mieliśmy wykonać”.
M.B. Bardzo lubię te słowa. Proszę mi je na nagrobku wypisać.
H.S. A dlaczego je lubisz? Bo one są właśnie o tym: że w tym, co robisz, jest element wcale nie twój. Jest dar, za który powinnaś być wdzięczna. I jest coś takiego pierwotnego w człowieku, co być może odpowiada tej rzeczywistości: przypominasz sobie, widziałaś zachwyt Twojej bratanicy z jakiegoś wcale niewyszukanego prezentu? A my sami, dlaczego tak lubimy być obdarowani? I to wcale nie nadzwyczajnościami. Tobie pewnie wystarczy bukiet tulipanów, mnie – prosta pomoc w załatwieniu jakiejś sprawy, w zakupie czegoś, bo w tym często czuję się bezradny. Czy takie doświadczenia nie potwierdzają Levinasowego „Świat jest darem Innego”?
M.B. Ale to już wszystko? Ta świadomość bycia obdarowanym, ten zachwyt czy łaska – to już cała „logika daru”? Trochę mi mało. Wychodzimy na egoistów, którzy mówią, że chrześcijaństwo polega na braniu Boga i braniu Jego darów!
H.S. Nie, nie! Myślę, że to jest przekroczenie logiki do ut des – „daję ci, żebyś ty mi dał”. Odejście od świętej sprawiedliwości i tego, co się komu należy, od ekonomii wzrastającego zadłużenia. To przecież Jezus złamał dawną logikę odpłaty. Ktoś chce twoją szatę? Oddaj mu też płaszcz. Nadstaw drugi policzek... Zwierzę ma zęby, więc gryzie, gdy ktoś je atakuje. Jak ma dziób, to dziobie. Ale ty, człowiek, możesz zachować się inaczej. Możesz zapytać: „Dlaczego mnie bijesz?”. Możesz przytulić. Możesz się uśmiechnąć. Możesz znaleźć jakiś inny sposób zachowania, który nie będzie instynktownym oddaniem złem za zło. I możesz – jak pisze papież Benedykt – przestać traktować zbawienie nie jako coś, co nam się należy, lecz jako dar Bożego miłosierdzia. Bo przecież nie ma takiego działania, uczynku, niezależnie od tego, jak mogłyby być dobre, przez które zasługujemy na zbawienie!
M.B. Więc koniec końców „logika daru” to nie jest tylko jego przyjęcie czy danie: to jest cały system życia, postawa wobec wszystkich i wobec wszystkiego, co nas spotyka.
H.S. Dyspozycja serca? Tak to można nazwać. Uporządkowanie życia we wszystkich jego wymiarach w kategorii wdzięczności i zachwytu…
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego.