O górskim wędrowaniu, miłości do przyrody i obecności Boga w naturze, z ks. prof. Romanem Rogowskim, twórcą teoekologii, rozmawia o. Robert Krawiec OFMCap
Podobno Ksiądz Profesor Roman Rogowski do szczęścia potrzebuje jedynie: gór, lasów i przyjaciół. Skąd ta miłość do przyrody?
– Sądzę, że od „Tego w górze”, który stworzył człowieka i piękny świat. Zafascynowałem się przyrodą dzięki literaturze. Kiedyś moim ulubionym pisarzem był Jack London, zwłaszcza jego książka pt. „Zew krwi”. Urodziłem się wśród stepów na Podolu i, przy dobrej widoczności, obserwowałem rumuńskie Karpaty. Z górami ponownie związałem się w liceum. Góry, pustynia, morze i lasy to najwspanialsze dzieła Boga. Poza tym większość wydarzeń zbawczych dokonywała się w górach i na górze.
W Nowym Testamencie, w Apokalipsie św. Jana Apostoła (Ap 1,1), czytamy „o nowym niebie i nowej ziemi”. Czy przyroda będzie istnieć po zakończeniu dziejów świata, po Paruzji?
– Musi istnieć. Człowiek potrzebuje środowiska duchowego i naturalnego, przyrodzonego i cielesnego, czyli przyrodniczego. Można dyskutować na temat kształtu nowego nieba i nowej ziemi. W credo wyznajemy fundamentalną zasadę zmartwychwstania ciał, czyli zmartwychwstanie mojej cielesności. A cielesność jest wkomponowana w stwórcze, odkupieńcze i eschatyczne dzieło Boże. Nie będziemy nigdy aniołami. Zresztą nie chciałbym być aniołem.
Co zrobić, aby odczytywać przyrodę jako piątą Ewangelię i znak Bożej Opatrzności?
– Trzeba zacząć od wychowywania dziecka. Pokochałem przyrodę jako wiejskie dziecko i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Dzieci są bardzo wrażliwe. Kiedyś przebywając u zaprzyjaźnionej rodziny, usłyszałem rozmowę między rodzeństwem. Czteroletnia dziewczynka nagle krzyknęła do sześcioletniego braciszka: „Nie zabijaj tej biedronki, bo Pan Bóg ją stworzył!”. Z tej dziewczynki wyrośnie wspaniały człowiek, który będzie kochał wszystko to, co Pan Bóg stworzył w naturze. Duszpasterstwa specjalistyczne, a zwłaszcza zakony franciszkańskie, powinny uwrażliwiać na przyrodę. Człowieka siedzącego w dżungli miejskiej warto mobilizować do wypoczynku na łonie przyrody. Właściwe podejście do przyrody to nie tylko kwestia religii, ale sprawa zdrowia fizycznego i psychicznego.
W swojej książce pt. „Mistyka gór” napisał Ksiądz Profesor takie zdanie: „Ten może pisać o mistyce, kto doświadczył Pana Boga...”.
– Źródło moich książek tkwi w moim doświadczeniu. Nie potrafię i nie lubię wymyślać historii. W górach najłatwiej można zobaczyć i usłyszeć Boga, np. poprzez zjawiska burz. Burza budzi szacunek i lęk, uświadamia sytuację biblijnego Horebu, kiedy Bóg przemawiał do ludzi w piorunach. W górach przeżywa się doświadczenia spoza ciała. Himalaiści na wysokości ponad siedmiu tysięcy metrów uświadamiają sobie, niemal fizycznie, że obok nich jest „ten drugi”. Jeśli po górach wędrują dwie osoby, wówczas odnoszą wrażenie, że obok nich jest ktoś trzeci. Ten trzeci jest tak realny i konkretny, że często himalaista odwraca się, aby go zobaczyć. I nawet taki agnostyk jak Raiholn Meissner nie potrafił sobie tego zjawiska wytłumaczyć. Mam swoją teorię na ten temat: skoro „w Bogu jesteśmy, żyjemy i poruszamy się”, to dlaczego mamy nie przyjąć, że to jest On? W górach Bóg przemawia przez miłość i poświęcenie. Kiedyś przygotowując się na wejście na Elbrus w Kaukazie, mieszkaliśmy w wysokogórskim schronisku. Jedna z uczestniczek zapadła na chorobę wysokościową. Następnego dnia, schodząc z opiekunem, otrzymała od pracownicy schroniska gałązkę kwitnącego rododendronu. Wokół lodowce i wysokość 4200 metrów. Co za gest miłości! A jeśli miłości, to wiadomo... Bóg jest miłością!
Napisał Ksiądz „Dekalog tatrzański” i „Katalog siedmiu tatrzańskich grzechów głównych”. Co oznacza czcić Boga w przyrodzie?
– Nie szanujemy przyrody, gdy o nią nie dbamy, zanieczyszczamy ją lub wykorzystujemy ją do innych celów niż została stworzona. Trzy lata temu byłem z przyjaciółmi w Alpach Julijskich w Słowenii. Zaskoczyła nas czystość szlaków turystycznych. Niestety, Kościół wciąż zbyt mało przywiązuje wagi do spraw ekologii. Porzucenie śmieci w lesie to obraza Stwórcy i krzywda wyrządzona ludziom. Należałoby uwzględniać swój stosunek do przyrody, robiąc rachunek sumienia i spowiadając się. Nie wystarczy wyznać swój grzech w konfesjonale, że się np. wywiozło naczepę gruzu do lasu, ale powinno się ten gruz wziąć z powrotem z lasu. Na tym polega nawrócenie i restytucja.
W górach patrzy się na życie z innej perspektywy...
– Kiedy wychodzę w góry, to zostawiam wszystko na dole. Z perspektywy gór widzi się właściwą wielkość problemów i kłopotów. Często właśnie na szlakach powstają zarysy moich nowych książek, artykułów. Tutaj odnajduję inspirację. Kiedyś, w trakcie odprawiania Eucharystii na szczycie, zaabsorbowała mnie kwestia Eucharystii i zmartwychwstania. Po zejściu z gór napisałem artykuł: „Transsubstancjacja Paschalna”. Bóg przemawia przez przyrodę, burze, ludzi i góry. Na tej podstawie stworzyłem system teoekologii. Wszystko, co nas otacza, jest znakiem obecności Bożej. Problem w tym, aby znaki te odczytać.
Należy Ksiądz do nielicznych kapłanów, którzy na dużych wysokościach celebrowali Msze Święte.
– Góry są wspaniałą „katedrą” do sprawowania Eucharystii. W przyrodzie wszystko sprzyja sprawowaniu Mszy Świętej: ołtarz z kamienia, słońce, wiatr itd. Mam wrażenie, że we Mszy Świętej sprawowanej w plenerze bierze udział cała natura. Świeci najwspanialsza świeca, jaką jest słońce. Eucharystia mocno wiąże wędrowców w górach. Mówiąc o Eucharystii sprawowanej w górach, często mamy sielankowe wyobrażenie: pięknie, ciepło i świecące słońce. Jednak bywa inaczej. Kiedyś będąc na szczycie góry, miałem wrażenie, że Panu Jezusowi na tym kamieniu też chyba jest zimno. Rekord światowy w sprawowanej Eucharystii w górach należy do wrocławskiego księdza Krzysztofa Gardyny, który celebrował ją na 8035 m, na szczycie Gaszer Brum 2.
Jedna z sentencji ludowych brzmi: „Kto chce ujrzeć twarz Boga, powinien wyjść w góry”. Alpy sfotografowane przez satelitę z odpowiedniej wysokości przypominają oblicze Chrystusa z Całunu Turyńskiego. Czego ludzie szukają w górach?
– Przeżyć, ekstremalnych doświadczeń i oblicza Bożego. Partnerstwa w górach nigdzie indziej się tak nie przeżywa, jak na wysokościach. Kiedy jeden człowiek wiąże się z drugim liną, wówczas wzajemnie za siebie odpowiadają. To nie tylko sfera fizyki, ale nade wszystko ducha.
Z gór powraca się odnowionym i ze szczyptą nowej mądrości...
– Stwórca nie działa mechanicznie. Człowiek zamknięty i obojętny na wszystko nie wróci z gór nawrócony. W górach trzeba być otwartym jak dziecko.
Ktoś powiedział, że góry stworzył Pan Bóg, aby w nich odpocząć. Czy ma Ksiądz swoje ulubione góry?
–Wszystkie są piękne, ponieważ są dziełem samego Stwórcy. Natura zaskakuje do tego stopnia, że człowiek staje oniemiały nawet przy małej górce. Kiedyś, w mglisty październikowy dzień, wędrowałem z kilkoma osobami po Ślężej i nagle usłyszeliśmy dźwięk dzwonków. Okazało się, że poprzedniego dnia padał deszcz, a w nocy chwycił silny mróz. Wszystkie liście na drzewach przekształciły się w lodowe listki, które poruszane przez podmuch wiatru, wydawały dźwięki. Staliśmy zasłuchani i zadziwieni. Mała górka stała się przedmiotem naszej adoracji i przeżycia.
Mój znajomy odczytuje Bieszczady jako znak Miłosierdzia Bożego, a pasmo Tatr jako przejaw Jego wszechmocy i potęgi.
– Dla mnie w Alpach Granoickich we Włoszech górami maryjnymi są szczyty Gran Paradiso (4000 m). Tam na oblodzonej ostrodze skalnej stoi figurka Madonny ze złożonymi na piersiach rękoma. Kiedyś w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej byłem na szczycie tym wcześnie rano i zobaczyłem w niszy skalnej palącą się oliwną lampkę. Zastanawiałem się, kto ją mógł zapalić? Racjonalnie rzecz ujmując, musiał tam być ktoś poprzedniego dnia...
Dla kultury azjatyckiej ważne jest pojęcie „uważność”. Opiera się ono na teraźniejszości i koncentruje na elemencie tu i teraz. Jeśli jestem w górach i widzę jaszczurkę, to koncentruję się na niej, a nie na latających gdzieś w oddali ptakach czy na towarzyszu wędrówki, który poprawia sobie but. Uważność ułatwia odczytywanie pewnych znaków Bożych. Problem polega na tym, że patrzymy, ale nie widzimy. Osobiście ujmują mnie fragmenty Ewangelii, w których czytam, że Jezus spojrzał na kogoś z miłością. Nie tylko trzeba patrzeć, ale i zobaczyć. Szkoda, że w naszej duchowości jakoś tego się nie uwzględnia.
Z perspektywy lat, czy może Ksiądz powiedzieć, czego nauczyły Księdza góry?
– Poczucia wolności. Nigdy nie czułem się tak wolny, jak w górach i dzięki nim. Nauczyły mnie też dystansu do przyjmowania ludzkich opinii. Wytworzyły we mnie zdolność do większego decydowania o sobie. Będąc na szczytach, często mówię: jest Pan Bóg, jest góra i jestem ja. Góry uczą odpowiedzialności za towarzysza wędrówki. Pogłębiły też moją religijność, ponieważ są znakiem, który nie jest Bogiem, ale Boga uobecnia.