Logo Przewdonik Katolicki

Nie tylko nastolatkowie w sieci

Bogna Białecka
fot. Marco/Adobe Stock

„Nie lubię odwiedzać dziadka, bo mi cały czas pokazuje idiotyczne filmiki na TikToku. To jest żenujące” – mówi 10-letni Kuba. „Przyklejenie do smartfona” dotyczy nie tylko młodego pokolenia. Dlaczego o tym nie mówimy?

Wszyscy wiemy, że młodzież w tej chwili funkcjonuje, opierając się na elektronice, i zabranie im dostępu do internetu może skutkować złością, irytacją, a nawet napadami paniki. Uzależnienie od mediów społecznościowych, gier, FOMO (fear of missing out) – tak, te wszystkie zagrożenia są realne, a rozwijające się mózgi są szczególnie narażone na niszczycielskie oddziaływanie nowych technologii.
Tyle że w tym wszystkim bagatelizujemy narastający problem osób w dojrzałym wieku, rujnujących sobie życie nadmiernym zanurzeniem w świat nowych technologii. To naprawdę nie jest tak, że gdy kończymy 18 czy nawet 25 lat, nagle spływa na nas magiczna zasłona sprawiająca, że stajemy się „nieuzależnialni”. Jednak łatwo nam, dorosłym, okłamywać samych siebie, że problem nas nie dotyczy. My jesteśmy wolni, niezależni, rozsądni, ponieważ dorastaliśmy w czasach przed inwazją elektroniki w nasze życie, prawda?

Rodzice w niewoli
23-letnia Ania mieszka nadal z rodzicami. Czasem, gdy budzi się w środku nocy, widzi poświatę spod drzwi ich sypialni. Wchodzi, na przykład o trzeciej w nocy, i widzi ich, wpatrujących się umęczonymi oczyma w ekran, po którym migają rolki z YouTube’a. Odbiera im smartfony, a nawet laptopa, a oni tłumaczą, że i tak nie mogą spać, więc to bez sensu. Smartfon towarzyszy każdemu momentowi ich życia: przy obiedzie, podczas spotkań rodzinnych, wycieczek krajoznawczych. Ania ma wyciszony telefon, ponieważ jej mama jest w stanie wysłać kilkadziesiąt SMS-ów w czasie dnia i telefonować, nawet gdy dziewczyna ma egzamin. Co gorsza, mama robi córce awantury, gdy nie odpowie wystarczająco szybko: „Przecież mogłam mieć zawał i wymagać natychmiastowej pomocy, a ty mnie ignorujesz!”.
Tata z kolei wciąż jej tłumaczy, jak fatalnych wyborów dokonuje w życiu, posługując się informacjami znalezionymi w mediach społecznościowych. Kiedyś zadała sobie trud i poszukała źródeł budzących grozę „informacji”, którymi zalał ją ojciec, i pokazała, że to wszystko jest od początku do końca wymyślone, tata skwitował, że może akurat ta informacja nie była prawdziwa, ale co z tego, skoro zwraca uwagę na realny problem… Podsumowując, Ania w tej chwili wchodzi w rolę rodzica własnych rodziców, próbując im przemówić do rozsądku, ale jest na z góry przegranej pozycji. Rodzice nie widzą w swoim zachowaniu nic złego, wszyscy przecież korzystają z dobrodziejstw rozwoju technologicznego.
Badania prowadzone na całym świecie pokazują, że dorośli spędzają co najmniej pięć godzin dziennie online, a dla kilkunastu procent jest to czas o wiele dłuższy. Problemem jest fakt, że wiele zadań zawodowych wiąże się z wykorzystywaniem elektroniki, co oznacza, że trudno poprawnie oszacować czas spędzony na pracy zawodowej, wykorzystywaniu elektroniki do usprawnienia życia (płacenie rachunków, zakupy, poszukiwanie ofert, pomocy technicznej itp.), realnej rozrywce (np. planowe obejrzenie konkretnego filmu) oraz wykonywaniu czynności szkodzących zdrowiu psychicznemu i fizycznemu.

Jak dorośli szkodzą sobie online?
Gdy podczas prowadzonych warsztatów pytam osobno dorosłych i młodzież o zalety nowych technologii, dorośli podkreślają, że jest to rewelacyjne źródło informacji, poszerzania wiedzy i doskonalenia umiejętności. Chodzi tu zarówno np. o przepisy kulinarne, jak i rozwiązania drobnych problemów remontowych, poradniki szydełkowania, pielęgnacji ogrodu itp. Młodzież raczej wskazuje na nowe technologie jako na źródło rozrywki i kontaktu ze znajomymi.
Znamy zależność między nadmiernym korzystaniem z mediów społecznościowych i depresyjnością oraz zaburzeniami emocjonalnymi. Jak się okazuje, problem dotyczy nie tylko młodzieży. Dorośli też wpadają w sidła tworzenia iluzorycznego, wyidealizowanego obrazu samego siebie online, w celu zdobycia lajków, udostępnień, pozytywnych komentarzy stanowiących nienaturalne źródło hormonów szczęścia i namiastkę prawdziwych dobrych relacji.
Wspomniana już Ania zauważyła, że za każdym razem, gdy mama się z nią pokłóci, umieszcza w mediach społecznościowych ich wspólne zdjęcia z wyjazdów i imprez rodzinnych, tak jakby próbowała udowodnić sama sobie, że tak naprawdę jest w idealnych relacjach z córką. Media społecznościowe służą jako narzędzie samopocieszania. Podobnie jest z korzystaniem z elektroniki po nocach. Ania próbuje tłumaczyć rodzicom, że jeśli cierpią na bezsenność i szukają pociechy w przeglądaniu mediów społecznościowych w nocy, wpadają w błędne koło: rozregulowują swój zegar biologiczny, jeszcze silniej potęgując problem. Rodzice zbywają ją, twierdząc, że jest młoda i nie rozumie bezsenności będącej skutkiem wieku, a nie urządzeń.
Musimy stanąć w prawdzie o sobie. Ludzie w dojrzałym wieku są tak samo narażeni na uzależnienie, technowypalenie i zakłócenie zegara biologicznego wskutek nadmiernego korzystania z elektroniki jak młodzież. Jedyna różnica tkwi w fakcie, że młode mózgi są bardziej plastyczne – szybciej się uzależniają, ale i (o ile zostaną podjęte odpowiednie działania) szybciej z uzależnień wychodzą. U osób starszych wyrobienie niezdrowego nawyku skutkuje silnym jego utrwaleniem.

Drogi wyrwania się z kręgu niezdrowych nawyków
To rzeczywiście trudne zadanie, bo nam, dorosłym, nikt nie da szlabanu na komputer ani nie wyłączy kontrolą rodzicielską smartfona o 21.00. Dlatego przede wszystkim zachęcam do zrobienia uczciwej obserwacji samego siebie. Warto skorzystać z narzędzi cyfrowej równowagi, wbudowanej zarówno w smartfony, jak i komputery i zacząć śledzić czas spędzany online, korzystając z poszczególnych aplikacji.
Warto też zacząć prowadzić samoobserwację: w jaki sposób korzystamy z urządzeń? Czy planujemy np. czas pracy? Co robimy w czasie pracy – czy przypadkiem w przerwach między pracą nie dajemy się wciągnąć oglądaniu rolek, filmików z TikToka czy innych, które przebodźcawiają mózg, zamiast dać mu odpocząć? Czy wdajemy się w budzące silne emocje internetowe bitwy, co z reguły skutkuje spędzaniem online wielu godzin? Jakie są nasze utrwalone nawyki? Czy odstawiamy ekrany co najmniej dwie godziny przed snem i unikamy wpatrywania się w nie w nocy? Czy pomagamy sobie w zachowaniu cyfrowej higieny, wyznaczając miejsca bez dostępu do ekranu, sieci?
Pisząc ten artykuł, weszłam na Facebooka – w poszukiwaniu informacji o najnowszych badaniach, która mignęła mi niedawno u znajomego, a zamiast tego ukazał się moim oczom plakat do pracy przygotowany przez nieocenioną Gabrielę Borowczyk (profil „flipowanie i facylitacja graficzna”). To prosty schemat –  kartka podzielona na trzy części: co powinniśmy zacząć robić, co przestać robić, a co się sprawdza i powinniśmy to kontynuować? Stwierdziłam, że to doskonała inspiracja, można skorzystać z tego schematu.
Robiąc cyfrowy „rachunek sumienia”, zadajmy sobie pytanie: co powinniśmy zacząć robić, czego do tej pory nie robiliśmy? Może warto na początek zacząć monitorować swój czas przed ekranem? Może przełączać smartfon w tryb czarno-biały po określonej godzinie wieczorem (co jest dla mózgu aż boleśnie nieprzyjemne).
Drugie pytanie: co powinniśmy przestać robić? Może należy przestać skrollować media społecznościowe podczas obiadu? Albo po nocy?
Trzecie pytanie: co się sprawdza i co powinniśmy kontynuować? Jakie praktyki my, pokolenie wychowane bez elektroniki, powinniśmy przywrócić? Jakie mieliśmy kiedyś sposoby na walkę z nudą, na podtrzymywanie relacji? Może warto na nowo zapisać się do biblioteki lub wysłać pisany własnoręcznie list? Wyjść z rodziną w niedzielę na spacer?
Warto może też skorzystać z faktu, że młode pokolenie często jest sprawniejsze w posługiwaniu się elektroniką, i poprosić dziecko czy nawet wnuka o pomoc w kwestiach lepszego zarządzania swoim czasem ekranowym? (Przy okazji pokazujemy młodzieży, że higiena cyfrowa jest dla nas ważna i świecimy dobrym przykładem). Młodzież może pomóc wyłączyć zbędne powiadomienia czy ustawić w smartfonie tzw. priorytety – najważniejsze powiadomienia i rozmowy, które będą zawsze widoczne i słyszalne, w przeciwieństwie do innych, które można tylko czasowo włączać.

---

Pamiętajmy też na koniec, że młodzi patrzą na nas, na nasz sposób korzystania z elektroniki i będą nas naśladować. Niekoniecznie w tych zdrowych, dobrych nawykach, ale na pewno błyskawicznie podłapią nasze uwikłania. Taka jest nasza natura. Jeżeli nawet nie chcemy wyrabiać w sobie zdrowych nawyków korzystania z elektroniki, zróbmy to dla swoich dzieci i wnuków.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki