Prostowanie ścieżek
Małgorzata Szewczyk
Już Edward Stachura pisał: Wędrówką jedną życie jest człowieka. Kto raz wybrał się w drogę, ten wie, że trzeba być przygotowanym na wszystko.
Jeżeli było to pielgrzymowanie z Bogiem, wówczas wystarczyło zawierzenie, modlitwa i kontemplacja. Taka droga kształtuje człowieka, ukierunkowuje go na Boga, wprowadza w obszar ćwiczeń duchowych. Będąc w drodze, odkrywamy...
Już Edward Stachura pisał: „Wędrówką jedną życie jest człowieka”. Kto raz wybrał się w drogę, ten wie, że trzeba być przygotowanym na wszystko.
Jeżeli było to pielgrzymowanie z Bogiem, wówczas wystarczyło zawierzenie, modlitwa i kontemplacja. Taka droga kształtuje człowieka, ukierunkowuje go na Boga, wprowadza w obszar ćwiczeń duchowych. Będąc w drodze, odkrywamy zakamarki swojego sumienia, konfrontujemy przeszłość z teraźniejszością i zastanawiamy się nad przyszłością.
W Adwencie Jan Chrzciciel zachęca nas do wkroczenia na drogę nawrócenia, bo idzie silniejszy od niego (por. Mt 3,11). Jak głośno brzmią w naszych uszach słowa zaczerpnięte od Izajasza: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki!”. Czy imperatyw ten odnosimy także do siebie?
Z dna grzechu ku Bogu
Jest rok 1300. Trzydziestopięcioletni pielgrzym Dante, „straciwszy z oczu szlak”, przerażony rozpoczyna poszukiwanie zagubionej drogi. Przed wędrowcem stają trzy tajemnicze zwierzęta: pantera, lew i wilczyca – alegoryczne przedstawienie trzech grzesznych pokus czyhających na człowieka: rozwiązłości, pychy i chciwości. Z opresji ratuje go literacki mistrz – Wergiliusz, który oznajmia, że z polecenia Boga będzie jego przewodnikiem po zaświatach. Tak rozpoczyna się jedna z najbardziej znanych w historii kultury europejskiej podróży, obraz upadku człowieka na dno grzechu i powolnego dźwigania się z Bożą pomocą ku świętości i oczyszczeniu. Fantastyczna wędrówka Dantego po piekle, czyśćcu i raju była zgodna z koncepcjami religijnymi średniowiecza, jednakże motyw duchowej przemiany człowieka jest wciąż aktualny.
Zrobić pierwszy krok
Adwentowe drogi nawróceń nie tylko wymagają od nas gotowości, porzucenia więzów egoizmu, wyjścia z ciepłych pieleszy przyzwyczajeń, ale przede wszystkim podjęcia duchowego wysiłku. Podążający drogą człowiek ma szansę przemiany, ma czas, by czuwając przy roratnim świetle, odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytania, wyjść naprzeciw przybywającemu Bogu. Stagnacja niczego w nas nie zmieni. Potrzebna jest aktywna postawa. Zaopatrzeni w kompas Bożego słowa rozpocznijmy wędrówkę ku nadchodzącemu zbawieniu.
Pustynia
Jan Chrzciciel przebywał na pustyni. Pustynia budzi respekt, jest nieujarzmiona. Pustynia to także droga człowieka do Boga i Boga do człowieka. To obcość, bezkres, samotność sprzyjająca otwarciu się na Boże słowo, na Bożą interwencję, to możność dotarcia do siebie samego, do istoty własnego „ja”. To miejsce powołania człowieka przez Boga. Trzeba mieć odwagę, by wyjść na pustynię swego ciała i swego serca i podjąć trud drogi powrotu do Boga, a także dokonać rewizji swego dotychczasowego życia. Ważne jest jednak to, by nieustannie wpatrywać się w horyzont, by być nienasyconym pragnieniem obecności i bliskości Boga.
Dzisiaj wielu bowiem ugrzęzło w sporach politycznych, zapamiętało się w pracy, bezgranicznie oddało się rozrywkom, dla nich ważny jest tylko wymiar homo ludens.
