Za nimi kilka tysięcy kilometrów. Odwiedzili m.in. Częstochowę i Wilno. Przez ponad dwadzieścia dni jechali na Plac Świętego Piotra. Po drodze minęli Czechy oraz Austrię. Teraz rozmarzonym wzrokiem spoglądają w kierunku Fatimy. Ojciec z synem – Jerzy i Mikołaj Rypolc z Bydgoszczy – kochają jazdę na dwóch kółkach.
Miłość do rowerów towarzyszy im od wczesnej młodości. Od ponad 15 lat są związani z Domowym Kościołem. Mikołaj – jako młodzieniec żądny przygód – chcąc jechać na wyprawę do Wilna, musiał mieć opiekuna. Został nim tata. Od tamtej pory podróżują ramię w ramię, a właściwie – rama w ramę.
Najpierw Wschód
A wszystko – bo każda historia musi mieć swój początek – za sprawą obecnego dyrektora Collegium Catholicum Bydgostiense, ks. dr. Mirosława Gogolika. Kapłan był wtedy opiekunem ministrantów w bydgoskiej parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy. – Ksiądz Mirosław organizował pielgrzymkę dla grupy chłopców do Wilna. Syn jako najmłodszy, bo 14-letni uczestnik, nie mógł pojechać sam. Kiedy dołączyłem, od razu złapałem bakcyla podróżowania na rowerze – powiedział Jerzy Rypolc.
Później była Częstochowa. Sam pomysł wyjazdu do Rzymu zrodził się już w 2002 roku. To było marzeniem wszystkich pielgrzymów. Niestety, ze względu na trudności organizacyjne cykliści postanowili zrealizować te plany tylko we dwóch. – Stuprocentowa decyzja na „tak” zapadła w dniu poprzedzającym wyjazd. Wstępnie ustaliliśmy przejazd przez Polskę i kraje, które znalazły się na naszej drodze. Pewni byliśmy tylko kierunku – Rzym – dodał Mikołaj Rypolc.
Austria i przepiękne Alpy
Chcą wrócić na grób Jana Pawła II
„Kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie” – wyczytałam w skrupulatnie spisanym dzienniku rowerzystów. Cały warsztat, bieżące zakupy, ubrania, książki, mapy i inne rzeczy podróżnicy wieźli ze sobą w sakwach. Najszybsza prędkość, jaką osiągnęli, to 64 kilometry na godzinę. Nie obyło się bez kłopotów. Musieli wymienić oponę, która… ugotowała się wskutek hamowania na 18 proc. zjeździe z przełęczy Catschberg! Przez 21 dni przejechali szesnaście etapów. Najdłuższy z nich wyniósł prawie 170 kilometrów. Cała trasa liczyła ponad 1927 kilometrów. – W mojej pamięci utkwiły przepiękne Alpy, a także wysokie wzniesienia, które musieliśmy pokonać na rowerze. Bardzo ważne było to, że jeździliśmy z Pismem Świętym, które rozważaliśmy fragmentami. Także poznaliśmy się jeszcze bardziej. Ta przygoda, na którą namówiłem tatę, bardzo nas do siebie zbliżyła – podkreślił Mikołaj.
Za nimi Gmunden, Gosau, Venezia i Spoleto. To nie wszystko. W przyszłości chcą wrócić do Rzymu, aby oddać nad grobem cześć największemu Polakowi Janowi Pawłowi II. – Zobaczymy, czy się uda… No i marzy nam się Fatima – zakończył Jerzy Rypolc. Cała podróż jest udokumentowana. Są zdjęcia i pamiętnik, w którym czytamy: „Warto było się męczyć, by dojechać do Watykanu i przeżyć taką przygodę”.