Niekiedy dziesiątki kilometrów przebiegają w niczym niezmąconej, sielskiej atmosferze. Zapierające dech w piersiach krajobrazy, delikatnie muskający twarz wiatr i cisza, której nie doświadczy się w zgiełku wielkomiejskiej codzienności, sprawiają, że rower jawi się jako doskonały wybór w przemieszczaniu się między punktem A a punktem B. Bywa też zupełnie odwrotnie, zwłaszcza wtedy, gdy człowiek walczy o każde przekręcenie pedałami, ponieważ wiejący frontalnie wiatr i zacinający po twarzy deszcz skutecznie odbierają jakąkolwiek możliwość ruchu. Paradoksalnie to dychotomia doświadczeń rowerowych sprawia, że rower jako środek komunikacji pozwala poczuć wolność, jakiej nie da się porównać z żadnym innym sposobem poruszania się po drogach i bezdrożach podróżniczych tras. A że dodatkowo wpływa pozytywnie na nasze zdrowie, portfel i środowisko, ma niemały potencjał na lidera wśród sposobów wakacyjnego spędzania czasu, niezależnie od tego, czy podróżujemy w pojedynkę, w parze czy rodzinnie.
Pogromca ulic
Wynaleziony w 1817 r. przez Niemca barona Karla von Drais, przez 200 lat przeszedł niemałą rewolucję. Początkowo nazywany był Laufmaschine, czyli maszyną do biegania. W swoich pierwszych wersjach nie posiadał pedałów, a jeżdżący nim musieli napędzać go stopami i niemało się natrudzić, aby utrzymać równowagę, zjeżdżając np. z górki. Pewna nieprzewidywalność zachowań rowerowego kierowcy, wynikająca z ówczesnej niedoskonałości roweru, sprawiła, że używanie go zostało w niektórych miastach zakazane ze względu na liczbę potrąceń pieszych w czasie jazdy. Najbardziej zbliżoną do współczesnej formę rower osiągnął pod koniec XIX w. To wtedy wyposażono go w pedały napędzające tylne koło za pomocą łańcucha i koła zębatego, a także w kierownicę i widelec, podtrzymujący przednie koło. Do lat 20. XX w., kiedy to samochód stał się spełnieniem wszystkich marzeń, rower, szczególnie w miastach, cieszył się pozycją lidera jako środek transportu. Do łask wrócił ponownie w latach 70. XX w., gdy w społeczeństwach zachodnich zaczęto mówić o zdrowotnym wpływie ruchu na organizm człowieka. W PRL-owskiej Polsce pełnił funkcje zdecydowanie dużo bardziej praktyczne. Kto urodzony przed rokiem 1990 nie znał kogoś, kto posiadał w swojej kolekcji przynajmniej jeden egzemplarz roweru Wigry 3? Jeździło się nim wówczas do pracy, na pole czy nad jezioro. Nierzadko rower stanowił wówczas dobro wspólne całej rodziny, której członkowie według potrzeb wymieniali się użytkowaniem dwóch kółek. Początek lat 90. to boom na BMX, niskie rowery, będące szczytem komunijnych marzeń na temat. Otrzymane w prezencie, stanowiły powód do dumy obdarowanego i obiekt zazdrości rówieśników. Dziś rynek rowerowy zadowoli najbardziej wymagającego amatora dwóch kółek. Każdy znajdzie dla siebie rower, który będzie niemalże skrojony pod jego indywidualne potrzeby. Zaopatrzyć się można m.in. w rowery górskie (MTB), szosowe, miejskie, trekkingowe, a także cieszące się coraz większą popularnością rowery elektryczne, ze wspomaganym napędem. Te ostatnie wydają się mieć potencjał na zdominowanie rynku rowerowego w najbliższych latach. Sprzedaż rowerów ze wspomaganiem notuje wzrosty rzędu kilkudziesięciu procent rocznie. Sondaże Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego dowodzą, że 62 proc. badanych skłaniałoby się do zakupu e-bike’a, gdyby jego cena była niższa dzięki dofinansowaniom. Ostatecznie jednak to, jaki rower wybierzemy, wydaje się wtórne, najważniejsza jest gotowość do innego sposobu przemieszczania się, a tym samym odmiennego sposobu doświadczania świata.
Rokujące perspektywy
Parlament Europejski w lutym tego roku przyjął rezolucję w sprawie opracowania strategii Unii Europejskiej w zakresie transportu rowerowego. Dokument zobowiązuje Komisję Europejską do działań na rzecz podwojenia liczby kilometrów przejechanych rowerami w Europie do 2030 r. Celem jest 312 mld kilometrów na rowerze rocznie, czyli dwukrotnie więcej niż wynik uzyskany w badaniu Komisji z 2017 r. Mimo że nie jest to zalecenie wiążące w sensie prawnym, daje duże możliwości rozbudzenia potencjału rowerowego wśród mieszkańców Unii Europejskiej. Nie wygląda na to, że Polska zostanie w tyle, tym bardziej że jak podają statystyki, 70 proc. Polaków korzysta z roweru, a aż jedna czwarta ankietowanych używa go niezależnie od warunków pogodowych. Powstające nowe ścieżki rowerowe i wytyczone szlaki w całym kraju nie są zatem wymysłem speców od zagospodarowania infrastruktury, ale odpowiedzią na rowerowe potrzeby Polaków. Już pod koniec 2020 r. sieć ścieżek rowerowych liczyła 17,3 tys. km, a w samej tylko pandemii rozrosła się o kolejne 1,7 tys. km. Dobrze wytyczone szlaki rowerowe dotyczą już prawie każdego regionu Polski, a w niektórych częściach naszego kraju to właśnie trasa rowerowa jest wizytówkę danego obszaru. Najdłuższy polski szlak rowerowy, a także jeden z dłuższych w Europie, to tzw. Green Velo, który prowadzi wschodnią częścią Polski od Elbląga do Końskich przez pięć województw i liczy ponad 2 tys. km. Wśród krótszych, ale nie mniej urokliwych, warto wymienić m.in.: Velo Dunajec i Velo Czorsztyn, Szlak Wokół Tatr, Szlak Rowerowy M10 na Mierzei Wiślanej, Żelazny Szlak Rowerowy na Śląsku, Kaszubską Marszrutę w Borach Tucholskich, Wiślaną Trasę Rowerową w Małopolsce czy Stary Kolejowy Szlak na Pomorzu Zachodnim. Zarówno początkujący, jak i zaawansowani amatorzy dwóch kółek mają z czego wybierać, niezależnie od tego, w jakiej części Polski mieszkają. Łatwo można też sprawdzić, jak dokładnie poruszać się w ramach konkretnego szlaku, wystarczy pierwsza lepsza aplikacja rowerowa, których w internecie przybywa z tygodnia na tydzień. Rok 2024 ma zostać „Europejskim Rokiem Roweru”, warto zatem odkrywać, jakie możliwości w tym kontekście dają polskie tereny.
Od zawsze
Renata i Marian Kowalscy z małego miasteczka na ziemi lubuskiej z rowerem byli za pan brat od zawsze. Żadne z nich nie miało prawa jazdy, więc w naturalny sposób rower stał się głównym środkiem transportu rodzinnego. W latach 80. jeździli, z dwójką małych dzieci przypiętych w koszykach do kierownicy, kilkadziesiąt kilometrów w poszukiwaniu grzybów. Gdy pojawiło się trzecie dziecko, dwoje starszych samodzielnie, lecz w asyście rodziców, pokonywało kilometry, aby spędzać letnie dni na plaży nad jeziorem. Rowery dzieci i rodziców zawsze były szanowane. Dopiero gdy nie dało się któregoś naprawić, za zaoszczędzone pieniądze kupowano nowy. – Pamiętam, jak najmłodsza z naszych córek, jadąc do babci, przejechała swoje pierwsze trzydzieści kilometrów. Miała wtedy około ośmiu lat. Ludzie nie mogli wyjść z podziwu, a dla nas była to konsekwencja tego, że rower był oswojonym i naturalnym środkiem komunikacji – opowiada Renata.
Od kliku lat są na emeryturze. Dziś rower jest nie tylko sposobem na spędzanie wolnego czasu, ale i metodą na małżeńskie spięcia. – Gdy jest nam ze sobą z jakichś powodów niełatwo się dogadać lub codzienność przytłacza, bardzo często wsiadamy na rower. Trudno tak przez sześćdziesiąt kilometrów ze sobą nie rozmawiać – śmieje się kobieta.
Rowery to nie tylko pasja, ale i wolność. – Zdałam sobie sprawę, jak bardzo wycieczki rowerowe dają poczucie wolności podczas pandemii. Gdy obowiązywały mocne obostrzenia, wsiadaliśmy na rower i jechaliśmy do lasu. Pamiętam, jak wówczas udało nam się choć na chwilę zapominać, w jak dziwnym, a zarazem przerażającym momencie dziejowym jesteśmy – wspomina Renata.
– Dla mnie największym plusem jazdy na rowerze jest to, że łączę przyjemne z pożytecznym – opowiada Marian. – Na co dzień nie muszę martwić się o swoją kondycję i zastanawiać się, jak dostarczyć swojemu organizmowi wystarczającą dawkę ruchu. Razem z żoną wyruszamy na dłuższe lub krótsze trasy rowerowe co najmniej dwa lub trzy razy w tygodniu, co pozwala mi naprawdę utrzymać dobry stan mojego ciała.
Renata cztery lata temu przeszła poważną operację kręgosłupa. – Przed operacją bałam się, że nie będę mogła już nigdy wsiąść na rower. Dziś, oczywiście po wcześniejszej konsultacji z lekarzem, okazuje się, że to rower jest dla mnie najlepszą formą rehabilitacji. Jeśli nie jedziemy nigdzie zbyt długo, kręgosłup zaczyna dawać o sobie znać, a mięśnie sprawiają wrażenie kamieni – opowiada Renata.
Rower jako środek komunikacji pozwala poczuć wolność nieporównywalną z żadnym innym sposobem podróżowania. Na zdjęciu rowerzysta mijający ikonę z wizerunkiem św. Krzysztofa na szlaku rowerowym do Zwierzyńca, Roztoczański Park Narodowy | fot. M. Lasyk/Reporter/East News
Odkrywcy
Trzy lata temu wspólnie zdecydowali, że zwykłe rowery zamienią na elektryczne. – Ja dobiegam siedemdziesiątki, mąż ma 72 lata. W naszym wieku rower elektryczny jest genialną perspektywą. Podejmujemy ruch, zwiedzamy świat, a nie czujemy, że robimy coś ponad nasze siły – opowiada kobieta – Przede wszystkim jednak dzięki dodatkowemu napędowi możemy pokonywać więcej kilometrów. Zimą nie przestają korzystać z uroków wycieczek rowerowych. Zmieniają tylko strój na cieplejszy i zaopatrują się w duże ilości gorącej herbaty, którą przewożą w termosach umieszczonych w sakwach przymocowanych do bagażnika. Mężczyzna ma na swoim rowerowym koncie, oprócz licznych wyjazdów z żoną, sześć samotnych pielgrzymek do Częstochowy. W poprzednie wakacje razem pojechali do Wilna, w tym roku wybierają się zwiedzić na dwóch kółkach Małopolskę.
– Mapa zdobytych przez nas regionów z miesiąca na miesiąc się powiększa. Ziemię lubuską mamy zjeżdżoną wzdłuż i wszerz, ale odkrywamy także inne regiony – opowiada Marian. – Zwiedzanie świata na rowerze to naprawdę niesamowita przygoda. Są miejsca, do których nigdy byśmy nie dotarli, gdyby nie rower, jak chociażby do tych tras rowerowych, które prowadzą wzdłuż nieużywanych linii kolejowych.
Mimo że lato nie jest jedynym czasem sprzyjającym wycieczkom rowerowym, może ono stać się okazją do podjęcia pierwszego kroku, a raczej pierwszego przekręcenia pedałów ku eskapadom na dwóch kółkach. Rowerzystą nikt się nie rodzi, lecz staje się w bardzo prosty sposób: przemierzając coraz więcej kilometrów. Nieważne, czy celem naszej podróży będzie plaża pięć kilometrów od domu, zabytkowy kościółek w miejscowości oddalonej dwadzieścia pięć kilometrów czy trasa Green Velo, na którą dostaniemy się pociągiem, a następnie spędzimy sześć dni, codziennie pedałując po siedemdziesiąt kilometrów. Mało ważna jest klasa roweru, marka sakw czy ubrań, które mamy na sobie. Najważniejsze są początkowe chęci i finalny efekt satysfakcji. Reszta jest tylko dodatkiem.