Logo Przewdonik Katolicki

W poszukiwaniu sukcesu

Wacław Wilczyński
Fot.

Jaka jest kondycja ekonomiczna i moralna polskiej gospodarki z początkiem XXI wieku? Jakie nowe wyzwania stoją przed nami? Próby oceny stanu polskiej gospodarki nie można ograniczać do wyliczania faktów i do prezentacji danych statystycznych. Nie wolno też ulegać pokusie subiektywnych, powierzchownych osądów, zarówno panegirycznych, jak i pejoratywnych. Wypada natomiast sięgnąć do genezy...

Jaka jest kondycja ekonomiczna i moralna polskiej gospodarki z początkiem XXI wieku? Jakie nowe wyzwania stoją przed nami?

Próby oceny stanu polskiej gospodarki nie można ograniczać do wyliczania faktów i do prezentacji danych statystycznych. Nie wolno też ulegać pokusie subiektywnych, powierzchownych osądów, zarówno panegirycznych, jak i pejoratywnych. Wypada natomiast sięgnąć do genezy i istoty procesów, które zdeterminowały dzisiejszy stan, dzisiejszą problematykę gospodarki polskiej, jej perspektywy i uwarunkowania sukcesu w przyszłości.

Wzrost gospodarczy cieszy, ale…
To prawda, że w ostatnich latach nastąpiło znaczne przyspieszenie wzrostu gospodarki. Roczny produkt krajowy brutto przekroczył jeden bilion złotych, co w przeliczeniu na mieszkańca daje ponad 26 tys. złotych, czyli ponad 9 tys. USD, licząc po kursie walutowym. Stosując parytet siły nabywczej walut, otrzymujemy już ok. 13 tys. USD, głównie dzięki niższym cenom w sferze usług i znacznie niższym płacom. To oczywiście jeszcze nie 37 tys. USD, jak w Finlandii, czy 39 tys. USD w Szwecji, ale nie jest to też poziom nędzy.

W cieknącej coraz droższą ropą naftową Wenezueli PKB na mieszkańca przekroczył dopiero 5 tys. USD. Przyrost polskiego produktu krajowego o 50-60 miliardów złotych w ciągu roku bardzo cieszy, ale wielu polityków i dziennikarzy zapomina dodać, że ten przyrost okupiony jest poważnym wzrostem długu publicznego, zadłużenia państwa na około 30 miliardów rocznie. Rzeczywiste tempo wzrostu gospodarki jest więc o połowę słabsze. Corocznie płacone odsetki i raty od tego długu kosztują nas też prawie 30 miliardów rocznie. Polski dług publiczny wzrósł od roku 1993 o ponad 300 miliardów zł.

Lubimy konsumować
Warto nadmienić, że pierwsza kadencja Balcerowicza 1989-1991 nie przysporzyła nam długów. Przy tym ciągle zbyt małą część produktu krajowego przeznaczamy na inwestycje tworzące nowy produkt. Niekiedy mówi się wręcz, że wolimy konsumować, zostawiając troskę o inwestycje kapitałowi zagranicznemu. Zbyt dużo, bo ok. 45 proc. PKB, przechwytuje państwo na pokrycie wydatków budżetowych, głównie socjalnych, niewspomagających rozwoju gospodarki. To znacznie więcej niż w USA, gdzie stopa redystrybucji PKB nie przekracza 35 proc. mimo gigantycznych wydatków zbrojeniowych. Zapewnia to wysoką stopę inwestycji i niską bezrobocia.

Usłyszeć u nas można, że przecież Szwecja ma stopę redystrybucji 60 proc., bardzo wysokie świadczenia socjalne a mimo to dobrze prosperuje. Ale to przecież kraj nieporównywalny z Polską. Zarabiał krocie na obu wojnach światowych, co w obliczu toczących się dokoła bitew sprzyjało kształtowaniu się społeczeństwa o wysokim poziomie cnót obywatelskich.

