Logo Przewdonik Katolicki

Oddemonizować internet

Monika Białkowska
Fragment obrazu Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta | fot. Wikipedia

To nie jest inny świat. To nie jest niebezpieczny świat, przed którym należy się chronić. Przestrzeń cyfrowa jest dziś po prostu jedną z wielu przestrzeni, w których funkcjonuje człowiek. Obowiązują w niej takie same normy moralne i takie same są wyzwania.

To nie jest dokument normatywny – niczego w Kościele nie zmienia. „Duszpasterska refleksja na temat zaangażowania w media społecznościowe”, zatytułowana „Ku pełnej obecności”, zaskakuje przenikliwością i wrażliwością na człowieka, przy jednoczesnym precyzyjnym i pozbawionym lęku czytaniu współczesności.

Świat jest jeden
Nieczęsto się zdarza, żeby watykańskie dokumenty czytać z zapartym tchem. W tym zaskakuje przede wszystkim otwartość. Przyzwyczailiśmy się do narracji, która przestrzega nas przed cyfrowym światem i zagrożeniami, jakie on ze sobą niesie. Mimo doświadczenia pandemii pozostała w nas pewna nieufność i przekonanie, że kontakty i relacje, nawiązywane w przestrzeni mediów społecznościowych, są niepełne, czasem wręcz złudne. Karmieni jesteśmy teoriami o tym, jak to wyobcowują nas one i powodują samotność. Watykański dokument burzy wszystkie te teorie i każe spojrzeć na internet i media społecznościowe z zupełnie innej perspektywy.
Pierwsza rzecz, która w nim uderza, to jest sposób patrzenia na świat. Nie jest on podzielony na dwie, niezależne od siebie części – realną i wirtualną, cyfrową. Świat z mediami cyfrowymi poszerzył tylko swój kształt i przybrał nową formę, a dzięki temu ludzie realizować się mogą i pielęgnować relacje na różne, nieznane wcześniej sposoby. Nie ma odrębnych światów, online i offline. Są w jednym świecie ludzie, którzy albo są cyfrowymi tubylcami, bo już w nim się urodzili – albo cyfrowymi imigrantami, wciąż uczącymi się nowego życia. I są jeszcze wykluczeni: ci, którzy przez biedę pozostają na marginesie cyfrowych przestrzeni, pozbawieni dostępnych tam możliwości komunikacji.

Może być trudno
Media społecznościowe w tym nowym świecie nie są już tylko narzędziem komunikacji. Są forum kształtowania wartości, przekonań i języka. Stworzyły coś w rodzaju własnego ekosystemu, w którym zdobywa się informacje, dzieli się treściami i je tworzy. Nie spełniają jednak odwiecznego marzenia o przestrzeni dla współpracy całej ludzkości.
Nie mogą tego zrobić z kilku powodów. Zbyt wielu jeszcze jest z tego świata wykluczonych, a przez to zmarginalizowanych. Zbyt często człowiek staje się w tych mediach produktem, nośnikiem reklamy, promotorem marki. Zbyt trudno jest weryfikować prawdziwość otrzymywanych tam informacji. Na koniec wreszcie, poddani jesteśmy tam działaniom algorytmów, które w natłoku informacji wybierają dla nas te, które uznają za najbardziej nas interesujące – a przez to zamykają nas w informacyjnych bańkach. Choć zatem teoretycznie internet daje nam nieograniczone możliwości spotkania z drugim człowiekiem, gdziekolwiek on jest, społeczności internetowe gromadzą nas w zamkniętych grupach, wokół zainteresowań, pochodzenia czy innych preferencji. To dlatego spotkanie w przestrzeni mediów społecznościowych kogoś, kto jest zupełnie inny niż my – a wraz z tym odkrycie nowych światów – jest w zasadzie niemożliwe.

Budować, nie uciekać
Taka mniej więcej jest watykańska diagnoza mediów społecznościowych. Najistotniejsze jest jednak chyba jej podsumowanie i wniosek. Nie chodzi o rezygnację ze świata cyfrowego. Nie chodzi o umniejszenie jego wartości w życiu człowieka. Przeciwnie. Trzeba pilnie docenić świat cyfrowy i uznać go za część naszego życia, bo to w „komplementarności doświadczeń cyfrowych i fizycznych buduje się ludzkie życie i podróż”.
To właśnie to stwierdzenie staje się punktem wyjścia dla kolejnych rozważań. Nie ma w nim narzekania. Nie ma w nim przestrzegania. Autorzy dokumentu doskonale zdają sobie sprawę, że odwrót od cyfrowego świata jest już niemożliwy – więcej, jest niepotrzebny. Zamiast tego trzeba dziś pilnie uświadamiać, że w cyfrowym świecie możliwe jest dostrzeżenie człowieka. Humanizacja środowisk cyfrowych nie jest tylko sposobem na ocalenie świata. Jest sposobem i szansą na to, żeby w rozwoju zbudować jeszcze lepszy i bogatszy duchowo świat. I z tego zadania chrześcijanin nie może zdezerterować, uznając, że nie warto internetem zaprzątać sobie głowy.

Tam jest człowiek
Pierwszym krokiem do owej humanizacji jest przyjęcie, że drugi człowiek nie jest ani punktem widzenia, ani tezą czy poglądem. Kultura spotkania polega na tym, że zawsze pozostaje w nas świadomość znajdującego się po drugiej stronie dyskusji człowieka.
Humanizacją będzie również świadome wychodzenie poza własne grupy w poszukiwaniu „innego”, wbrew algorytmom. Takie wyjścia często są trudne, więc wcale nam się do nich nie śpieszy. W internetowym świecie coraz łatwiej jest udawać, że inaczej myślący po prostu nie istnieje. „Wydaje się, że chcielibyśmy znaleźć usprawiedliwienie dla własnej obojętności; zawsze staramy się wytyczyć granicę między «nami» a «nimi», między «kimś, kogo muszę traktować z szacunkiem» a «kimś, kogo mogę zignorować». W ten sposób, prawie niezauważalnie, stajemy się niezdolni do odczuwania współczucia dla innych, tak jakby ich cierpienie było ich własną odpowiedzialnością, a nie naszą sprawą”.
Ale właśnie wychodzenie z własnej strefy komfortu i docieranie do kogoś zupełnie od nas różnego jest dobrem – jest przezwyciężeniem obojętności, a my „wierzymy w Boga, który nie jest obojętny. (…) Jako wierzący jesteśmy wezwani, aby być głosicielami, którzy świadomie zmierzają ku spotkaniu”.

Ocalić relacje
Charakterystyczne w dokumencie jest powracanie do postaci miłosiernego Samarytanina. Rzadko zwraca się uwagę na to, że w Ewangelii św. Łukasza nie ma żadnego dialogu między nim a pobitym człowiekiem. Nie wymieniają oni ani jednego słowa. Ich spotkanie zaczyna się od gestu, od troski. To ważne, bo obaj mężczyźni byli wrogami, cała kultura obu narodów uzasadniałaby obojętność człowieka z Samarii. Tymczasem „umiejętność słuchania i otwartości na przyjęcie opowieści drugiego człowieka bez zważania na uprzedzenia kulturowe zapobiegły pozostawieniu rannego na pewną śmierć”.
To właśnie miłosierny Samarytanin staje się w dokumencie ikoną chrześcijańskich relacji w cyfrowej przestrzeni świata.
Nawet jeśli cyfrowe media i platformy społecznościowe powstały z myślą o czyimś zysku, nie oznacza to, że człowiek z nich korzystający musi funkcjonować tam jak produkt. Nadal jesteśmy zobowiązani widzieć tam drugiego człowieka – uznać go za sąsiada, bliźniego – a to znaczy uznać, że dotyczy nas jego życie. I nie ma wówczas znaczenia, że jego obecność jest zapośredniczona cyfrowo. „Bycie bliźnim w mediach społecznościowych oznacza bycie obecnym przy historiach innych, zwłaszcza tych, którzy cierpią”.

Bliźni w internecie
Czy rzeczywiście możliwe jest „bycie bliźnim” wyłącznie przez internet? Odpowiedź jest krótka: tak. Wspólnotę buduje się przez dzielenie się z drugim tym, kim się jest, dzielenie się prawdą o sobie. To wykracza poza bliskość geograficzną, poza bliskość etniczną czy kulturową. To właśnie dzięki mediom społecznościowym możemy doskonalej być bliźnimi dla tych, których inaczej nigdy byśmy nie spotkali i nie mogli usłyszeć. Korzystanie z sieci społecznościowej jest uzupełnieniem spotkania w ciele, które ożywa poprzez ciało, serce, oczy, spojrzenie i oddech drugiego. Jeśli sieć jest wykorzystywana jako przedłużenie lub oczekiwanie na takie spotkanie, koncepcja sieci nie zostaje zdradzona i pozostaje źródłem komunii. Cyfrowy świat może być środowiskiem bogatym w ludzkość; sieć nie drutów, ale ludzi, jeśli pamiętamy, że po drugiej stronie ekranu nie ma „liczb” czy zbiorów jednostek, ale ludzie, którzy mają historie, marzenia, oczekiwania, cierpienia, mają imię i twarz.
Trudno w dokumencie doszukać się krytyki mediów społecznościowych, ostrożności czy choćby nieufności. Są one postrzegane i pokazywane jako ogromna szansa. Pozwalają spotykać się ludziom poza granicami fizycznej przestrzeni i kultur. Choć bez wymiaru fizycznego, spotkania te są prawdziwe i wywierające na człowieka głęboki wpływ: choćby przez głębokie rozmowy, łagodzące czyjąś samotność czy ból. Są okazją do nieplanowanych spotkań. Wyciągają nas z ról, do których jesteśmy przypisani, i konfrontują nas z prawdą.

Nie bądź obojętny
Ważny jest w dokumencie element świadectwa. Jest ono pokazane dużo głębiej niż proste oznaczenie się jako chrześcijanin, katolik i głębiej niż przekazywanie pobożnych obrazków. „Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie przypomina nam, że sam fakt, że ktoś jest «religijny» (kapłan lub lewita) lub twierdzi, że jest naśladowcą Jezusa, nie gwarantuje, że zaoferuje pomoc lub poprosi o uzdrowienie i pojednanie”. (…) W mediach społecznościowych można znaleźć wiele profili lub kont, które głoszą treści religijne, ale nie angażują się wiernie w dynamikę relacji. Wrogie interakcje i gwałtowne, poniżające słowa, zwłaszcza w kontekście dzielenia się treściami chrześcijańskimi, wykrzykują z ekranu i są zaprzeczeniem samej Ewangelii”.
Miłosierny Samarytanin jest uważny na drugiego, którego spotyka – daje mu to, czego tamten potrzebuje. Dlatego bycie chrześcijaninem również w przestrzeni cyfrowej musi przekładać się na konkretne postawy i twórcze gesty. „Nawet w mediach społecznościowych musimy zdecydować, czy będziemy dobrymi Samarytanami, czy obojętnymi obserwatorami”. Przestajemy być obserwatorami, kiedy zatroszczymy się o człowieka – kiedy będziemy nie tylko leczyć jego rany, ale też zasypywać podziały między grupami społecznymi. „Nie wolno kategoryzować innych, aby decydować, kto jest moim bliźnim, a kto nie. To ode mnie zależy, czy będę bliźnim, czy nie. Decyzja należy do mnie. Ode mnie zależy, czy będę bliźnim tych, których spotykam, którzy potrzebują pomocy, nawet jeśli są obcy lub wrogo nastawieni”.

Przełamać izolację
Świadectwo w cyfrowej przestrzeni przekładać się powinno, czy raczej poszerzać, również na świat fizyczny. Nie można jednak dziś skupiać się jedynie na tym fizycznym wymiarze. Akcje społeczne mobilizowane za pośrednictwem mediów społecznościowych mają większy wpływ i bardziej skutecznie przekształcają świat niż powierzchowne debaty na temat idei. Same pomysły jednak nie działają – muszą stać się ciałem. Właśnie w ten sposób rodzą się społeczności, które wspierają innych w czasie choroby, zbierają środki na konkretną potrzebę, zapewniają wsparcie społeczne lub psychologiczne swoim członkom. „Mogą, ale nie muszą, być inspirowane wiarą. W każdym razie społeczności, które powstają, aby działać dla dobra innych, są kluczem do przezwyciężenia izolacji w mediach społecznościowych”.

Źródło w Eucharystii
Wciąż do przemyślenia pozostaje kwestia wykorzystania środowisk cyfrowych dla uzupełnienia życia sakramentalnego. Pandemia pokazała, jak mało uwagi poświęca się wciąż Kościołowi domowemu. Pilnym zadaniem wydaje się odbudowanie mostu między rodzinnym stołem a eucharystycznym ołtarzem. Oczywiście sieć społecznościowa nigdy nie zastąpi spotkania w ciele. Tak jak rodzina korzysta z sieci dla podtrzymywania relacji, a potem świętuje, spotykając się fizycznie, tak również działać powinien Kościół. Wspólne celebrowanie Eucharystii jest bogactwem, budującym wspólnotę głębiej niż poprzez internetowe lajki. Wspólnota ta właśnie dzięki nakarmieniu się Eucharystią może podtrzymywać więzi również w świecie cyfrowym.

Świadectwo
Na co zwracać uwagę powinien chrześcijanin w mediach społecznościowych? Pamiętać powinien, że wychodzi na publiczny plac, gdzie możemy się „nawzajem zachęcać lub poniżać, angażować w sensowną dyskusję lub niesprawiedliwe ataki”. Dlatego reagować powinien z namysłem, czy ktoś aby celowo nie próbuje zasiać w nim konfliktu, wywołać oburzenia albo emocjonalnej reakcji. „Musimy uważać na publikowanie i udostępnianie treści, które mogą powodować nieporozumienia, pogłębiać podziały, wzniecać konflikty i pogłębiać uprzedzenia. Problem polemicznej i powierzchownej, a przez to dzielącej, komunikacji jest szczególnie niepokojący, gdy pochodzi od przywódców Kościoła: biskupów, pastorów i wybitnych świeckich przywódców. Te wypowiedzi nie tylko powodują podziały w społeczności, ale także dają pozwolenie i legitymację innym, aby prowadzili podobny rodzaj komunikacji”.
Oprócz zdolności docierania do innych z treściami chrześcijańskimi, powinniśmy na pierwszym miejscu być znani w cyfrowej przestrzeni jako ci, którzy gotowi są słuchać, którzy rozeznają zanim zadziałają, którzy traktują ludzi z szacunkiem, którzy nie osądzają. „Innymi słowy, wszystko, co czynimy słowem i czynem, powinno nosić znamię świadectwa. Nie jesteśmy obecni w mediach społecznościowych, aby «sprzedawać produkt». Nie reklamujemy, ale przekazujemy życie, życie, które zostało nam dane w Chrystusie. Dlatego każdy chrześcijanin musi uważać, aby nie tyle nawracać, ile dawać świadectwo”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki