Młodzież przyklejona do smartfonów, nerwowo reagująca na każdy sygnał powiadomienia – czy to tylko (jak twierdzą sami zainteresowani) po prostu styl życia? Dla wielu dorosłych udawanie, że tak jest, rozwiązuje wiele problemów wychowawczych. Dziecko przyspawane do ekranu nie rozrabia, nie marudzi, wydaje się bardzo sprawne w posługiwaniu się elektroniką, więc rodzic ufa, że idzie za tym rozsądne korzystanie z technologii.
Potrzebujemy zrozumieć, jak naprawdę elektronika i liczne aplikacje wpływają na nasze dzieci. Nie jest to łatwe, ponieważ technoentuzjaści starają się ukazywać nowe technologie jako genialne narzędzia otwierające przed młodym pokoleniem świetlaną przyszłość.
Jednak coraz więcej ludzi budzi się z letargu i zauważa realne zagrożenia, takie jak chociażby algorytmy wbudowane w media społecznościowe i większość aplikacji, sprzyjające uzależnianiu ich użytkowników i nakłanianiu do jak najczęstszego z nich korzystania (co przekłada się na konkretne zyski finansowe – na przykład z reklam).
Przełomowy proces w USA
Jesteśmy świadkami bezprecedensowego wydarzenia. Otóż w Stanach Zjednoczonych aż czterdzieści dwa stany przez ręce swych prokuratorów generalnych wytoczyły proces przeciw firmie Meta, zarządzającej m.in. Facebookiem, Messengerem, WhatsAppem i Instagramem.
Powołują się na dokumenty wewnętrzne Mety, świadczące o tym, że firma nie tylko miała świadomość uzależniającego charakteru swoich produktów, ale wręcz wiedziała o tym, że negatywnie wpływają na stan psychiczny młodzieży. Mimo to doskonaliła algorytmy, tak by stawały się coraz bardziej uzależniające. Dokumenty te zostały upublicznione w 2021 r. przez byłą pracownicę Facebooka Frances Haugen.
Federalny pozew oskarża również firmę Meta o naruszenie ustawy o ochronie prywatności dzieci online, czyli COPPA, poprzez zbieranie danych osobowych użytkowników poniżej 13 roku życia bez zgody rodziców.
Uzależniające algorytmy
O problemie wiemy od dłuższego czasu. Tristan Harris, były etyk Google, który zrezygnował z pracy w tej wielkiej korporacji właśnie ze względów etycznych, już od dawna ostrzegał, że media społecznościowe są zaprojektowane tak, aby uzależniać.
Zjawiska takie jak „lajki”, pozytywne komentarze, udostępnienia oraz element losowości w pojawianiu się interesujących informacji (mechanizm analogiczny jak w grach hazardowych) sprawiają, że młodzież spędza coraz więcej czasu, korzystając z mediów społecznościowych, co w wielu wypadkach prowadzi do prawdziwego uzależnienia.
Rodzice powinni być świadomi tych zagrożeń i nie tylko rozmawiać z dziećmi o zdrowym korzystaniu z elektroniki, ale i pomagać im fizycznie we wprowadzaniu ograniczeń (na przykład blokad czasowych).
Jeżeli amerykańscy prawnicy uzyskają to, o co walczą, wielką pomocą dla rodziców będzie wprowadzenie realnego egzekwowania limitu wiekowego korzystania z aplikacji. Dziecko poniżej 13 roku życia po prostu nie będzie mogło założyć konta. W rezultacie odpadnie presja rówieśnicza i skończy się argumentowanie typu: „Mamo, ja po prostu muszę mieć Instagrama, bo wszyscy w klasie to mają”.
Inna sprawa, że tak naprawdę, moim zdaniem, limit wiekowy powinien zostać podniesiony z 13 roku życia do co najmniej 16 (chociażby ze względu na nagabywanie seksualne w mediach społecznościowych).
Nie wylewając dziecka z kąpielą…
Mimo realnych zagrożeń media społecznościowe mogą również mieć w określonych warunkach pozytywny wpływ na młode osoby. Badania wskazują, że mogą one podnieść samoocenę nastolatków, pod warunkiem że otrzymują pozytywne informacje zwrotne, a mało tak zwanego hejtu. Dla nastolatków mających dobre i silne relacje w świecie rzeczywistym (z rodziną i przyjaciółmi) media społecznościowe są dobrym uzupełnieniem, narzędziem podtrzymywania kontaktu. Warunek? Zamiast tysięcy osób znanych tylko z internetu należy utrzymywać kontakt z mniejszą grupą prawdziwych znajomych.
Dzięki mediom społecznościowych można też znaleźć osoby o podobnych problemach czy zainteresowaniach, wymieniając się doświadczeniem. Jest to szczególnie ważne dla młodzieży z małych miejscowości, gdzie trudno znaleźć w najbliższym otoczeniu osoby podzielające pasje czy z podobnymi trudnościami.
Niestety w wielu takich grupach online najbardziej aktywne są osoby z zaburzeniami, udzielające porad, które tylko potęgują problem. A zatem na przykład dziewczyna szukająca porad, jak ćwiczyć, by uzyskać lepszą sylwetkę, może wpaść w bańkę informacyjną skupiającą anorektyczki, zmieniając swe pozytywne zainteresowanie utrzymaniem zdrowej i atrakcyjnej sylwetki na poważne zaburzenia odżywiania.
Nie tylko uzależnienie i destrukcyjne bańki informacyjne
Coraz więcej badań wskazuje na związek między czasem spędzanym online a depresją oraz poczuciem izolacji społecznej. Gdy rozmawiamy z kimś online, łatwo uciąć kontakt, gdy staje się niewygodny (np. rozmówca zaczyna płakać), usprawiedliwiając to potem chociażby zerwaniem połączenia internetowego. Łatwiej też o nieporozumienie, ponieważ brakuje niewerbalnych sygnałów pomagających w zrozumieniu intencji wypowiedzi drugiej osoby. Przez to nawet neutralna wypowiedź może zostać zinterpretowana jako odrzucenie czy atak. W rezultacie kontakty online są powierzchowne, nastolatek nie może liczyć na prawdziwe wsparcie w trudnościach, a może zostać łatwo zraniony. Z drugiej strony sam czas spędzany (często po nocy) na korzystaniu z mediów społecznościowych rozbija cykl biologiczny, zaburzając sen, co samo w sobie fizycznie przyczynia się do powstawania i potęgowania depresji.
Inny problem wiąże się z faktem, że nastolatki często w mediach społecznościowych kreują albo wyidealizowane obrazy samego siebie, albo wyolbrzymiają swe problemy, by przyciągnąć uwagę i wzbudzić współczucie. I jedno, i drugie pogłębia kompleksy i poczucie, że jest się gorszym, brzydszym, głupszym od innych. Teoretycznie nastolatki wiedzą, że influencerzy nie mają tak idealnego życia, jak prezentują na Instagramie czy TikToku. Jednak i tak porównują się ze swoimi idolami. W rezultacie nastolatki, które często i tak mają problem z akceptowaniem siebie, czują się jeszcze gorzej.
Problem FOMO
FOMO to skrót angielskiego wyrażenia Fear of Missing Out, definiowanego jako „lęk wynikający z utraty (nawet potencjalnej) interakcji społecznej lub innego pozytywnego doświadczenia; jest jednocześnie objawem i wynikiem odłączenia od sieci. Pojawienie się lęku wywołuje zaś efekt spirali i intensyfikacji zachowań niebezpiecznych dla zdrowia, takich jak przymus korzystania z Internetu i pozostawania online” (Jupinowicz-Ginalska i in. FOMO 2019 Polacy a lęk przed odłączeniem – raport z badań, Warszawa 2019).
Mówiąc prostszym językiem – FOMO oznacza panikę towarzyszącą nawet chwilowej utracie kontaktu na bieżąco z mediami społecznościowymi i komunikatorami. Co gorsza, FOMO jest samonakręcającą się spiralą, ponieważ rzeczywiście osoba, która jest aktywna w mediach społecznościowych i wypada „z obiegu” nawet na kilka godzin, może po powrocie odkryć, że stała się celem zmasowanego ataku i wszyscy się z niej śmieją. To realna obawa wielu nastolatków.
Według badań polskich badań opisanych w zacytowanym artykule 71 proc. polskich nastolatków wykazuje objawy średniego FOMO, a aż 23 proc. – wysokiego.
Oznacza to, że większość polskich nastolatków żyje w przynajmniej średnim niepokoju spowodowanym lękiem, że oto może ominąć ich coś ważnego i odczuwa przymus nieustannego sięgania po smartfon i sprawdzania powiadomień.
Jak rodzice mogą pomóc?
Przede wszystkim rodzice powinni zdobywać wiedzę o wpływie mediów społecznościowych. Zrozumienie, jak działają te platformy, pomoże w prowadzeniu mądrych rozmów z dziećmi, bez niepotrzebnej paniki, ale ze świadomością zagrożeń. Szczególnie przydatna może być w tym zakresie książka Nira Eylala i Ryana Hoovera Skuszeni. Jak tworzyć produkty kształtujące nawyki konsumenckie, która od „zaplecza” opisuje chwyty stosowane w aplikacjach, by nas od nich uzależniać.
Ważne jest też wspólne ustalenie zasad korzystania z mediów społecznościowych, gdyż może to pomóc w zapobieganiu uzależnieniu. Ograniczenie czasu spędzanego online i zachęcanie do aktywności offline są kluczowe.
Kolejnym istotnym punktem jest rozmowa o ryzyku związanym z dzieleniem się informacjami. Każdy korzystający z sieci powinien wiedzieć, czym są na przykład dane wrażliwe i groźby karalne. Dla wielu młodych osób odkrycie, że niektóre wypowiedzi w mediach społecznościowych mogą być ścigane przez prawdziwą policję, powoduje, że zaczynają bardziej powściągliwie z nich korzystać.
Rodzice powinni być też oczywiście wsparciem dla swoich dzieci, pomagając im w budowaniu zdrowych relacji zarówno online, jak i offline.
Wracając do USA
W procesie przeciw Mecie niezwykle budujące jest, że jednoczy ludzi o skrajnie odmiennych poglądach na inne sprawy. Działania w obronie dzieci i nastolatków popierają zarówno republikanie, jak demokraci. Trochę to przypomina sytuację, gdy w 2018 r. nasza Fundacja Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii zorganizowała, w ramach posiedzenia komisji sejmowej do spraw uzależnień, konferencję dotyczącą ochrony nieletnich przed pornografią i pozytywnie włączyły się w to osoby o bardzo różnych poglądach politycznych. To budzi nadzieję.
Czego możemy spodziewać się po procesie w Stanach Zjednoczonych? Przypomina on procesy z lat 90. ubiegłego wieku przeciw przemysłowi tytoniowemu. Wtedy udało się wprowadzić skuteczny zakaz reklamowania produktów tytoniowych nastolatkom i obowiązkowe informowanie o szkodliwości palenia. Rezultaty widać nie tylko w USA, ale na całym świecie. Starsze osoby na pewno pamiętają powszechność palenia papierosów w Polsce w miejscach publicznych, pracy, restauracjach itp. jeszcze w latach 90., teraz większość miejsc jest wolna od dymu. Amerykańscy prokuratorzy zapowiadają, że procesy przeciwko Mecie są dopiero początkiem uregulowania bezkarności całej branży produkującej uzależniające aplikacje. Sukcesem byłoby chociażby zmuszenie tych firm do widocznego (na wzór napisów na paczkach papierosów) ostrzegania o szkodliwych skutkach korzystania z ich produktów oraz wprowadzenie realnego egzekwowania zakazu posiadania kont przez dzieci poniżej 13 roku życia.
Firmy produkujące używki są zobowiązane do płacenia tzw. korkowego, z którego finansowane są działania profilaktyczne, przeciwdziałające uzależnieniom. Najwyższy czas, by do tej kategorii dołączyły przedsiębiorstwa takie jak Meta, bo dopiero wtedy będzie możliwość podejmowania działań na dużą skalę, edukujących rodziców w zakresie szkodliwości nieograniczonego korzystania przez ich dzieci z elektroniki.