Ks. Henryk Seweryniak: Mówimy tu od jakiegoś czasu o tym, jaką naukę przyniósł Jezus i co w niej było radykalnie innego, nowego. Pora zmierzyć się z pytaniem, co mówił o sobie samym. I od razu przychodzi na myśl słowo „Mesjasz”. Starsi pamiętają piękne opowieści z pobożnych książeczek, jak to Maryja oczekiwała Mesjasza i nawet do głowy jej nie przychodziło, że to właśnie ona mogłaby być Jego matką. Wiemy również z lekcji religii, z kazań, że Mesjasz był wyglądany przez Izraela jako ten, który odnowi naród wybrany, przywróci mu jego znaczenie wśród innych potęg politycznych. Będzie to nowy Dawid, który – jak ów niemal legendarny król – znowu uczyni Izraela jednym i wielkim.
Monika Białkowska: Każdy, kto interesuje się historią późniejszego narodu żydowskiego, wie, jak wciąż na nowo odżywała w nim idea mesjańska. Widziano go w przywódcach kolejnych powstań przeciwko Rzymianom, w pobożnych chasydach, w twórcach kolejnych odłamów judaizmu, jak choćby przypomniany przez Olgę Tokarczuk w Księgach Jakubowych Sabbataj Cwi. Wielu Żydów dzisiaj upatruje w Jezusie kogoś, kto ich rozczarował właśnie w swoim mesjanizmie, kto był „mesjaszem, któremu się nie udało”. Mówi się czasem, że ta sprawa i łączy nas, i dzieli z Żydami. Bo jedni i drudzy wierzą w Mesjasza: chrześcijanie, że już przyszedł, a Żydzi, że dopiero przyjdzie. Jak więc patrzył na to Jezus? Czy wiedział, że jest Mesjaszem? Czuł się Mesjaszem? Jakim Mesjaszem? Kiedy uczniowie Go jako Mesjasza rozpoznali? To ważne, żeby zobaczyć ten początek: to odkrycie uczniów, że właśnie Jezus jest tym, którego przez wieki zapowiadali prorocy.
HS: Chrześcijaństwo od samego początku widziało w Jezusie Mesjasza. Greckie „Christos” to nic innego, jak przekład hebrajskiego „Mesziah” – namaszczony, pomazaniec. I gdy pierwsi uczniowie pisali swoje księgi, nazwane potem Nowym Testamentem, ponad pięćset razy nazywali w nich Jezusa tym imieniem. U Szawła z Tarsu, który najczęściej odwołuje się do tego słowa, zwrot „Jezus Chrystus” stanie się wyznaniem wiary: „Jezus jest Mesjaszem”. Tym oczekiwanym. Prawdziwym. Można by powiedzieć: autentykiem.
MB: Owszem, ale ja widzę tu i wyznanie, i opozycję. Opozycję, bo gdy czyta się choćby pisma Józefa Flawiusza z I w., to on również wymienia niemało ludzi uważanych za mesjaszy: Szymon z Perei, Judasz z Galilei, Menachem ben Juda, Teudas, Jan z Giszali... Józef nie lubi zresztą mesjanizmu, uważa, że doprowadził on jego naród do licznych porażek. Również gdy czyta się Ewangelie, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że droga do uznania Jezusa za Mesjasza nie była wcale prosta, On sam tym tytułem się nie posługiwał.
HS: Zgoda, choć ja wolę powiedzieć to trochę inaczej: Jezus, gdy mówi o sobie, nie neguje, że jest oczekiwanym namaszczonym – Mesjaszem. Wciąż jednak dokonuje korekt mesjanizmu, z którym od pewnego momentu na co dzień się zderzał. Tak jest na przykład na początku Jego działalności, gdy w synagodze w Nazarecie przywołuje słowa Izajasza o rzeczywistym Pomazańcu. Jego namaszczenie ma polegać na tym, że zstępuje na niego Duch Pański, aby ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność itd. Łukasz dodaje: Zwinąwszy księgę, oddał ją słudze i ogłosił: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. Reakcja słuchaczy, jak pamiętamy, była zdecydowanie negatywna. Korekta? Jakieś inne ukierunkowanie?
MB: Inną wyraźną korektę, jeśli już chcemy używać tego słowa, niesie ze sobą scena kuszenia. Na marginesie – sam fakt kuszenia może być odczytany jako moralnie wątpliwy. Jakże to, jak Jezus mógł być kuszony? Jeśli więc opowieść ta znalazła się w Ewangeliach, to znaczy, że naprawdę się wydarzyła. I chyba była relacjonowana przez samego Jezusa.
HS: Opowiadając ją, Jezus chce chyba powiedzieć, że za fałszywym mesjanizmem znajduje się coś szatańskiego. Sensem posłannictwa Mesjasza nie jest ani cudowne zabezpieczenie materialne, ani ziemskie panowanie, ani zawracanie ludziom w głowach, że aniołowie będą za nas robili to, co mamy do zrobienia. Zasadniczą sprawą ma być pełnienie we wszystkim woli Ojca. Co oznacza, że Jego królestwo rośnie przez pokorę tych, którzy chcą zostać Jego uczniami, słuchają słowa Bożego i zachowują Jego przykazania.
MB: Może więc motyw mesjański powraca w całym nauczaniu Jezusa, tylko my nie zawsze go rozpoznajemy?
HS: Owszem, całe Jego nauczanie o Królestwie Bożym wywoływało nadzieje mesjańskie. Uczniowie to rozumieli, dopytywali: o to, kiedy wreszcie nadejdzie, kto zajmie w nim pierwsze miejsce. Jezus cały czas cierpliwie te nadzieje nie tyle hamował, ile – no właśnie – korygował. Powtarzał, że wszystko będzie wyglądało inaczej, niż się spodziewają.
MB: Jest potem scena pod Cezareą Filipową, kiedy Jezus zakazuje uczniom mówić, że On jest Mesjaszem. Więcej, nazywa Piotra szatanem, zawadą. I mówi o tym, że Syn Człowieczy będzie cierpieć. Wyraźnie nie zgadza się więc na zawężoną wizję mesjanizmu. Cały czas pokazuje, że „Mesjasz” to znaczy więcej, niż oni się spodziewają. Za szkicowaną przez Niego figurą Mesjasza zaczyna coraz wyraźniej rysować się sylwetka cierpiącego Sługi Bożego. To będzie największa korekta mesjańska: prorocy mówili o mnie – po ludzku bezsilnym, cierpiącym, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.
HS: Oficjalnie pytanie o to, czy jest Mesjaszem, pada w czasie przesłuchania przed Sanhedrynem. Według ewangelistów odpowiedź Jezusa brzmi tu: „Tyś powiedział” albo: „Ja jestem”. To jest potwierdzenie mesjanizmu, ale jednocześnie ukazanie jego właściwego sensu: mój mesjanizm to mesjanizm cierpiącego Sługi Boga i Syna Człowieczego.
MB: Nieźle się Jezus musiał napracować, żeby i pokazać, że rzeczywiście jest Mesjaszem, i jednocześnie przekonać, że „Mesjasz” to ktoś zupełnie inny, niż się spodziewali.
HS:A jednak Mu się udało, choć uczniowie zrozumieli to dopiero po Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Być może wypada to wszystko znowu za Józefem Ratzingerem podsumować tak: Jezus przejął z tradycji Izraela niejednoznaczny tytuł Mesjasza, równocześnie jednak ujął go tak, że sprowokował wyrok skazujący, którego mógł przecież uniknąć, gdyby zaprzeczył swojemu mesjanizmowi lub przyjął jego spłycone rozumienie. Nikt nie myślał wtedy o Mesjaszu ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Ale teraz był to fakt i na podstawie tego faktu trzeba było odczytać Pismo na nowy sposób, bo dopiero przez nie Jezus został uwierzytelniony jako Posłaniec, Mesjasz Boży. Dopiero wtedy uczniowie poukładali sobie wszystkie Jego słowa i obrazy, dopiero wtedy wszystko zaczęło im się zgadzać. Wtedy, po tym, jak objawiał im się jako Zmartwychwstały, mogli zacząć wyznawać wiarę w Jezusa, który jest Chrystusem, który jest Mesjaszem. I wtedy zaczęło się chrześcijaństwo.
MB: Trzeba dodać chyba jeszcze jedno: sprawa mesjanizmu wcale nie przeminęła, autentyczny mesjanizm jest sprawą poważną. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy przestajemy sobie radzić z trudnościami, gdy świat staje się groźny, niebezpieczny. Następuje wtedy wysyp pseudomesjaszy i chęć ich poszukiwania. Warto wtedy powracać do mesjańskich korekt Jezusa.