Niektórych zaś ogarnęła acedia, zniechęcenie lub duchowe lenistwo. Pustynia jest dowodem na to, że „człowiek jest ożywiany przede wszystkim przez przyciągania niewidzialne. Człowiekiem kieruje Duch. Na pustyni jestem wart tyle, ile warte są moje bóstwa” – jak pisał A. de Saint-Exupéry w „Liście do zakładnika”.
Jeśli życie wokół mnie zmienia się w pustynię, to jest to czas próby. Może to znak, że muszą runąć relacje, zbudowane na słabych fundamentach, może trzeba zagłuszyć wdzierający się zewsząd hałas, przestać posługiwać się półsłówkami, a może warto choć na chwilę zamknąć oczy na obrazy tego świata, by móc odzyskać czystość serca i odnaleźć w sobie duchowość ascetyczną.
Pustynia może stać się moją oazą. Przecież jak zapewnia nas Izajasz, gdy przyjdzie Boże zbawienie „trysną zdroje wód na pustyni/ i strumienie na stepie”.
Nie być jak Don Kichot
Tylko od nas zależy, co zrobimy z adwentowymi, niekiedy bardzo krętymi drogami: czy uda się nam wyprostować choć krótki ich odcinek, czy będziemy kroczyć po bezdrożach jak Don Kichot po Hiszpanii, nie rozpoznając prawdziwych przeszkód, nie omijając pokus, lecz skupiając się jedynie na drobnych rzeczach. Człowiek Adwentu podczas drogi ku Bogu nigdy nie prowadzi walki z wiatrakami, nie wyrusza w stronę Pana Boga i drugiego człowieka bez zaopatrzenia się w atrybuty pielgrzyma: laskę, wodę, sandały, czyli w wiarę w Bożą pomoc, przyobleczony w pokorę, skruchę, żal. Człowiek Adwentu nie podda się, gdy zacznie uwierać go byle kamień, gdy wiatr zmieni swój kierunek czy droga ubita stanie się wyboistą. Chce być zawsze gotowym na czas Jego przyjścia. Nie bądźmy jak tytułowi wędrujący ślepcy z obrazu Petera Bruegela, którzy mimo że trzymają się za ramiona lub wspierają się o niesione przez siebie laski, potykają się i wpadają do rowu. Ślepcy zmierzający do kościoła zboczyli z właściwej drogi, która do niego wiedzie, odeszli od prawdziwej wiary bądź też nie widzą tego, co w wierze chrześcijańskiej jest najważniejsze.
Naśladować wzorcowy charakter pisma
Adwent to czas, by wyjść naprzeciw przychodzącemu Jezusowi i wejść na drogę nawrócenia, pojednania ze Stwórcą, odnowienia więzi z Bogiem i innymi ludźmi. Tego nie można opisać w kategoriach przedmiotowych, przestrzennych.
Hans Urs von Balthasar napisał: „Nasza jest tylko droga ku wizerunkowi nas samych, który On nosi w sobie. Ta droga ściele się od Niego w naszym kierunku jak dywan, jak zapisany zwój, prodiens ex ore altissimi (wychodząca z ust Najwyższego), a my powinniśmy, jak dzieci uczące się pisać, naśladować wzorcowy charakter pisma”.
Kiedy Bóg przychodzi do człowieka, choć często dzieje się to w niezrozumiałych dla niego okolicznościach, zawsze jest to wielkie wydarzenie. Przychodzi, byśmy odkryli tajemnicę Jego miłości. „Bóg, jeśli chce dotrzeć do nas, musi przejść najdłuższą drogę!”, pisała Simone Weil, ale i człowiek musi uczynić krok ku Nieskończonemu. Adwent pokazuje nam, jak znaleźć się na tropach Boga. Potrzebne jest jednak nasze przyzwolenie, by mogło się to dokonać. W tym czasie zbliżamy się do Boga, dając świadectwo innym.
Odbudować drogę do ludzkiego serca można tylko poprzez wyjście naprzeciw drugiemu człowiekowi. Na pewno jest ktoś, kogo skrzywdziliśmy, komu odmówiliśmy pomocy, kogo odrzuciliśmy, wymówiliśmy się brakiem czasu. Adwent to czas prostowania ścieżek. Choćby tylko do jednego człowieka. Przede wszystkim jednak tej najważniejszej. Do Boga.