Z ekonomicznego punktu widzenia bardziej godna podziwu jest Finlandia, kraj o prawie identycznym PKB, jak Szwecja, a o wiele trudniejszej historii. Oba te kraje cechuje wysoki stopień troski obywateli o dobro wspólne, o państwo. To kraje, w których kapitał społecznego zaufania stał się poważnym czynnikiem wzrostu gospodarki i jej efektywności dzięki niższym kosztom funkcjonowania państwa. Szwecja ma nadwyżkę budżetową mimo ogromnych świadczeń socjalnych.

Bagaż historii
Polska należy do krajów, których kondycja ekonomiczna i moralna ucierpiały najbardziej. Najpierw wskutek zaborów, później agresji niemieckiej i sowieckiej, a wreszcie w wyniku indoktrynacji marksistowskiej i gorszej niż u Czechów i Węgrów polityki gospodarczej w latach 70. i 80.

Komunistyczny totalitaryzm spowodował głęboką alienację, wyobcowanie ludzi od państwa w ogóle i atomizację społeczeństwa walczącego o poprawę bytu. Historia nie sprzyjała ukształtowaniu się Polski jako nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego. Paradoksalnie korzystniejszy z tego punktu widzenia był wiek XIX, wiek codziennej pracy organicznej i starań o zachowanie substancji narodowej, aniżeli wiek XX, wiek totalitaryzmu i zbrodni. Ogołocone z inteligencji społeczeństwo polskie miało i ma nadal trudności z ukształtowaniem swego światopoglądu społeczno-politycznego i nadrobieniem zaległości edukacyjnych.

Spory o polski ustrój polityczny i gospodarczy po odzyskaniu niepodległości były niezwykle ostre. Ich ofiarą padł pierwszy prezydent II RP Gabriel Narutowicz. Ułatwiło to Niemcom głoszenie poglądu, że Polska to państwo „sezonowe”, i przyczyniło do braku gwarancji dla polskich granic w Locarno. II wojna światowa ujawniła nikłe zaangażowanie państw zachodnich dla odbudowy Polski jako państwa rzeczywiście wolnego i demokratycznego.

Młodszemu pokoleniu wypada przypominać tragizm sytuacji Polski po roku 1945, kiedy Francuzi, Anglicy i Włosi zachwycali się zwycięstwem Sowietów w II wojnie światowej, a zachodni ekonomiści budowali teorię konwergencji, wzajemnego przenikania się kapitalizmu i „socjalizmu”. Zohydzano przy tym jednego z najwybitniejszych prezydentów USA – Trumana, który pierwszy zahamował ekspansję komunistycznego totalitaryzmu. Byliśmy całkowicie osamotnieni i w obliczu terroru trzeba było troszczyć się o możliwie przyzwoite przetrwanie i o cywilizację systemu uznawanego przez tzw. Zachód za trwały i skuteczny.

W latach PRL Polacy wykazali znacznie większą odporność na indoktrynację komunistyczną od sąsiadów. Ale trudno było zakładać szybki upadek sowieckiego totalitaryzmu. Propagandzie komunistycznej udało się zohydzić przedwojenny kapitalizm i jeszcze w roku 1981 „Solidarność” chciała jedynie „socjalizmu z ludzką twarzą”, a nie prawdziwej gospodarki rynkowej. Jeszcze przy Okrągłym Stole w roku 1989 opozycja antykomunistyczna nie miała żadnego projektu ustrojowego. To tylko niezbyt liczna ekipa Balcerowicza uznała, że trzeba natychmiast wykorzystać upadek gospodarki totalitarnej do całkowitej zmiany ustroju gospodarczego, a nie za pomocą powierzchownych reform utrzymywać przy życiu dotychczasowy system. Zdecydowaliśmy się na terapię radykalną, która dała znacznie lepszy wynik niż węgierski gradualizm i czeska sekwencja transformacji.



Świadomość a czas przełomu
Przełom ustrojowy roku 1989 ujawnił ogromną lukę edukacyjną w sprawach gospodarczych i w znajomości podstaw ekonomii. Pojęcie społecznej gospodarki rynkowej interpretowane było przez polityków zupełnie dowolnie, bez związku z jego rzeczywistą treścią. Nie zdawano sobie sprawy ze skali kryzysu (inflacja 640 proc.) i żądano natychmiastowego wzrostu stopy życiowej, co zapewnić miało państwo. Zaowocowało to już w roku 1990 „wojną na górze” i zwycięstwem Tymińskiego nad Mazowieckim w wyborach prezydenckich 1990 roku, a także zwycięstwem wyborczym lewicy w roku 1993.

Luka edukacyjna zazwyczaj otwiera drogę ekstremizmom, nie sprzyja kształtowaniu się zdrowych koncepcji politycznych i gospodarczych. W Polsce jeszcze bardzo wielu ludzi oczekuje wszystkiego od państwa i nie ma poczucia obowiązku aktywnego uczestnictwa w tworzeniu i umacnianiu wspólnego dobra. Umysły znacznej części Polaków przyzwyczaiły się do centralizmu, zwalniając jednostkę od odpowiedzialności za sprawy wspólnoty państwowej. Także przywiązanie do religii ciągle jeszcze słabo przekłada się na świadomość obywatelską. Polacy częściej modlą się „Pod Twoją obronę…”, aniżeli mówią słowami ks. Piotra Skargi: „Wszechmogący wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie”.

Jaka droga?
Odpowiedź na pytanie, jaki ustrój sprzyja najlepiej dobrej kondycji ekonomicznej i moralnej, nie jest wcale taka trudna. To musi być ustrój odwołujący się do człowieka jako podmiotu, a nie jako przedmiotu odgórnego zarządzania, do jego świadomej aktywności, a nie do biernego posłuszeństwa. Musi to być ustrój gwarantujący wolność, ale i ochronę tej wolności dla uczciwych przez dobre, niezbyt miękkie prawo. Powinien być to ustrój umożliwiający wykorzystanie indywidualnych predyspozycji i zdolności, ale też twardo weryfikujący poziom racjonalności działań i zachowań. Musi wreszcie zakładać to, co nazywamy oddolną optymalizacją. Marksizm przegrał m.in. dlatego, że odebrał człowiekowi wolność i indywidualność, rezygnując z potencjału jednostki i zniewalając ją nieraz bardziej okrutnie niż niewolnictwo czy feudalizm.

Chrześcijaństwo odwołuje się oczywiście do człowieka, do jednostki, ale literatura chrześcijańska często nie może uporać się z problematyką ustroju gospodarczego, ulegając niekiedy marksizmowi w interpretacji wielu zjawisk i procesów, potępiając kapitalizm i gospodarkę rynkową za niepopełnione grzechy. Krytyce poddawana bywa pomoc dla Trzeciego Świata, którego najbiedniejsze kraje (Afryka Subsaharyjska!) cierpią nie przez darczyńców, lecz przez lokalnych dyktatorów, którzy zdobyli władzę po dekolonizacji.

Ruinę takich krajów, jak Angola, Mozambik czy Etiopia spowodowała ingerencja komunistyczna, a nie Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Pisarze chrześcijańscy, tylko z wyjątkiem Michaela Novaka, nie bardzo wiedzą, jak ocenić skok rozwojowy Chin i Indii, zawdzięczany przecież otwarciu drogi dla gospodarki rynkowej. Zupełnie wadliwie oceniany bywa też tzw. XIX-wieczny kapitalizm. Zapomina się o tym, że to właśnie potępiany wiek XIX był jak dotąd epoką największego postępu i rozwoju.

