Logo Przewdonik Katolicki

I żyli długo? I szczęśliwie?

Katarzyna Jarzembowska
il. Lidia Piasecka

O tym, czy małżeństwo wymaga instrukcji obsługi, roli samooceny w związku, pułapkach myślowych, w jakie wpadają małżonkowie, oraz maskach gniewu, jakie zakładają, z Małgorzatą Kornacką, psychologiem i psychoterapeutą.

Już na starcie pojawia się pewna rozbieżność oczekiwań – różnice w podejściu do małżeństwa jego i jej. Na co liczy kobieta, a na co mężczyzna i czy tę listę życzeń da się choć w połowie spełnić?
– Przychodzi mi do głowy dowcip, który opowiada o tym, jak to para młoda stoi na ślubnym kobiercu. Oboje zakochani i wzruszeni. Ona wpatrzona w niego i pełna nadziei, licząca na to, że pomoże mu stać się lepszym człowiekiem, a on zauroczony jej wdziękiem i urodą, spodziewa się, że ona nigdy się nie zmieni… Wszyscy dojrzalsi wiekiem, małżeńskim stażem i doświadczeniem po prostu wiedzą, jak złudne są te oczekiwania. Ona zamieni się w dojrzałą kobietę, a on w dojrzałego mężczyznę i te zmiany raczej nie pójdą w przewidywanym przez młodych kierunku. Warto pamiętać, że każdy z nas jest jak szklanka do połowy wypełniona wodą – mamy potencjał, mamy też i braki.

Wiele kobiet szacuje swoją wartość, przeglądając się w oczach mężczyzny. Do czego może prowadzić takie podejście?
– Często prowadzi do katastrofy. Niepewna siebie kobieta może zadręczać męża pytaniami, które będą miały na celu potwierdzić, na przykład, jej atrakcyjność. Praktyka pokazuje, że jeśli w głębi serca nie wierzymy we własną wartość, zapewnienia innych nam nie pomogą. Ich słowa będą jak woda nalewana do dziurawego naczynia. Potrzebujemy najpierw naprawić to naczynie, a dopiero wtedy będziemy gotowi na ich przyjęcie. Z drugiej strony – taka postawa może być bardzo mecząca dla współmałżonka. Oczywiście, że potrzebujemy dobrych słów i wsparcia, szczególnie gdy przeżywamy jakieś trudności, ale jeśli nie wierzymy w siebie, to wiele sytuacji w życiu codziennym będziemy interpretować przeciwko sobie. „Nie zatankował mi samochodu… To dlatego, że myśli, że jestem beznadziejna. Gdybym była inną kobietą, to by to dla mnie zrobił”. A on po prostu zapomniał…

Jak na małżeństwo wpływa samoocena męża lub żony? Co się dzieje, kiedy ta świadomość własnej wartości jest zaniżona, a każdy popełniony błąd odczytywany jest jako „moja wina”?
– Adekwatna samoocena jest kluczem do sukcesu w wielu dziedzinach – również w małżeństwie. To ona pozwala nam przechodzić przez trudności, nie załamywać się, szukać rozwiązań, być wytrwałym, zaczynać od nowa. I taka właśnie postawa jest niezbędna do stworzenia udanego związku. Kiedy przechodzimy depresję, ulegamy trzem kłamstwom, tzw. triadzie Becka: ja jestem bez sensu, świat jest bez sensu, przyszłość jest bez sensu. Te trzy kłamstwa odbierają nam energię do działania i wszelką nadzieję. A przecież w małżeństwie zdarzają się sytuacje problemowe, nieporozumienia, niespełnione oczekiwania. Żeby przez nie przejść, potrzeba siły i przekonania, że damy radę!

Ta samoocena z pewnością sięga zera, a nawet wartości ujemnych, kiedy jedno z małżonków dopuszcza się zdrady. Tej drugiej stronie trudno jest odbudować wówczas wiarę we własną wartość, skoro zostało wymienione na „lepszy model”…
– Dlatego szczególnie wtedy warto skorzystać z pomocy mądrego przyjaciela lub specjalisty. Kiedy mam do czynienia z tym problemem, zadaję mojej klientce pytanie: „Czy naprawdę uważa pani, że wszystkie zdradzone kobiety są gorsze dlatego, że zostały zdradzone? Dlaczego tak pani myśli? Czy gdyby to spotkało pani przyjaciółkę, córkę, to byłaby pani pewna, że w istocie zdrada zmienia wartość kobiety?”. Co zatem zmienia? Z całą pewnością samopoczucie, ale nie wartość, bo wartość to coś więcej niż nasze odczucie. Wartość jest jak słońce, nawet gdy jest noc, ono nie przestaje istnieć, choć świeci z drugiej strony kuli ziemskiej. Dlaczego o wartości kobiety ma decydować jej mąż? Czy wartość człowieka zależy od tego, jak go oceniają inni? Jego samopoczucie z pewnością tak, ale wartość? Pięknie opisuje to baśń o brzydkim kaczątku, które mimo że było odrzucone i niedocenione, przez cały czas było przecież łabędziem!

Często problemy małżeńskie wynikają z tzw. pułapek myślowych, które – jak Pani pisze – zniekształcają nasze patrzenie na siebie, innych, świat. Są jak źle dobrane okulary: nie oddają prawdy o rzeczywistości, tylko ją zakłamują. Jakie są te najczęściej spotykane? I co robić, by nie dać się w nie złapać?
– Zniekształcenia poznawcze, czyli błędy w myśleniu, pułapki, w które wpadamy, dotyczą każdego z nas. To one utrzymują różne zaburzenia i niewłaściwe reakcje, na przykład uzależnienia, depresję, lęki, nieradzenie sobie z gniewem. Przyjrzyjmy się chociażby generalizacji – ona sprawia, że nadużywamy takich słów, jak „zawsze” lub „nigdy”. Jak to wpływa na małżonka? Krzywdząco, bo jeśli ktoś się postara i zrobi coś specjalnie dla drugiego, a mimo to usłyszy, że nic nigdy nie robi, to poczuje się niedoceniony, niesłusznie skrytykowany i odbierze mu to motywację do dalszych starań… Kolejną paskudną pułapką jest czarno-białe myślenie, innymi słowy „wszystko albo nic”. To bardzo niebezpieczna sytuacja, a zdarza się często perfekcjonistom. Wywołuje ona smutek, frustrację i również pozbawia nadziei. Z kolei pułapką, która wpędza nas w poczucie winy i gniew, jest nadużywanie imperatywów, czyli rozkazów, takich jak: „muszę”, „trzeba”, „powinienem”, „nie wolno”. One uczą samodyscypliny i odpowiedzialności, ale ich nadużywanie – jeśli nadmiernie czegoś wymagamy od siebie lub współmałżonka – sprawia, że zamieniamy bycie razem w niekończącą się listę żądań, których nikt nie da rady spełnić. Możemy w ten sposób zadręczać siebie i innych… Tak naprawdę wiele pytań, które padają w tej rozmowie, domaga się szerszych odpowiedzi – znajdują się one w moich książkach.

Jakie maski gniewu zakładają mężowie, a jakie żony?
– Gniew kojarzy nam się z wrogością, przemocą fizyczną, krzykiem czy wyzwiskami. Ale to tylko jedna z odmian nieradzenia sobie z gniewem. Inną jest tłumienie, czyli zaprzeczanie emocjom. Ono w prostej linii prowadzi do chorób psychosomatycznych. Jeszcze inną maską jest tak zwana bierna agresja, czyli popularny foch, obrażanie się na drugiego, robienie mu na złość z miną, że to niby niechcący. Sarkazm, czyli złośliwe słowa, aluzje, jest również raniący. Żadna z wymienionych masek nie rozwiązuje problemu, a buduje między małżonkami dodatkowe mury. Mężczyźni z reguły nie radzą sobie z wrogością, agresją, a kobiety z bierną agresją i sarkazmem. Tak jak wspomniałam – z reguły, bo przecież w życiu zdarzają się wyjątki.

Jak nauczyć się radzenia sobie z gniewem – żeby nie przekroczył niebezpiecznych granic?
– Jeśli nie poradzimy sobie sami, możemy potrzebować pomocy specjalisty, który postawi odpowiednią diagnozę – z czego wynikają nasze trudności. Gniew, jak każda emocja, ma swoją dynamikę i gdybyśmy mieli skalę od 0 do 10, to gdy gniew przekracza 5, należy się po prostu jak najszybciej ewakuować z miejsca zdarzenia. Dlaczego? Bo im silniejszą przeżywamy emocję, tym gorzej funkcjonuje nasza logika i możemy wtedy powiedzieć słowa, wykonać gesty, których potem będziemy tylko żałować…

Zanim wejdzie się w małżeństwo, należy przejść szybki kurs przebaczania. Jak Pani zauważa, w małżeństwie może być albo dwoje wygranych, albo dwoje przegranych. Czy każde małżeństwo da się uratować, jeśli już znajdzie się w sytuacji kryzysowej?
– Żeby uratować małżeństwo, potrzeba tylko jednego: obydwoje małżonkowie muszą tego chcieć. Nie wystarczy, żeby chciało jedno z nich. Do tanga trzeba dwojga. Dwie osoby zawierają przymierze i decydują się na to, żeby kochać, czyli służyć dobru drugiego – pomimo trudności. Do tego bezwzględnie potrzebna jest umiejętność i gotowość do przebaczania.

Zdarza się, że podczas terapii proponuje Pani swoim pacjentom obejrzenie całej sagi „Shreka” – czego może uczyć historia gruboskórnego ogra, księżniczki i namolnego osła?
– To cudowna opowieść o przyjaźni, bo przecież jak mówił osioł do Shreka: „Wiesz, co robią przyjaciele? Przebaczają!”. O miłości, która nie opiera się na powierzchowności, ale patrzy i poznaje serce drugiego, o męskości, która rodzi się wraz z wzięciem odpowiedzialności. O byciu stanowczą i świadomą swojej wartości. O tym, co można stracić, gdy postawi się na szali przyjemność versus rodzina.

„Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nieudane związki miały więcej problemów. To tylko złudzenie. Małżeństwa czerpiące satysfakcję ze wzajemnej relacji i te jej pozbawione nie różniły się w ogóle w zakresie ilości problemów. Co zatem było sekretem ich szczęścia? Sposób, w jaki podchodzili do problemów… W udanych związkach ludzie skupiali się na szukaniu rozwiązań, wzajemnym wsparciu, pocieszeniu. W nieudanych małżeństwach dominowało oskarżenie, osamotnienie, brak zrozumienia, wbijanie w poczucie winy…”

Fragment książki Małżeństwo. Instrukcja obsługi


Bardzo spodobała mi się Pani metafora, że seks to plaster, który skleja ze sobą małżonków. „Problem polega na tym, że gdy się go oderwie i spróbuje przykleić do kogoś innego, moment oderwania sprawia wielki ból, a raz użyty plaster traci swoją przyczepność. Kolejne oderwanie boli już mniej i mniej trwale łączy ze sobą…”. Jak spojrzeć dziś na wartość i ważność seksu w małżeństwie?
– Warto patrzeć bez obaw i kompleksów. Seks jest według badaczy najbardziej przywiązaniowym zachowaniem człowieka. Małżeństwo nieskonsumowane uważa się za nieważne. Seks nie tylko buduje jedność między małżonkami, jest źródłem rozkoszy, ale przecież w konsekwencji przekazuje życie. Wiele nieporozumień w tym temacie wynika, po pierwsze, z nieświadomości różnic w przeżywaniu swojej seksualności przez kobietę i mężczyznę, po drugie – z braku rozmowy, po trzecie – z traumatycznych zdarzeń z przeszłości. Warto nie zamiatać tych problemów pod dywan, tylko stawić im czoła – one mogą zostać rozwiązane.

Coraz bardziej dominuje dziś przekonanie o wysokiej wartości samorealizacji i samorozwoju. To jednak pułapka – bo może skończyć się na tym, że przebojowy i robiący karierę człowiek nie będzie zdolny do miłości. Jak uzmysłowić to młodym?
– Młodość ma swoje prawa. Młodzi ludzie szukają swoich rozwiązań i to jest piękne, chcą budować swoją tożsamość i podążać własną drogą. W wychowaniu kluczowy jest przykład, a nie wykład. Udane małżeństwa, w których mąż i żona kochają się, szanują, pragną, śmieją się, wspierają i służą sobie nawzajem, są najlepszą reklamą. Warto walczyć o taką relację z młodymi, w której oni sami będą chcieli do nas przyjść, bo poczują się zrozumiani, a nie osądzeni i skrytykowani, w której damy im poczucie, że w nich wierzymy… Wtedy będą gotowi zapytać nas o radę.

Tak samo, jak nie da się raz zatankować samochodu i jeździć nim do końca życia, podobnie jest z małżeństwem, nie wystarczy raz powiedzieć: kocham – o miłość należy dbać. Jakie są Pani najważniejsze wskazówki – dla niego i dla niej?
– I znów odpowiedź na to pytanie podaję w mojej książce. Małżeństwo to szansa na rozwój. Rozwój w jakim zakresie? Radzenia sobie z gniewem, przebaczania, komunikacji, asertywności, rozwiązywania problemów, uwzględniania perspektywy i potrzeb drugiego, altruizmu… Na początek warto poznać swoje języki miłości i zacząć za ich pośrednictwem codziennie mówić „kocham Cię”. I raz w tygodniu wybrać się na randkę.

Czy zatem każdy „nadaje się” do małżeństwa?
– Czy każdy może grać na fortepianie? Tak, ale czy każda gra będzie piękna, miła dla ucha? Co z poczuciem rytmu, słuchem, koordynacją? Stworzenie udanego małżeństwa wymaga wysiłku, wiedzy, starań, pewnych predyspozycji, myślę, że właśnie dlatego sam Jezus mówi: „Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 12). 

MAŁGORZATA KORNACKA 
Psycholog, psychoterapeuta, doradca zawodowy; autorka książek Boży coaching oraz Małżeństwo. Instrukcja obsługi


 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki