Ks. Henryk Seweryniak: Wobec papieża często z szeregów księży płynie krytyka, że tak negatywnie się do nich odnosi. Że owszem, widzi ich grzechy, ale że nie znajdują oni w papieżu ojcowskiego wsparcia. Nie stoi po ich stronie w świecie, który wobec kapłanów jest często zimny, nierozumiejący, czasem wręcz okrutny. Ale to jest zapewne wyraz jego katolickiej troski (kath’olon to w grece: odnoszący się do całości) o całość – i tego świata, i nas, księży.
M.B.: Czy to znaczy, że papież Franciszek jest antyklerykałem?
H.S. Uporządkujmy pojęcia, bo mamy z nimi problem. Antyklerykalizmem nazywam postawę niechęci, nawet wrogości wobec księży i ich działań, wobec całej organizacji Kościoła, właściwą komuś, kto najchętniej w relacji z Bogiem obywałby się bez pośredników. To postawa negatywna, wręcz alergiczna. Czasem jest uzasadniona, ale częściej po prostu niesprawiedliwa, do tego usprawiedliwiana troską o kondycję Kościoła.
M.B.: Papieża w tę definicję wpisać się nie da – choć występuje przeciwko klerykalizmowi.
H.S. Bo klerykalizm również jest postawą negatywną. Polega na sprowadzaniu kwestii odpowiedzialności za Kościół wyłącznie do księży. Dochodziło do tego, że za Kościół uważano tylko duchownych. Świeccy w tej wizji są: nauczani, karmieni sakramentami, powinni słuchać, a jeśli chcą wziąć na siebie część tej odpowiedzialności, są… niebezpieczni.
M.B.: To jak w takim razie nazwać postawę i sposób myślenia papieża Franciszka?
H.S. Nie mamy tu chyba odpowiedniego pojęcia. Ja bym próbował mówić raczej o aklerykalizmie, który nie jest żadną miarą niechęcią do duchowieństwa jako takiego, ale postawą sprzeciwiającą się klerykalizmowi, zawłaszczeniu Kościoła przez duchownych. Szkoda, że jeszcze tego słowa w naszym słowniku nie ma. Może je wprowadzimy?
M.B.: A jakie są przejawy klerykalizmu. Oczywiście świeccy pewnie mogliby sporo wygarnąć, ale co Ksiądz widzi w Kościele, właśnie z pozycji kapłana?
H.S. My jako księża często nie potrafimy przyjąć, że wiemy i rozumiemy, że ludzie świeccy są ważną częścią Kościoła. Wystarczy spojrzeć choćby na rady ekonomiczne czy duszpasterskie w parafiach. Mało gdzie zdarza się, żeby one rzeczywiście działały, żeby odbywały się do nich porządne wybory, żeby chrześcijanie świeccy chętnie się do nich garnęli, żeby inni zachęcali ich do działania, inspirowali.
M.B.: A ja bym się porwała na stwierdzenie, że klerykalizm to nie jest wyłącznie wina księży.
H.S. Bo ludzie mówią: „Ksiądz jest od tego...”, „Ksiądz lepiej to zrobi”, „Nie chce mi się, niech ksiądz robi”?
M.B.: Nie. Ale wiem, jak funkcjonuje ksiądz w miasteczku, gdzie jest ich kilku, i nawet jak ludzie ich nie lubią, to znają. Wiadomo: KSIĄDZ. Ostatnio nawet ja, zatwardziała aklerykałka, złapałam się na klerykalnym myśleniu. Jeden z młodych księży miał chorego tatę, a do lekarzy chodził ubrany po świecku, bez koloratki. Pomyślałam: „Wariat!” Przecież wiadomo, że w koloratce załatwiłby więcej i szybciej. Jeden lekarz byłby milszy, drugi machnąłby ręką na limity i zrobił tego dnia jedno badanie więcej – nie kosztem innego pacjenta, ale kosztem swojego czasu. Ale ten ksiądz miał rację, że nie wykorzystał swojej pozycji…
H.S. Ludzie mają problem z przyjmowaniem Komunii św. od świeckich szafarzy. Wolą ustawić się w dłuższej kolejce, ale do księdza. Klerykalizm czystej wody.