Wystarczy porównać początek i koniec XIX wieku, począwszy od długości życia, a skończywszy na elektryczności i motoryzacji. Niewola Polski w XIX wieku nie upoważnia do ogólnej negacji tej epoki w stylu marksistowskim. Ciągle jeszcze trzeba przypominać, że wszystkie podstawowe twierdzenia Marksa dotyczące przyszłości kapitalizmu okazały się błędne, że ucieczką marksistów był totalitaryzm, prowadzący do całkowitej alienacji człowieka od wszelkich ideałów. Marksizm wyrządził ogromną szkodę ekonomii jako nauce. W krajach, które przeszły gehennę „socjalizmu”, jest to nauka nadal słabo znana, błędnie oceniana i ulegająca agitacji politycznej. Rzadko sięga się do fundamentów współczesnej ekonomii i zapomina np. że problem moralności gospodarczej był bardzo bliski ojcu ekonomii Adamowi Smithowi, który w roku 1759 opublikował „Teorię Uczuć Moralnych” (Theory of Moral Sentiments), w której trafnie odpowiedział na pytanie, jak własny, indywidualny interes pogodzić z interesem społecznym. Stąd cała teoria gospodarki rynkowej, zaprezentowana jest w głównym dziele Smitha „Badania nad istotą i przyczynami bogactwa narodów” (1776).

Właśnie te prace pozwoliły na sformułowanie fundamentalnych, pozytywnie zweryfikowanych przez gospodarkę twierdzeń: „nie ma wolności bez rynku” i „nie ma dobrobytu bez wolności”. To właśnie dzięki rozwojowi uporządkowanej gospodarki rynkowej, dzięki zdrowej gospodarce pieniężnej Banku Anglii (powstał w roku 1694) Anglia rozwinęła się znacznie szybciej niż absolutystyczna Francja czy Hiszpania. 200 lat później, pod koniec XX wieku, dzięki porzuceniu przez prezydenta Reagana niekonsekwentnej polityki jego poprzedników, możliwe stało się sfinansowanie zwycięstwa USA w konfrontacji z Sowietami w latach 80. i doprowadzenie do upadku imperium zła.

Nowe wyzwania rynku
Koniec XX i początek XXI wieku przyniosły nowe wyzwania wobec gospodarki rynkowej, jako podstawy ustroju gospodarczego. Przedmiotem krytyki stała się polaryzacja materialna, dysproporcje między krajami najbogatszymi a najbiedniejszymi, problematyka podziału. Zaatakowany został monetaryzm, jako doktryna rzekomo uniemożliwiająca uwzględnianie społecznych aspektów gospodarowania.

Na tle tych zarzutów konieczny stał się powrót do spraw fundamentalnych. Trzeba było przypomnieć, że nierówność materialna i prawo do indywidualnego sukcesu ekonomicznego – to główny czynnik rozwoju gospodarczego, warunkujący także skuteczną walkę z nędzą. Równy podział przekreśliłby bowiem rozwój i postęp. Trzeba też przypominać, że po demonetyzacji złota z początkiem lat 70. i silnym wzroście stopy inflacji, nawet w USA trzeba było zastosować inne reguły w polityce pieniężnej, zapewniające stabilność pieniądza także bez pokrycia złotem.

Konieczne jest ciągle zwalczanie poglądu, jakoby dodatkową emisją pieniądza można było zapewnić realny wzrost gospodarki. Modne są w dalszym ciągu dążenia do omijania praw rynku, do wyłączania z reguł gospodarki rynkowej gałęzi uznanych za strategiczne, wymagające stałej pomocy publicznej, niezwykle kosztownej dla społeczeństwa. Coraz częściej okazuje się, że właśnie interwencjonizm państwowy, naruszający reguły gospodarki rynkowej, narusza także pryncypia moralne i obniża efektywność gospodarowania.

Gospodarka rynkowa nie oznacza więc uwolnienia od pryncypiów etycznych i moralnych. Przy wszystkich jej słabościach a raczej słabościach ludzi – jest to gospodarka znacznie bardziej moralna niż ustroje oparte na dyktaturze i przemocy. Zauważmy, że prawdziwa troska o dobre prawo pojawiła się dopiero w ustroju opartym na wolności gospodarczej. Dopiero gospodarka rynkowa wymusiła większy szacunek dla uczciwości, solidności, dla cnót obywatelskich. Gospodarka rynkowa jest bardziej „kompatybilna” z chrześcijaństwem niż poprzednie ustroje gospodarcze. Zachęca bowiem do aktywności a nie toleruje „chciejstwa”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki