Logo Przewdonik Katolicki

Donos na Jana Pawła II

Aleksandra Polewska
Fot.

Z Markiem Lasotą, dyrektorem krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, pisarzem i publicystą,rozmawia Aleksandra Polewska Już w grudniu 1978 roku KGB zwróciło się do polskiej Służby Bezpieczeństwa o pomoc w znalezieniu fizycznego dostępu do Jana Pawła II mówi Marek Lasota z krakowskiego oddziału IPN-u, autor głośnej pozycji Donos na Wojtyłę. ...

Z Markiem Lasotą, dyrektorem krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, pisarzem i publicystą,rozmawia Aleksandra Polewska


Już w grudniu 1978 roku KGB zwróciło się do polskiej Służby Bezpieczeństwa o pomoc w znalezieniu fizycznego dostępu do Jana Pawła II – mówi Marek Lasota z krakowskiego oddziału IPN-u, autor głośnej pozycji „Donos na Wojtyłę”. – Z akt paszportowych wynika, że wielu agentów zajmujących się Papieżem krótko przed zamachem na jego życie dość intensywnie podróżowało. Bardzo możliwe, że 13 maja 1981 roku, gdy Ali Agca strzelał do Ojca Świętego, esbecy byli obecni na Placu św. Piotra.

Czy „Donos na Wojtyłę” będzie miał swoją kontynuację?
– Tak. Druga część książki będzie zatytułowana „Donos na Jana Pawła II” i obejmie okres jego pontyfikatu. Jednym z istotnych wątków w niej przedstawionych będzie naturalnie zamach na Placu św. Piotra. Myślę, że dobrym terminem publikacji byłyby okolice trzydziestej rocznicy rozpoczęcia pontyfikatu, a więc jesień 2008 roku.

Książek o Janie Pawle II napisano mnóstwo, jednak „Donos” jest pierwszą pozycją dotykającą kwestii jego inwigilacji przez bezpiekę. Jak zrodził się pomysł stworzenia takiego opracowania?
– W 2000 roku, kiedy powstawał krakowski oddział IPN-u, zastanawialiśmy się nad kierunkami naszej pracy, nad tematami, którymi warto byłoby się zająć, a które oczywiście wiązały się z regionem podlegającym temu oddziałowi. Wśród zagadnień pojawiła się oczywiście kwestia inwigilacji Karola Wojtyły, a ponieważ posiadałem taką formację religijną, która, jak sądziłem, okaże się pomocną w tej sprawie, postanowiłem zmierzyć się z napisaniem książki na ten właśnie temat.

Podkreśla Pan, że głównym bohaterem „Donosu” są dokumenty, nie zaś osoba, której one dotyczą. Dlaczego?
– O samym Janie Pawle II napisano już chyba wszystko. Te dokumenty natomiast dostarczyły nie tyle kolejnych przykładów na niezwykłość tej postaci, ile dowodów, jak nieprawdopodobny los był Wojtyle przeznaczony. My mamy tendencję do kreowania pewnych osób, przypisywania – zwłaszcza Janowi Pawłowi II – cech ocierających się nawet o boskość i tracimy jakby z pola widzenia fakt, że on, czy ludzie tego formatu, są znakomici przede wszystkim dlatego, że stali się bardzo użytecznym narzędziem w rękach Boga. Nie zaś dlatego, że byli wspaniali sami w sobie. Z opisywanych przeze mnie archiwów ta prawda właśnie płynie i mam nadzieję, że udało mi się to oddać na stronach „Donosu”, i że również będzie to czytelne w drugiej części książki.

