Logo Przewdonik Katolicki

Kościół musi być tam, gdzie ludzie

ks. Dariusz Madejczyk
Fot.

Z kard. Adamem Maidą, arcybiskupem Detroit (USA), rozmawia ks. Dariusz Madejczyk Eminencjo, ponad pięćdziesiąt lat kapłaństwa to z pewnością niezwykłe doświadczenie drugiego człowieka, przede wszystkim w jego odniesieniu się do Boga. Jak widzi Ksiądz Kardynał wiarę mieszkańców Ameryki na przestrzeni tych ponad pięćdziesięciu lat? Z perspektywy moich 51 lat kapłaństwa...

Z kard. Adamem Maidą, arcybiskupem Detroit (USA), rozmawia ks. Dariusz Madejczyk


Eminencjo, ponad pięćdziesiąt lat kapłaństwa to z pewnością niezwykłe doświadczenie drugiego człowieka, przede wszystkim w jego odniesieniu się do Boga. Jak widzi Ksiądz Kardynał wiarę mieszkańców Ameryki na przestrzeni tych ponad pięćdziesięciu lat?
– Z perspektywy moich 51 lat kapłaństwa zauważam dużą różnicę pomiędzy tym, co zastałem jako neoprezbiter, a tym z czym spotykam się dzisiaj. Oczywiście w Kościele amerykańskim nie wszystko się zmieniło. Pozostała wiara w jednego Boga, w jeden chrzest, jednym słowem prawdy wiary się nie zmieniły. Natomiast zmienił się sposób przeżywania wiary, zmieniła się droga, na którą powołuje nas Chrystus Pan.

Momentem przełomowym w tym czasie był, moim zdaniem, Sobór Watykański II. Niewątpliwie okazał się on darem Boga dla Kościoła na całym świecie, ale tym samym również dla Kościoła w Ameryce. Obok zmian w liturgii, najważniejszym owocem Vaticanum II było według mnie większe otwarcie się na ludzi świeckich. Katolikom dało to nowe możliwości. Zrozumieli, że praca w parafii nie spoczywa tylko na kapłanach, ale również na nich.

Oprócz zmian w Kościele, przemianom ulegał też świat. Rozwój cywilizacji, globalizacja, nowe możliwości w dziedzinie komunikacji – to także znacząco wpłynęło na życie i działalność Kościoła. Pomimo tempa, w jakim te zmiany następowały, Kościół umiał na nie odpowiedzieć, a nawet je wykorzystać. To jest niezwykle ważne, bo przecież Kościół musi być tam, gdzie są ludzie. Nie możemy żyć tylko przeszłością. Musimy patrzeć w przyszłość i naszym życiem odpowiadać na zmianę warunków, w jakich przychodzi nam ewangelizować. Tylko wtedy Kościół będzie mieć znaczenie w społeczeństwie, gdy naprawdę będzie przy ludziach.

Jak można scharakteryzować wiarę Amerykanów na co dzień?
– Wiara Amerykanów jest bardzo żywa. W przeciwieństwie do mieszkańców Europy Zachodniej, nie dotyka nas powszechna w ich krajach sekularyzacja. W Ameryce kościoły co tydzień są wypełnione ludźmi – średnio 30-40 procent katolików uczestniczy co tydzień w niedzielnej Eucharystii. Cały czas istnieje konieczność budowania nowych świątyń. Rodziny posyłają swoje dzieci do szkół katolickich, gdzie nie tylko można zdobyć wiedzę i doświadczenie, ale także rozwinąć swoją wiarę. Problem stanowi jednak utrzymanie placówek, ponieważ są one finansowane wyłącznie z pieniędzy prywatnych, a jak wiadomo nie wszystkich stać na to, aby ich dzieci mogły chodzić do takiej szkoły.

Mówi się, że Amerykanin musi w coś wierzyć; ateizm jest obcy amerykańskiej duszy. Czy to prawda?
– Owszem. Nawet na naszych banknotach jest napisane: „In God We Trust – W Bogu pokładamy ufność”. Amerykanie nie rozumieją ateistów, tak mocno obecnych w Europie Zachodniej. My jesteśmy świadomi, że nasza kultura ma źródła judeochrześcijańskie. Oczywiście, jak w każdym demokratycznym kraju obowiązuje zasada wolności religijnej. Każdy człowiek ma prawo w swoim sumieniu zadecydować o swojej wierze. Ale nie znaczy to, że od razu muszą tworzyć się nieporozumienia na tle religijnym. Wręcz przeciwnie.

W Detroit, na terenie mojej diecezji, znajduje się największe amerykańskie skupisko muzułmanów. Kościół katolicki prowadzi z nimi dialog. W dobrych kontaktach jesteśmy także z protestantami i żydami. Oprócz tego, że wszyscy mamy względem siebie ogromny szacunek, często ze sobą współpracujemy. Przykładowo w niektórych parafiach dzieci katolickie poznają religię i kulturę islamu, a dzieci muzułmańskie naszą. Wszyscy jesteśmy bowiem świadomi, że pochodzimy od jednego Boga.

Jakie wyzwania stoją obecnie przed Kościołem w Ameryce?
– Jak wiadomo każda diecezja, tak jak każdy kraj, ma swoją specyfikę. Patrząc z perspektywy Detroit, niewątpliwie dużym wyzwaniem dla katolików w USA jest praktykowanie i pogłębianie swojej wiary w świecie, gdzie powszechne stają się konsumpcjonizm i sekularyzacja życia. Ta kwestia wymaga szczególnej uwagi i pracy.

Poważnym problemem jest też spadek powołań. Dla przykładu: w seminarium w Detroit przygotowuje się 90 kleryków, z czego ok. 40 będzie pracowało w naszej diecezji, a pozostali w diecezjach sąsiednich. Na szczęście jednak jest u nas coraz więcej ludzi świeckich, którzy nie tylko podejmują się ewangelizacji, ale są do tego fachowo przygotowani.

I znów na terenie naszej diecezji ok. 500 osób studiuje teologię. Oprócz specjalistycznej wiedzy, uczelnie wyższe dają im możliwość wewnętrznej formacji. Po takim kilkuletnim przygotowaniu katolicy świeccy podejmują różne zadania duszpasterskie i katechetyczne, pomagając kapłanom w parafiach, czy ucząc w szkołach religii. Niektórzy zaś decydują się pracować na misjach.

Jak w przyszłości będzie wyglądał amerykański Kościół?
– Zapytano mnie kiedyś: co jest, moim zdaniem, najważniejsze w naszej diecezji? Doszedłem wtedy do wniosku, że tą grupą społeczną, która jest bardzo istotna dla Kościoła, jest młodzież. Jako biskup staram się szczególną troską objąć sprawy młodzieży. Razem z kapłanami i świeckimi zabiegamy nie tylko o to, by młodzi ludzie nie stracili wiary, ale żeby też mieli możliwości jej rozwoju. Wielkim przykładem dla nas był i jest Sługa Boży Jan Paweł II, który miał nieoceniony dar łatwego nawiązywania dialogu z młodymi.

Kościół amerykański w najbliższym czasie będzie musiał się zmierzyć również z problemem relatywizmu moralnego. Nasz naród jest bardzo pluralistyczny. Każdy tworzy tu swoją ideę, jak żyć, jak postępować. Chrześcijanie muszą jednak pamiętać, że źródłem prawdy jest sam Bóg i tylko On wskazuje nam prawdziwą drogę życia. Nie może być tak, że każdy robi, co chce.

Trzeba też wspomnieć o zmianach w strukturze społecznej. Jeśli wierzyć prognozom, to za piętnaście lat połowa obywateli Stanów Zjednoczonych będzie miała korzenie hiszpańskie, a co za tym idzie, wzrośnie liczba katolików. Będzie to nie lada wyzwanie, ponieważ obecnie większość katolików pochodzi z rodzin angielskich imigrantów. Z kolei coraz większą rolę odgrywają też protestanci, którzy w większości należą do grupy tzw. Afroamerykanów.

Wierzę jednak, że różnorakie zmiany, których jesteśmy świadkami, nie zmienią siły i żywotności wiary członków Kościoła w Ameryce. Amerykanie byli i będą bardzo religijnym i wierzącym narodem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki