Logo Przewdonik Katolicki

Jedyna kobieta-jeniec, ofiara Katynia

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Janina Lewandowska, córka wybitnego polskiego generała, wyjątkowo znienawidzonego przez bolszewików, przyszła na świat właśnie na rosyjskiej ziemi. Wiele lat później ta sama ziemia stała się świadkiem jej zbrodniczej śmierci.

 

 

 

Wydaje się rzeczą niemożliwą, by pisząc o zbrodni katyńskiej, nie wspomnieć o człowieku, który był jej naocznym świadkiem, później jako kapelan Rodzin Katyńskich zdecydowanie walczył o ukazanie jej całej prawdy, a po śmierci stał się zasłużonym, choć nie ogłoszonym, świętym patronem tego miejsca. Ks. prał. Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski, bo o nim mowa, tak opisuje swoje spotkanie z Janiną Lewandowską: „Jakże często jako jeniec Kozielska, pytany byłem, czy to prawda, że wśród nas oficerów, podchorążych «jeńców» była niewiasta. Prawda. Była to urocza Janina w mundurze oficera lotnictwa. Widziałem ją na własne oczy jeden raz. Ci z nas, którzy byli świadomi, że wśród nas jest kobieta, troszczyli się o nią w sposób szczególny, darząc bratnimi względami i starając się ochronić ją, otoczyć serdecznym myśleniem i modlitwą. Byliśmy wściekli na bolszewików, że ją zabrali do niewoli.(…) W czasie przesłuchań podawała nieprawdziwe swoje dane, w obawie przed dodatkowymi prześladowaniami, za bohaterskie czyny swego ojca, znienawidzonego przez bolszewików i w trosce o bezpieczeństwo swojej rodziny.

«W Kozielsku – pisze jeden z ocalonych jeńców, kpt. lekarz dr Wacław Mucho – zetknąłem się z p. Lewandowską. Tak się złożyło, że przychodziła dość często do domu nr 17, gdzie i ja kwaterowałem na pryczy. (…) Ubrana była w polski mundur lotniczy męski, lecz moim zdaniem był wypożyczony, gdyż nie był dopasowany do jej figury. Wzrost raczej wysoki, jak na kobietę, szatynka, włosy ucięte». Ze wspomnień innych współwięźniów: Szczekowski: «Jest tu w obozie lotniczka – dzielna kobieta już czwarty miesiąc czasu [w niewoli przedtem w Ostaszkowie – od 18 grudnia w Kozielsku!] znosi z nami wszelkie trudy i niewygody niewoli, a trzyma się wzorowo [ppor. Lewandowska]»; Jakubowicz: «[opłatki (także hostie dop. red.) wypiekała ppor. Lewandowska w kanciapie swej koło Bristolu – blok Nº 7]». 65 lat od straszliwej zbrodni katyńskiej jedyna kobieta zamordowana w Katyniu doczekała się powrotu do rodzinnej ziemi”.

 

Pierwsza Polka, pierwsza Europejka, ukochana żona

Marzeniem Janiny Dowbor-Muśnickiej była kariera śpiewaczki; w osiągnięciu swojego celu podjęła nawet naukę w poznańskim Konserwatorium Muzycznym. Jednak to marzenie szybko się rozwiało, bowiem okazało się, że dziewczyna miała i za słaby głos, i ojciec absolutnie sprzeciwiał się takiej karierze. Nie załamało to młodej Janiny, bowiem młodszy brat Olgierd rozpalił w niej nową pasję – latanie.

Poznańskie lotnisko Ławica stało się niemal jej drugim domem. Została członkinią Aeroklubu Poznańskiego, ukończyła Wyższą Szkołę Pilotażu oraz kursy we Lwowie, a także w Dęblinie w zakresie radiotelegrafii. W 1937 r. została skierowana na kurs radiotelegraficzny, gdzie odbyła przeszkolenie w obsłudze aparatów Hughesa, znanych również jako aparaty juza, będących szybkopiszącymi urządzeniami telegraficznymi wykorzystywanymi w sztabach Wojska Polskiego. Przypuszczalnie już wówczas uzyskała stopień podporucznika rezerwy. Jako jedna z pierwszych Polek ukończyła również kurs samolotowy, szybowcowy i spadochronowy. Jako najstarsza i nieodrodna córka legendarnego dowódcy powstania wielkopolskiego gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego była równie nieustraszona, toteż na kartach historii lotnictwa zapisała się jako pierwsza kobieta w Europie, która wykonała skok spadochronowy z wysokości 5 tys. metrów.