M.B.: A wie ksiądz, jak mało księży przychodzi na rady pedagogiczne? Świecki nauczyciel spotkałby się z konsekwencjami, on nie. Ksiądz w wielu szkołach dostanie wolne na pielgrzymkę czy rekolekcje, świecki nie doprosi się o dzień urlopu bezpłatnego. W czasie kolędy po prostu czasem nie przychodzi na lekcje, a dyrekcja organizuje zastępstwa.
H.S. Kolęda to co innego. To prawdziwa harówa!
M.B.: Być może. Ale to jest jego praca, ksiądz nauczyciel religii ma etat, bierze za to państwowe pieniądze. A nauczycielka, która jest matką, ma w domu trójkę małych dzieci i harówę nie tylko w czasie kolędy, ale przez cały rok. Łatwo jest uznać, że się jest wyjątkowym.
H.S. No, domagasz się „kolędowego heroizmu”. Bo to naprawdę heroizm... Ale twoje porównanie jest przekonujące. Młody ksiądz, po studiach i święceniach dostaje mieszkanie – służbowe, ale zawsze mieszkanie.
M.B.: Świeccy po studiach pakują się w kredyty, żeby nie mieszkać z rodzicami.
H.S. Pod tym względem ksiądz ma większe poczucie bezpieczeństwa. Pewność, że ma konkretną pracę.
M.B.: A świecki stresuje się, co będzie, jak pracę straci – z czego da jeść dzieciom. To wtedy w świeckich rodzi się jakieś poczucie niesprawiedliwości. A najgorsze jest wtedy usłyszeć: „To trzeba też było iść na księdza”. „Trzeba było zostać zakonnicą”.
H.S. Nie, nie! To już by było zaprzeczeniem idei powołania, potraktowaniem go jak wygodnej drogi życiowej czy jednego z wielu zawodów. A to jednak Pan Bóg powołuje, sami sobie tego nie wybieramy. Ale mówiłaś, że świeccy są też winni…?
M.B.: Są winni, bo traktują księży nie tylko jak kogoś, kto zajmuje szczególne miejsce przy ołtarzu i w konfesjonale, ale komu należą się z tego powodu wyjątkowe przywileje również poza ołtarzem. To nie jest dziwne, kiedy księdza na wyjeździe otacza wianuszek pań, podtykających mu to kanapkę, to winogronko? Kiedy kobiety zostawiają w domu dzieci z mężem, byle tylko księdzu „pomóc”?
H.S. Coś w tym jest, że świeccy bywają bardziej klerykalni od księży. Uważajmy na to. Mądry ksiądz powinien powiedzieć takiej pani, że winogronko ma dać swoim dzieciom, a za kanapkę dziękuje, bo zrobił sobie własną. A jeszcze lepiej, gdyby zrobił ich więcej i podzielił się z tymi, którzy kanapek nie wzięli. Rozpoczęłaś od Franciszka, ja skończę Janem Pawłem II. Byłem na spotkaniu z nim w 1979 r. w Częstochowie. Katedra nabita księżmi i klerykami. Papież powiedział nam wtedy: często na Zachodzie mówią mi, że moja wizja kapłaństwa jest klerykalna, że to trzeba robić inaczej niż w Polsce. Ale my tu w Polsce zdajemy sobie sprawę, że z ludzi jesteśmy wzięci, że mamy też ludzkie słabości. Najwięcej mamy do czynienia z grzechem człowieka, ale i ze świętością człowieka, chociażby poprzez kratki konfesjonału. Nieraz głęboko czujemy zawstydzenie wobec ludzi świeckich, gdy widzimy, jak bardzo oni dążą do świętości, jak bardzo od siebie wymagają, ile z siebie dają! Ja to również czuję.
M.B.: Niepotrzebnie Ksiądz polukrował, ale niech będzie…
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.