Logo Przewdonik Katolicki

Syn Boży, Syn Człowieczy

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Adobe Stock, Wikipedia

Ewangelie nazywać będą Jezusa „Synem Bożym”. Ale On sam mówi zawsze o „Synu Człowieczym”, na dodatek w trzeciej osobie. I nikt Go o to nie pyta…

Monika Białkowska: Nowy Testament wiele razy nazywa Jezusa „Synem Bożym”. Ale Jezus sam siebie nie nazywa tak nigdy! Czy to nie jest dziwne? Czy ewangeliści nie zapisali nam czegoś, czego Jezus wcale nie chciał powiedzieć? 

Ks. Henryk Seweryniak: Jezus za to, na co zwraca uwagę papież Benedykt, wielokrotnie nazywał się po prostu „Synem”. Trzeba też wiedzieć, że określenie „syn Boży” było w świecie Starego Testamentu bardzo wieloznaczne. „Synem Bożym” w Księdze Wyjścia nazwany jest cały Izrael. W psalmach czy w Księdze Hioba tak mówi się o aniołach. W Drugiej Księdze Samuela „Synem Bożym” jest król. 

MB: „Syn Boży” nie było więc rozumiane dosłownie. Nie był to ten, kto jest z Boga zrodzony i ma boską naturę – ale ten, kto został ukochany, wybrany, dziś powiedzielibyśmy, że niejako adoptowany na syna. 

HS: W Nowym Testamencie to się zmienia. Uczniowie rozpoznają w Jezusie Boga. Wiedzą i wierzą, że ma taką samą naturę, jak Ojciec. Tytuł „Syn Boży” zostaje zarezerwowany dla określenia tej właśnie Jezusowej relacji z Bogiem.

MB: „Wiedzą i wierzą”. Skąd to wiedzieli? Jak rozpoznawali? 

HS: To nie był jeden moment rozpoznania, ale szereg wydarzeń i zachowań, które budowały w uczniach to przekonanie. Jezus był jedynym w całych dziejach Izraela, który do Boga zwracał się poufałym wręcz zwrotem „Abba” – wcześniej nikomu nie przychodziło to nawet do głowy. Często mówił o pełnieniu woli Ojca. Podkreślał wyjątkowość swojej z nim relacji, mówiąc „Ojciec mój i Ojciec wasz”. 

MB: Już kiedyś o tym mówiliśmy, że Jezus nigdy w tej modlitwie nie stawał na równi z człowiekiem. Nie mówił nigdy „Ojcze nasz” – to uczniom tylko polecał tak się modlić.

HS: Mamy też zachowany logion, czyli wprost zapamiętane słowa Jezusa: „Lecz o dniu onym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. Mamy przypowieść o zabójstwie „Syna” przez dzierżawców winnicy. To wszystko stało się podstawą do wyznania wiary Kościoła – wiary w Jezusa Syna Bożego.

MB: Takiego Syna Bożego, jakiego nie było przed Nim i nie będzie po Nim – w sensie absolutnym. 

HS: I rzeczywiście to wyznanie wiary jest formułą już popaschalną, odczytaniem roli i znaczenia Jezusa w pierwotnym Kościele po doświadczeniu zmartwychwstania i spotkań ze Zmartwychwstałym. Najstarsza formą tego wyznania jest fragment Listu do Rzymian: „Jest to Ewangelia o Jego Synu – pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem Bożym – o Jezusie Chrystusie, Panu naszym”. 

MB: Zawsze mnie to fascynowało, że w Ewangeliach zachowały się te najstarsze wyznania pierwszego Kościoła – na dodatek tak ukryte, że często możemy je przeoczyć. Tu zapisane w adresie listu… 

HS: W poszczególnych Ewangeliach również jest zawarta interesująca teologia synostwa Bożego. U św. Marka na przykład widzimy to już w prologu, poprzez chrzest w Jordanie, przemienienie aż po wyznanie setnika, obecnego przy śmierci Jezusa: „Prawdziwie ten człowiek był Synem Bożym”. 