Latem 1936 r., podczas pokazów szybowcowych w Tęgoborzu koło Nowego Sącza, poznała instruktora pilotażu, płk. Mieczysława Lewandowskiego. Dla Mieczysława to była miłość od pierwszego wejrzenia. W sierpniu 1939 r. w kościele św. Justa przy szkole szybowcowej w Tęgoborzu odbyła się skromna uroczystość ślubna, po której zostało pamiątkowe zdjęcie, młoda para uwieńczona na tle szybowca. Wojna szybko rozdzieliła młodych małżonków, którzy nie tylko nie zdążyli razem zamieszkać, ale nawet przed rozłąką pożegnać się. Wiadomo tylko, że Janina 3 września, wraz ze swoimi kolegami pilotami cywilnymi, wyruszyła pociągiem towarowym w stronę Wrześni, by w Nekli dołączyć do 3. Pułku Lotniczego. Mieczysław tego samego dnia wrócił do Poznania, by zabrać żonę, ale nie spotkał jej już ani w domu, ani na stacji kolejowej. Bezskutecznie poszukiwał jej później zarówno w Warszawie, jak i Poznaniu. Wkrótce wpadł w ręce hitlerowców i został wywieziony do Generalnej Guberni. Jakimś cudem stamtąd się wydostał i przedarł wpierw do Francji, później do Anglii, gdzie walczył w 302. Dywizjonie Myśliwskim.

 

Jedyna zidentyfikowana

Nadszedł tragiczny 22 września, radzieckie czołgi koło Husiatynia otaczają pułk lotników, następnie Sowieci spośród jeńców starannie wybierają oficerów i wywożą ich w nieznanym kierunku. Wśród nich jest Janka, ubrana w męski oficerski mundur lotniczy. Miesiąc później wiozą ją do Ostaszkowa, po kolejnym przewożą do Kozielska. Nie wiedząc, że Sowieci wydali już wyrok, chroniąc rodzinę i siebie podczas przesłuchań, podaje fałszywe dane, mówiąc, że urodziła się w 1914 r. z ojca Mariana. Z takimi też figuruje na liście wywozowej pod nr 0401, na kolejnej, gdzie znajduje się pod numerem 0402, zachowała się data 20 kwietnia 1940 r.

Jak długo jechała na miejsce swojej kaźni, nie wiadomo - dzień, może dwa. Najprawdopodobniej zginęła w dniu swoich 32. urodzin. Nawet po śmierci nie skończyła się katyńska gehenna Janiny. Choć jej ciało zostało odnalezione już podczas pierwszej ekshumacji przeprowadzonej w 1943 r., to nie zostało godnie złożone do grobu. Niemcy zaskoczeni wydobyciem kobiecych zwłok, a także w obawie przed skutkami ówczesnej propagandy, ukryli ten fakt.

Ekshumacją kierował prof. Gerhard Butz, który do Katynia przyjechał z okupowanego Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Wrocławskiego. W Smoleńsku nad porządkiem „czuwał” Ludwik Voss z Geheime Feldpolizei, typowy niemiecki żandarm, gorliwie wykonujący wszystkie polecenia. Czaszkę Janiny bada sam prof. Butz, który w swoim polowym smoleńskim laboratorium analizuje „szczególne” przypadki, niewątpliwie tak przez niego traktowane było ciało ppor. Janiny, które później przez Niemców ukryte zaginęło. W 1945 r. jej czaszka wraz z sześcioma innymi trafia do rąk prof. Bolesława Popielskiego, który znając ich dramatyczną historię, przez kilkadziesiąt lat starannie ukrywał je przed UB i NKWD. Dopiero w 1997 r., przeczuwając zbliżającą się śmierć, zdradził swoją tajemnicę współpracownikom. Nowoczesne metody komputerowe potwierdziły, że są to szczątki ofiar katyńskich, ale zidentyfikowano tylko jedną czaszkę – córki gen. Dowbor-Muśnickiego.

4 listopada 2005 r. ppor. Janina Lewandowska skończyła swoją wojenną tułaczkę i nareszcie wróciła, by spocząć wśród swoich najbliższych. Jej czaszkę z honorami wojskowymi pochowano w specjalnej urnie w rodzinnym grobowcu na cmentarzu w podpoznańskim Lusowie. Dwa lata później 5 października ta niezwykła Polka została pośmiertnie awansowana przez ministra obrony narodowej do stopnia porucznika.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki