Z Aleksandrem Dorożałą, studentem Akademii Rolniczej w Poznaniu, rozmawia Jadwiga Knie-Górna
W ubiegłe lato wybrałeś się na samotną rowerową wyprawę po Skandynawii. Dla Ciebie to nie pierwsza tego typu przygoda?
- W pierwszą samotną podróż wybrałem się w 2003 roku. Mając zaledwie siedemnaście lat, pokonałem w ciągu 26 dni trasę Poznań-Rzym-Poznań, która liczyła trzy tysiące siedemset kilometrów. Zaraz po powrocie wyjechałem z przyjaciółmi na kolejną eskapadę, tym razem liczącą tylko pięćset kilometrów.
Zrobiłeś to w dwadzieścia cztery godziny, co kwalifikuje się do chyba do Księgi rekordów Guinnessa. Dwa lata później wyruszyłeś w podróż swoich marzeń.
- To prawda. Gdy przygotowywałem się do niej, wiele osób, nawet tych z bliskiego otoczenia, nie do końca wierzyło w urealnienie tego marzenia. Tym bardziej, że po podróży do Rzymu mój rowerowy sprzęt, delikatnie mówiąc, nie był w najlepszej formie. Poza tym nie posiadałem również wystarczających środków na sfinansowanie całej ekspedycji. Nie poddałem się jednak, tylko zacząłem działać. Jedynym słusznym wyjściem w tej sytuacji było poszukanie odpowiedniego sponsora. Dość boleśnie przekonałem się wówczas jak wielu ludzi rzuca słowa na wiatr. Mimo to dzięki własnej determinacji oraz silnemu wsparciu rodziny wyruszyłem…
Pewnie miałeś bardzo szczegółowy plan całej wyprawy?
- Prawdę powiedziawszy taki plan w ogóle nie istniał. Wiedziałem tylko, że chcę dojechać do najdalej wysuniętego na północ przylądka Europy. Kraje nadbałtyckie pokonałem w ciągu czterech dni. Zanim spełniłem swoje marzenie i stanąłem na Nordkapp, po drodze miałem jeszcze wiele wspaniałych i mniej przyjemnych przygód. Wyprawa liczyła trzydzieści siedem dni, może niektórym wydawać się, że nie trwała długo, dla mnie jednak dzięki niezapomnianym przeżyciom trwała niemal bez końca.