Esbeckie teczki Karola Wojtyły mogłyby posłużyć za dowód w jego procesie beatyfikacyjnym – mówi Marek Lasota z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Z naukowcem, pisarzem,
publicystą, autorem głośnej książki „Donos na Wojtyłę”, rozmawia Aleksandra Polewska
Czy Służba Bezpieczeństwa próbowała zwerbować ks. Wojtyłę?
– Nie zachowały się żadne materiały mogące sugerować taką ewentualność, zwłaszcza, że kiedy Wojtyła był księdzem, bezpieka nie zwracała na niego szczególnej uwagi. Szybko został biskupem i przestał być celem potencjalnego werbunku. Istniała zasada, w świetle której nie werbowało się przedstawicieli tzw. gremiów kierowniczych. Dotyczyło to także Kościoła. Zakładano, że ryzyko dekonspiracji jest tu zbyt wielkie w stosunku do ewentualnych korzyści.
Twierdzi Pan, że teczki Papieża Polaka mogłyby stać się certyfikatem jego świętości.
– Proszę posłuchać cytatu z meldunku agenta: „Wojtyła Karol, biskup. Rzadkie połączenie intelektualisty z człowiekiem czynu, praktycznym i organizatorem. Inteligencja bardzo żywa, analityczno-syntetyczna, chwytająca istotę problemu, ustawiająca go w sposób jasny, dokładny, zwłaszcza na piśmie. Choć jest organizatorem i człowiekiem praktycznym, przyznaje się do tego, że czuje się lepiej w dziedzinie teorii niż w praktyce. Bardzo przystępny, usłużny, obowiązkowy. Nie ma wygórowanych ambicji, posiada trzeźwy osąd o sobie i swoich możliwościach. Jest mało prawdopodobne, by zagalopował się nieroztropnie. Jest zrównoważony, wie czego chce, ma bardzo silną wolę i ugruntowane przekonania. Nie będzie się poddawał wpływom, choć potrafi zasięgnąć rady”. To tylko fragment jednego z wielu świadectw osób działających bezwzględnie na szkodę Wojtyły. Czyż nie może stać się materiałem pomocniczym w jego beatyfikacji?
Czy to prawda, że archiwa niemieckich służb specjalnych dotyczących Papieża wyglądają bardzo podobnie?
– Wiadomo, że systemy totalitarne cechuje wielka, wzajemna nieufność. Dziś nie mamy krzty wątpliwości, że polska bezpieka – mówiąc w dużym uproszczeniu – kontrolowana była przez KGB (Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopastnosti SSSR; Komitet Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR. Przyp. A. Polewska). Poczynania SB sprawdzane były na polecenie Sowietów także przez niemiecką Stasi (niem. Staatssicherheit – Służba Bezpieczeństwa NRD. Przyp. A. Polewska); również te dotyczące Kościoła. Akta Stasi zawierają pewne uogólniające analizy, oparte – jak można się domyślać – na rozmaitych meldunkach pochodzących z Departamentu IV SB i będące swego rodzaju świadectwem świętości Karola Wojtyły. Opinie, sformułowane już po konklawe, ukazują te wszystkie przymioty Jana Pawła II, które w procesie beatyfikacyjnym postrzegane są jako atrybuty, a co najmniej cechy wskazujące na świętość.
Minęła kolejna rocznica zamachu na Jana Pawła II. Czy w aktach bezpieki można odnaleźć jakieś ślady dotyczące tego zdarzenia?
– W grudniu 1978 r. KGB zwróciło się do polskiej esbecji o pomoc w znalezieniu „fizycznego dostępu” do Papieża. Z akt paszportowych wynika, że wielu agentów zajmujących się Ojcem Świętym krótko przed zamachem dość intensywnie podróżowało; nie tylko do Włoch, ale także do NRD, Bułgarii, na Krym – gdzie prawdopodobnie brali udział w naradach poświęconych istotnym zagadnieniom. Możliwe, że 13 maja 1981 r., gdy Ali Agca strzelał do Jana Pawła II, esbecy byli na Placu Świętego Piotra.
Wiele razy podkreśla się dziś fakt, że teczki SB ukazują nie tylko tych, którzy upadli, ale także ogromne bohaterstwo ludzi polskiego Kościoła. Jak to się stało, że dysponująca potężnymi środkami Służba Bezpieczeństwa w walce z Kościołem poniosła spektakularną klęskę?
– Najbardziej poruszające podczas lektury dokumentów bezpieki, obrazujących rozpracowywanie Kościoła, jest wrażenie, któremu trudno się oprzeć, że w tryby tego bezdusznego i bezlitosnego mechanizmu od czasu do czasu Pan Bóg „wkładał swój palec”, niwecząc wysiłki SB lub wręcz obracając je przeciwko systemowi. W Ewangelii napisane jest, iż bramy piekielne nie przemogą Kościoła. To jest chyba najwłaściwsza odpowiedź.