Życie staje się coraz łatwiejsze dzięki wielu wynalazkom pozwalającym się szybko poruszać i komunikować. Możemy bez problemu porozumieć się z osobą znajdującą się na drugiej półkuli globu, a jeśli mamy możliwości finansowe, w niedługim czasie moglibyśmy już rozmawiać z nią w cztery oczy. Te walory współczesnego świata stwarzają jednak sytuacje paradoksalne. Szukając daleko znajomości i kontaktów, zapominamy niekiedy o tych, którzy żyją obok nas.
29 maja br., w związku z Europejskim Dniem Sąsiada, na osiedlach leżących na obrzeżach Genewy i innych miast Szwajcarii wielu ludzi wyszło na place, tarasy czy ogródki miejskie, aby porozmawiać z tymi, którzy mieszkają w tym samym domu czy dzielnicy. To spotkanie było dla niektórych zwyczajową rozmową o sprawach rodzinnych i zawodowych, dla innych zaś stało się sposobnością, by poznać kogoś, z kim się mieszka w jednym miejscu od kilkunastu lat. Z pewnością nie mamy możliwości, aby gorliwie na co dzień interesować się naszymi sąsiadami, ale zbyt często jeszcze przypominamy tych, którzy mijają bliźniego w potrzebie, choć on wypatruje miłosiernego samarytanina. To święto zatem zasługuje na pochwałę z kilku względów, wystarczy jednak, gdy powiemy, że po prostu otwiera nam oczy na innych.
Osiedla zamieszkiwane przez tysiące ludzi mogą służyć budowaniu wspólnot i grup sąsiedzkich, ale także powodują izolację, odosobnienie, anonimowość. Aby zacząć wreszcie żyć z innymi, a nie tylko pośród nich, musimy przypomnieć sobie słowa św. Pawła, który ukazuje sens wspólnoty poprzez wzajemne noszenie ciężarów i brzemion. Dostrzeżenie bliźniego i próba niesienia mu pomocy (czasem wystarczy chwila rozmowy) stają się dla nas możliwością wychodzenia z własnego egoizmu i małego światka naszych spraw, który skrzętnie budujemy.
Otwierając nasze domostwa i serca dla sąsiadów, możemy tak naprawdę tylko zyskać. Należy rozszerzać horyzonty planów i pomysłów na jutro, aby uwzględnić w nich także człowieka oddychającego tym samym osiedlowym powietrzem i przemierzającego, tuż obok nas, te same miejskie chodniki. Cóż zyskamy? Może tylko jedno udane popołudnie, a być może przyjaźń na całe życie... Z pewnością zaś doświadczymy prawdziwości innych słów Apostoła Narodów, który pisze, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu.