Dlaczego nikt nie musi nam przypominać o corocznym przeglądzie samochodu, domowej instalacji, sprzętu RTV i AGD, a nie ma obowiązku przeglądu małżeństwa? Nikt chyba nie wątpi, że zdrowe relacje między małżonkami nie są mniej istotne od sprawnego auta.
Moja żona doszła do wniosku, że idealnie nadajemy się na uczestników kursu małżeńskiego. Przeszkód było mnóstwo. – Minęło pięć lat od ślubu i już mamy iść na jakiś kurs – broniłem się, jak mogłem. – Najwyższy czas, żeby na moment zatrzymać się i chłodnym okiem spojrzeć na nasze małżeństwo – nie dawała za wygraną żona. – Podobno najwięcej małżeństw rozpada się do szóstego roku – wypaliła ostrą amunicją.
Udajemy się na kurs małżeński, który od razu kojarzy mi się z kursem przedmałżeńskim i budzi podejrzenia o nachalne moralizatorstwo i spojrzenie nieco oderwane od rzeczywistości. Wchodzimy do stylowych podziemi przy kościele. Nastrojowe światło, elegancko nakryte stoły, świeczki... W sali siedzi kilkanaście zupełnie zwyczajnych par: nie krzyczą na siebie, nie skaczą sobie do oczu, raczej wyglądają na zgodne. Aż trudno uwierzyć, że przyszli poprawiać bądź umacniać swoje relacje. Kobiety są zadowolone, uśmiechnięte, mężczyźni niepewni, zakłopotani, jakby się zastanawiali, co tu właściwie robią. Przyglądam się uważniej ich twarzom, które zdradzają, że chyba każdy został tu przyprowadzony siłą albo jakimś sprytnym podstępem.
Budujemy solidne fundamenty
Każda para siedzi przy osobnym stoliku. Nie trzeba się spieszyć, myśleć o obowiązkach domowych, dzieciach, codziennych troskach. Na chwilę można pochylić się nad tym, co naprawdę ważne. Jest czas na zastanowienie się nad związkiem, rozmowę z małżonkiem. Czasem są to gesty banalne, o których nie myślimy, jak miłe słowa, wyrażenie wdzięczności, pochwała małżonka. Nie ma tego w szkolnym programie, a przecież uświadomienie sobie, czym jest małżeństwo, jaka jest jego dynamika, to sprawa fundamentalna. Na to nigdy nie jest za późno.
Po pierwszym spotkaniu utkwił mi w pamięci obraz małżeństwa jako czterech pór roku. Spotkanie między kobietą a mężczyzną zaczyna się wiosenną fascynacją, zachwytem. To czas, w którym nie dostrzegamy swoich wad, złych przyzwyczajeń. Potem przychodzi lato, kiedy jak wody potrzebujemy czasu dla siebie, następnie jest zmienna i burzliwa jesień, a wreszcie najdłuższa zima, kiedy tak ważne stają się wspólne zainteresowania i dobra komunikacja.
Seks, przyjemność, wygodne życie... Wiele związków opiera się na chwiejnych podstawach. Tym ważniejsze staje się wypracowanie wspólnych fundamentów, które będą dla obojga najpewniejszym punktem odniesienia. Tą bazą musi być Bóg, który daje małżonkom gwarancję stałości, trwałości ich związku.
Sztuka komunikacji
To od niej zależy, w jaki sposób ze sobą rozmawiamy, jak się spieramy, przepraszamy. Sposób komunikacji obnaża słabości związku. Ile konfliktów można by uniknąć, gdybyśmy umieli dzielić się swoimi myślami, uczuciami, pragnieniami, zamiast skrzętnie je ukrywać.
Każdego dnia przekonujemy się też, jak ważne jest słuchanie: nieprzerywanie sobie wypowiedzi, odkrywanie, co czuje rozmówca, potwierdzenie, że go zrozumieliśmy, pomoc w podjęciu decyzji, bez narzucania rozwiązania, pouczania i moralizowania. Nieraz kusi nas, aby udzielać dobrych rad i popisywać się własną przenikliwością, zwłaszcza wtedy, gdy współmałżonek najmniej tego oczekuje…
Rozwiązywanie konfliktów
Konflikty nie dodają małżeństwu uroku. Zazwyczaj nie trzeba czekać aż do ślubu, żeby zaskoczył nas pierwszy konflikt. Pojawia się wtedy pytanie, jak się zachować? Pierwszy krok, by łagodzić i rozwiązywać konflikty, to wzajemne docenianie siebie, wdzięczność. Drugi – dotyczący szczególnie pań – to zaakceptowanie różnic między współmałżonkami. To kobiety najczęściej mają z tym duże trudności. Zwykle chcą zmieniać swoich mężczyzn, ulepszać ich, modelować według własnych wyobrażeń.
Nie rozwiąże się konfliktu bez jego właściwego zdefiniowania i przedyskutowania, przedstawienia swoich racji, ustalenia możliwych rozwiązań i wybrania najlepszego dla obu stron. Dopełnieniem tych zasad może stać się codzienna wspólna modlitwa mimo wielu przeszkód: zmęczenia, lenistwa, kłótni. Ważne, aby się jej uczyć, gdyż może być jednym ze skutecznych sposobów na nasze codzienne konflikty.
Siła wybaczania
Chyba wszystkie małżeństwa wiedzą, jak wygląda krajobraz po „małżeńskiej bitwie”: albo się do siebie nie odzywamy, albo krzywo na siebie spoglądamy. Do tego jesteśmy rozbici psychicznie. Nie ma chyba małżeństwa, w którym nie byłoby zranień. Nie zwalnia nas to jednak z odpowiedzialności, aby postępować tak, by było ich jak najmniej, a jeśli już są, by wypracować sensowny sposób radzenia sobie z nimi.
Zazwyczaj żadna ze stron nie poczuwa się do winy za wywołanie konfliktu. Każdy twierdzi, że to on miał rację, a kłótnię sprowokowała ta druga strona. Jak się przyznać do winy, skoro każde z nas jest przekonane, że ma rację? Często sam zastanawiam się nad tym, dlaczego to akurat ja mam przepraszać. A przecież jeśli nie przekroczymy tego etapu, nie będziemy umieli wybaczać.
Rodzice i teściowie
Podobnie jak większość młodych małżonków, nie uświadamiałem sobie przed ślubem, jak dużą rolę w naszym związku będą odgrywali rodzice i teściowie. Nie dotyczy to wbrew pozorom tylko tych małżeństw, które z nimi mieszkają, choć te są szczególnie narażone na konflikty i destrukcyjny wpływ rodziców/teściów na związek. Nie chodzi tu o demonizowanie ich roli, ale zupełnie naturalne różnice między dziećmi a rodzicami w spojrzeniu na styl życia, pracę, wypoczynek, wychowanie dzieci itp. Wystarczy poczytać internetowe fora z wypowiedziami młodych małżeństw, które dzieliły z rodzicami wspólne gospodarstwo, aby się przekonać, jakie rodzi to napięcia.
Każde młode małżeństwo powinno wziąć sobie do serca kilka zasad, które ułatwią jego relacje z rodzicami i teściami oraz relacje między sobą. Fundamentalną sprawą jest wyzwolenie się spod kontroli rodziców, tzw. odcięcie pępowiny. Gdy się to uda, można budować zdrowe relacje z rodzicami i teściami. Oczywiście ważne jest, aby brać ich potrzeby pod uwagę, akceptować ich takimi, jacy są. Nie mniej istotne w małżeństwie jest podejmowanie własnych decyzji, rozwiązywanie problemów samodzielnie i wzajemne wspieranie się, gdy rodzice próbują nadawać kształt małżeństwu swoich dzieci.
Dobry seks
Czy w epoce pogoni za zadowoleniem, przyjemnością, spełnieniem seksualnym jest jeszcze miejsce na odmienne spojrzenie na sferę seksualności człowieka? W świecie, który sprowadza seks wyłącznie do rodzaju rozrywki czy sportu, szczególnie ważne jest, aby nie dać się ogłupić. Małżeństwo bywa często mierzone skalą własnego zaspokojenia, podczas gdy potrzebne jest zrozumienie odmienności przeżyć kobiety i mężczyzny. Warto wziąć sobie do serca, że współżycie polega na dawaniu siebie drugiej osobie. Wbrew mediom, które próbują nam wmówić, że seks ma być szybki, łatwy i przyjemny, trzeba sobie przypominać, że nasza seksualność jest czymś bardzo złożonym. Zamiast myśleć o tym, jak zaspokoić swoje pożądanie lub być idealnym kochankiem, trzeba się starać, by nasza intymność była pełna wrażliwości, otwartości, romantyczności i nie poddała się rutynie.
Miłość
Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, czym jest miłość, przypuszczalnie odpowiedziałby, że jest to rodzaj uczucia, porywu serca itp. Takie powierzchowne rozumienie miłości prowadzi często do rozstania. Bo miłość to przede wszystkim wspólne działanie, praca, zadanie. To od nas zależy, jak będziemy ją budowali. Wydaje się, że tak niewiele potrzeba, aby ją pielęgnować: miłe słowa, czułość, wspólnie spędzany czas, dobre uczynki, prezenty, którymi się obdarowujemy. Każdy z nas ma swój „język miłości”. Dla niektórych z nas ważniejsze są słowa, dla innych czyny, dla jeszcze innych czułość. Praca nad miłością polega na zrozumieniu tego, co jest dla nas nawzajem najważniejsze, który „język miłości” jest nam najbliższy.
Naiwna byłaby wiara w cudowną moc kursu małżeńskiego, przekonanie, że raz na zawsze rozwiąże nasze problemy. Jego wartość polega na czym innym. Wskazuje na sprawy najprostsze, ale takie, które najczęściej zaniedbujemy: czas dla siebie, umiejętność rozmawiania ze sobą, słuchania się nawzajem. Największą zasługą spotkań nie było uświadomienie rzeczy, o których nie miałem wcześniej pojęcia, ale lepsze zrozumienie, czym jest małżeństwo, jakie niebezpieczeństwa na nie czyhają i poznanie sposobów pogłębiania relacji. Największą zdobyczą była odmienna perspektywa – spojrzenie na związek w spokoju, oderwaniu od codziennych trosk, możliwość wspólnej refleksji i porozmawiania z żoną w cztery oczy o sprawach, o których na co dzień się nie rozmawia.