Jako projektanci mamy obecnie tyle pracy, że mogę bez posądzania o reklamę własnej działalności powiedzieć głośno i dobitnie – projekty typowe to zło. Sami jesteśmy współwinni procederu, który rozpoczęty przed laty do dziś zbiera plony.
Projektując zunifikowane i równe dla wszystkich mieszkania w bloku, gdzie na tej samej ścianie, w tym samym „dużym” pokoju postawimy taką samą meblościankę, wymyśliliśmy gotowe domy dla każdego. A to przeczy zasadzie indywidualności, niepowtarzalności i wolności człowieka.
Czy nas na to stać?
Możemy powiedzieć, że przecież wiele elementów domu jest niezmiennie powtarzalnych w każdym budynku, również indywidualnym – okna, drzwi, schody. Podobny w wielu przypadkach jest też układ wnętrz. Ale w projekcie indywidualnym istnieje możliwość przeniesienia własnych przyzwyczajeń, upodobań, elementów tradycji rodzinnej czy wspólnych obrządków, dla których w domu typowym może zabraknąć miejsca. A to już rozrzutność, bo przy olbrzymich kosztach budowy nie stać nas na to, aby tym bardziej we własnym domu nie móc kontynuować swojego ulubionego trybu życia rodzinnego.
Ze względu na oszczędności na poziomie ceny dwóch, może trzech metrów kwadratowych powierzchni nowego domu, pozwalamy odbierać sobie jedyną przyjemność, a mianowicie konieczność uczestniczenia w procesie tworzenia własnej siedziby, nadawania jej u zarania indywidualnego charakteru i cech dla nas najistotniejszych w późniejszym użytkowaniu.
Projekt domu tworzony dla indywidualnego klienta
Wymagajmy od architektów
Doświadczony architekt powinien przeprowadzić każdego, również małego inwestora przez meandry sztuki budowania, wskazując po drodze wszystkie istotne szczegóły, na które należy zwrócić uwagę podczas realizacji budynku. I nie jest ważne, że domek planowany jest prosty i malutki. Zawsze nas uczono, im mniejszy, tym trudniejszy, bo wiele można przegapić i zepsuć już na etapie projektowym.
Laik kupujący projekt typowy jest jak dziecko we mgle. Nie wie nic, lub niewiele, ponad to, co przeczytał w pismach bazujących na tzw. sponsorowanych artykułach (w myśl zasady – to co reklamujemy jest najlepsze). Posiada jeszcze nieocenioną wiedzę zdobytą podczas rodzinnych obiadów, ale musi pamiętać, że nawet najlepszy szwagier, doradzając, tak naprawdę nie bierze na siebie żadnej odpowiedzialności za podjęte błędnie decyzje. Pozostają właściciele i sprzedawcy hurtowni budowlanych, ale wśród nich mało jest fachowców i to obiektywnie niezależnych od masy towarowej, którą przecież za wszelką cenę trzeba sprzedać komukolwiek.
A tu jeszcze chwyty marketingowe, wszechobecne przecież w każdej nieomal dziedzinie. Na zachętę kolorowy wizerunek przyszłego domku, śliczny w zieleni i drzewach, które nie wyrosną na naszej działce nawet za trzydzieści lat. Nazwa katalogowa domu swojska, kojarząca się z ogrodem albo latem i wakacjami.
Tak powinno być!
Własny, wynajęty architekt w ramach prac projektowych często już po pierwszych zaakceptowanych szkicach wykona również kolorową wizualizację (którą notabene jeszcze zmienia w trakcie kolejnych spotkań z inwestorem), przedstawiając wszystkie warianty materiałowe i związane z nimi problemy. Weźmie pod uwagę specyfikę rynku lokalnego, tzn. co najlepsze i najtańsze w okolicy, gdzie kupować i kiedy, na co zwrócić przy zakupie materiału uwagę. Dobierze optymalną dla nas technologię, zgodną z naszymi oczekiwaniami i wizją domu, a może wyprowadzi nas przy okazji z jakiegoś błędu, który słono by kosztował podczas realizacji.
Aby zobaczyć jak bardzo niedoceniany jest etap projektowy domu wystarczy rozejrzeć się wokół. Trudno znaleźć nie tylko budynki kształtne i piękne w proporcjach (to w końcu bardzo subiektywna sprawa – piękno), ale, o zgrozo, funkcjonalne i wykonane zgodnie ze sztuką budowlaną.
A to w końcu ma być nasz i tylko nasz dom. Nie zapominajmy o tym, kiedy zasiądziemy do poszukiwań wizji wymarzonego lokum.