MB: Ewangelie nazywać będą Jezusa „Synem Bożym”. Ale On sam używa innej formuły. Mówi zawsze o „Synu Człowieczym”, na dodatek w trzeciej osobie. I nikt do Niego tym tytułem się nie zwraca, nikt Go o to nie pyta. To wygląda na dość zasadniczą różnicę… 

HS: Nie rozumiemy dziś często semickiego świata, do którego to pojęcie należy. Aramejskie „bar-nasz” nie zostało stworzone przez Jezusa, ale pojawiało się też w Starym Testamencie. Oznaczało człowieka w jego wielkości, ale też cielesnej kruchości. „Syn Człowieczy” ma cechy eschatologiczne, staje się znakiem przyszłego, ostatecznego panowania Jahwe. Syn Człowieczy przychodzi ze świata niebios. Włącza pod panowanie Jahwe wszystkie narody i otrzymuje władzę królewską. Toczą się spory o to, czy jest postacią indywidualną, czy też kolektywną. Ale co ważne, zwłaszcza jeśli już wiemy co nieco o pojęciu „Mesjasz” – pojęcie „Syn Człowieczy” nie ma jak tamto znaczenia wyłącznie społecznego. 

MB: „Syn Człowieczy” to był ktoś, kto sięgał ponad ten świat, w wieczność. Dlatego ta figura, zwłaszcza w tekstach późniejszego judaizmu, miała często znaczenie mesjańskie. 

HS: Zobacz teraz, co mamy w Ewangeliach. Mamy Jezusa, który mówi o sobie jako Synu Człowieczym tu i teraz: choćby wspominając, że lisy mają nory, a Syn Człowieczy nie ma gdzie skłonić głowy. Mamy Jezusa, który o Synu Człowieczym mówi w kontekście swojej męki, śmierci i zmartwychwstania: że nie przyszedł, aby mu służono, ale żeby służył i dał swoje życie na okup za wielu. Mamy wreszcie Jezusa, który oczekuje – może po prostu informuje? – że w nadchodzącym królestwie Bożym zajmie miejsce, które przyznawano Synowi Człowieczemu. Nawiązuje w ten sposób do starotestamentalnych proroctw. 

MB: Jeśli zebrać to, co wiemy o pojęciu „Mesjasz” – i połączyć to z wiedzą o „Synu Człowieczym” – trudno jest podejrzewać, że Jezus nie wiedział, kim jest. Wiedział i nieustannie o tym informował, posługując się obrazami z semickiego świata, zdecydowanie, ale dość dyskretnie zmieniając myślenie uczniów o mesjaszu i zbawieniu. 

HS: Oczywiście byli tacy, którzy tę Boską samoświadomość Jezusa kwestionowali. Przekonywali na przykład, że jest ona tworem popaschalnym, dziełem wyłącznie uczniów Jezusa. Gdyby jednak tak było, w usta Jezusa łatwiej było włożyć pojęcia „Mesjasza” i „Syna Bożego”: to byłoby dla słuchaczy zrozumiałe i oczywiste. Albo „Syn Człowieczy” weszłoby do wyznania wiary pierwotnego Kościoła.

MB: Nic takiego się nie stało. Ten termin tkwił w Ewangeliach – trudny, mało oczywisty, mówiący z jednej strony wyraźnie, a z drugiej jednak dla tych, którzy byli w stanie to pojąć. Powiedziałabym, że mało się ten termin narzucał… 

HS: Jeśli pozostał w takiej nienarzucającej się formie – mało wygodny, a jednak niezmieniony, niezastąpiony jakimś innym – to wniosek jest tylko jeden: tak rzeczywiście musiał mówić historyczny Jezus. Dlatego nikt nie odważył się tych słów zmienić. 

MB: A może Jezusowi było po prostu wygodnie tak mówić? Może z jakiegoś powodu określenia „Syn Człowieczy” używał jako zaimka, żeby nie mówić „ja” i wcale nie miało to takiego znaczenia, jakie przypisujemy?

HS: Dlaczego w takim razie synami człowieczymi nie nazywają się inni, choćby apostołowie? Nie, nie ma nigdzie w żadnych pismach sytuacji, gdzie „Syn Człowieczy” byłoby użyte w taki właśnie, niezobowiązujący sposób. Określenie „Syn Człowieczy” bez wątpienia miało istotne znaczenie w wypowiedziach Jezusa. Kiedy Jezus tak mówił, myślał o sobie jako Synu Człowieczym – aktualnym i eschatologicznym. Oczywiście, wielu spośród tych, którzy chcieli widzieć w Jezusie tylko jednego z nauczycieli ludzkości, podobnego do Sokratesa, lub rewolucjonistę jak Che Guevara, wykorzystywało pojęcie, o którym mówimy. Przekonywali, że używając go, Jezus rezygnował z wiary w Boga, a chciał wiary w człowieka, w sprawiedliwe królestwo ludzkie, a nie Boże: że sam chciał być synem człowieczym, a nie Synem Bożym. Jest to jednak zupełnie niezgodne Jego intencją, ukrytą pod frapującym pojęciem „syn człowieczy”. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki