Wcale nie dziwię się św. Tomaszowi, którego spotykamy dziś w Ewangelii. Nie dziwię się, że odnosił się do rozumu, że trudno mu było przyjąć niewyobrażalny fakt, że ktoś powstał z martwych. Co jednak w Tomaszu podziwiam? To, że nie próbował na własną rękę szukać odpowiedzi, nie przystał do innej grupy, gdzie nie niepokojono by go dziwnymi wiadomościami. On pozostał we wspólnocie – może wtedy zranionej i poobijanej po tragedii śmierci Pana Jezusa. Ale już przemienianej łaską i opromienionej blaskiem zmartwychwstania – w tej wspólnocie, w której i my jesteśmy.
Komentarz pochodzi ze strony Biblioteki Kaznodziejskiej.