Z opisywanych przez Pana dokumentów wynika, że Karol Wojtyła z jednej strony był dręczony i inwigilowany przez bezpiekę, ale z drugiej spotykał się bardzo często ze znacznym niezrozumieniem i krytyką kręgów, które z SB nie miały nic wspólnego. To sytuacja, którą bardzo trudno znosić, zwłaszcza przez długie lata. Jak Pański bohater sobie z tym radził?
– Dziś wiemy na pewno, że w latach 50. w Krakowie przygotowywano drugą odsłonę procesu kurii. Ostatecznie do niej nie doszło, jednakże w momencie przygotowań zainteresowano się także Wojtyłą. I tu powiem o czymś, czego jeszcze nie mówiłem. Całkiem niedawno znaleźliśmy dokument z 1953 roku, z którego wynika, że bezpieka rozszyfrowała chyba modus vivendi Wojtyły, ale o dziwo nie wyciągnęła z tego odkrycia wniosków. W największym uproszczeniu polegało to na tym, że Wojtyła był człowiekiem, który postanowił działać sam. Dlaczego? Wiedział, że realizowanie swojej misji w Kościele w warunkach komunizmu jest ryzykowne, bo z jednej strony są komuniści, którzy zrobią wszystko, by mu to uniemożliwić, z drugiej zaś strony – o czym dobrze wiedział, będą środowiska, które zaczną dyskutować nad jego decyzjami i poprzez tę dyskusję mogą być wykorzystywane przez władzę, więc w jakiś sposób manipulowane. W związku z tym w każdej sytuacji on będzie czuł się skrępowany. Jan Paweł II był wielkim samotnikiem. Często posądzano go o naiwność w stosunku do ludzi. Moim zdaniem to jest pozór, to nasza interpretacja. To była po prostu konsekwencja jego założenia uczynionego jeszcze w czasach młodości. Wojtyła miał świetny kontakt z Bogiem, więc wiedział, co robi, decydując w rzeczywistości, w której żył i działał – być samemu, to w efekcie być wolnym.

Czy tylko formacja religijna okazała się pomocną przy tworzeniu książki? Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Pańskim życiu miały też miejsce inne zdarzenia, które przygotowywały Pana do jej napisania: studia polonistyczne czy studia z zakresu historii Kościoła. „Donos” to przecież także skrawek tej historii.
– Studia na wspomnianych kierunkach, jak również na filmoznawstwie, wypływały przede wszystkim z mojej ciekawości świata, z mojej natury. Nie myślałem wówczas o tym, do czego mnie one przygotują. Czas pokazał, że w pewnym momencie zdobyte na uczelniach doświadczenia spotkały się w moich książkach. Nie wierzę w przypadki, więc pewnie moje młodzieńcze zainteresowania również nie były przypadkowe. Wykształcenie polonistyczne pomaga mi istotnie w pracy, ale czasami również przeszkadza. Język, którym nauczyłem się posługiwać na polonistyce, dziś nie jest już komunikatywny, w tego rodzaju opracowaniach przydaje się dobry, dziennikarski warsztat. Jako student nie myślałem zresztą o pisaniu książek, zwłaszcza z gatunku literatury faktu. Pasjonowałem się poezją, swoją pracę magisterską poświęciłem wierszom ks. Jana Twardowskiego. Historia Kościoła była dla mnie zawsze bardzo zajmująca, jednak najbardziej fascynował mnie okres pierwszych dziesięcioleci chrześcijaństwa. W historii powszechnej natomiast pociąga mnie średniowiecze. Czasem żartuję iż tak już chyba musi być w IPN-ie, że historycy pasjonujący się odległymi epokami, zajmują się na co dzień historią najnowszą.

Działał Pan aktywnie w studenckiej opozycji. Podejrzewam, że również na własnej skórze poczuł Pan oddech bezpieki.
– Zaznaczam jednak uczciwie, że nie doświadczyłem tak poważnych dramatów jak inni. Nikt mnie nie zamknął w więzieniu na kilka lat, nikt mi nie przystawiał pistoletu do głowy, nikt nawet na mnie nie krzyczał. Oczywiście bałem się, byłem obserwowany, zatrzymywany. Jednak za każdym razem, już na samym początku przesłuchań, jasno informowałem esbeków, że nie mamy o czym ze sobą rozmawiać i oni to przyjmowali do wiadomości. Dzięki tym doświadczeniom z bezpieką, pisząc „Donos”, czułem realia tamtych wydarzeń. Wiedziałem, co znaczy poczucie, że jest się śledzonym, podsłuchiwanym, że grozi aresztowanie, że ono faktycznie następuje. Dziś patrzę na to oczywiście trochę inaczej, ale wówczas była to sytuacja ekstremalna, która niosła za sobą zagrożenie zupełnie nieznane, urastające do rangi monstrualnego niebezpieczeństwa. Tamte przeżycia sprawiły, że łatwiej mi było zrozumieć pewne reakcje i postawy ludzi wobec takich doświadczeń. Wiem, co się czuło w obliczu tych wszystkich zagrożeń.

Domyślam się, że wielkiego bohatera swojej książki spotkał Pan osobiście.
– Dwukrotnie, choć to były bardzo krótkie spotkania. Ojciec Święty wiedział, że piszę o nim książkę, nie rozmawialiśmy o tym, ale odczułem, zwłaszcza przy tym drugim spotkaniu, jego ogromną życzliwość.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki