Logo Przewdonik Katolicki

Śladami zbrodni

Mateusz Wyrwich
Fot.

Do dzisiaj nie znamy rzeczywistej liczby osób zamordowanych przez wykonawców reżimu komunistycznego w latach 1944-1989. Przez osiemnaście lat trwania niepodległego państwa niemal każdego roku odkrywane są nowe zbrodnie dokonane z rozkazu funkcjonariuszy PPR, czy później PZPR. Do dziś nie wiadomo też, gdzie pochowano tysiące ofiar komunistycznego terroru. Nie znamy także wszystkich...

Do dzisiaj nie znamy rzeczywistej liczby osób zamordowanych przez wykonawców reżimu komunistycznego w latach 1944-1989. Przez osiemnaście lat trwania niepodległego państwa niemal każdego roku odkrywane są nowe zbrodnie dokonane z rozkazu funkcjonariuszy PPR, czy później – PZPR.

Do dziś nie wiadomo też, gdzie pochowano tysiące ofiar komunistycznego terroru. Nie znamy także wszystkich miejsc, w których więziono i mordowano polskich patriotów. Historykom tylko w niewielkim stopniu udało się zlokalizować budynki, w których katowano i tracono ludzi należących do niepodległościowego podziemia. Zdarza się, że w domach, gdzie komuniści dokonywali zbrodni, dziś mieszkają byli ubowcy.

Pod wspólnym dachem
Niewykluczone, że byli zbrodniarze i oprawcy mieszkają na grobach swoich ofiar. Być może tak jest choćby w Warszawie. Wiadomo bowiem, że na przykład przy ulicy Strzeleckiej, gdzie w latach 40. mieściła się siedzibie NKWD, a później Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych, mordowano ludzi należących do podziemia i wrzucano ich do kanału ściekowego. Mieszkający tam byli ubowcy do niedawna jednak nie zezwalali pracownikom IPN-u na prowadzenie prac i odnosili się do nich w agresywny sposób. Napisy znajdujące się w piwnicach ich domów, dawniejszych celach śmierci, zupełnie im nie przeszkadzały. – Są to napisy odwołujące się do wiary albo nazwiska ludzi, którzy tu siedzieli, lub też wydrapane przez nich na ścianie „kalendarze” odmierzające czas pobytu w katowniach – wyjaśnia Tomasz Łabuszewski z warszawskiego oddziału IPN-u, jeden z inicjatorów projektu „Śladami zbrodni”. Jego celem jest odnalezienie miejsc komunistycznych zbrodni, odpowiednie ich zabezpieczenie i upamiętnienie. IPN zamierza również odnaleźć miejsca pochówku ludzi pomordowanych przez komunistycznych oprawców. Równorzędnym, do badawczego, zadaniem IPN-owskiego programu jest też jego wymiar edukacyjny. Historycy Instytutu rozpoczęli bowiem zbieranie relacji żołnierzy podziemia działających w tamtym czasie. Z apelem o pomoc w tej sprawie zwrócili się nie tylko do kolegów historyków, ale też do nauczycieli, młodzieży szkół licealnych, studentów, a także do wszystkich, którzy posiadają jakieś informacje o komunistycznych zbrodniach bądź miejscach, gdzie ich dokonywano.


Siedziba NKWD w latach 40. Tu również swoją siedzibę miała „Smiersz”. Naprzeciwko – pomnik Braterstwa Broni, tzw. czterech śpiących. Jak na ironię, często przed tymi siedzibami Sowieci i polscy komuniści stawiali „pomniki przyjaźni”. Do dziś przeciwni jego usunięciu są: Kreml, postkomuniści i polska lewica

Miejsca niewarte pamięci?
Polski aparat bezpieczeństwa publicznego był przez lata złowrogim instrumentem, obezwładniającym polskie społeczeństwo. Jak podkreśla Janusz Kurtyka, prezes IPN-u, ów „instrument” dopuszczał się zbrodni, które niewiele różniły się od metod działania niemieckiego gestapo. Służył zaś obcemu państwu.

– Myślę, że pamięć o takich właśnie okolicznościach funkcjonowania struktury państwowej, jaką była PRL, powinna nam ciągle towarzyszyć jako ostrzeżenie i jako wyrzut sumienia wobec tych, którzy byli ofiarami tej struktury – zaznacza Janusz Kurtyka.

Do dziś jednak wiele miejsc, gdzie dokonywano komunistycznych zbrodni, nie zostało upamiętnionych. To tak jakby ofiary komunizmu były „mniej warte” niż ofiary nazizmu. Do takich miejsc należy m.in. siedziba Powiatowego Urzędu w Bielsku Podlaskim, gdzie na dziedzińcu rozstrzeliwano i grzebano żołnierzy podziemia. – Według relacji więźniów, rozstrzeliwano ludzi bez wyroków. Na drugim dziedzińcu była bardzo głęboka studnia, do której wrzucano zwłoki – opowiada Marcin Zwolski z białostockiego oddziału IPN-u. – Dzisiaj to miejsce jest zabetonowane. Trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek uda się nam je przebadać i stwierdzić, kto tam jest pogrzebany.

Obława augustowska
Komunistyczną zbrodnią w sposób szczególny zostały dotknięte Białostocczyzna i Suwalszczyzna. W powiecie augustowskim NKWD i UB zaledwie w ciągu kilku dni aresztowało ponad dwa tysiące osób. Odbyło się to w ramach tzw. obławy augustowskiej. Sześciuset zatrzymanych nigdy nie wróciło do domów. Wielu z nich zgładzono w okolicach Grodna, ale ich ciał do dzisiaj nie odnaleziono. – Na innych terenach w większości ofiary grzebano na cmentarzach – wyjaśnia Marcin Zwolski. – Były to bezimienne mogiły, ale jednak miejsce spoczynku było na cmentarzu. Tu, na Białostocczyźnie, były lasy, rozpadliska, pozostałości po okopach. Chowano w nich setki ludzi. W 1996 r. jedynie osiem ofiar tzw. obławy augustowskiej udało się nam odnaleźć. Zatem wiele szczątków czeka na znalezienie i złożenie w godnym miejscu.


Narożny budynek na rogu Strzeleckiej i Środkowej. Tutaj oficerowie i żołnierze NKWD, „Smierszy”, a także ich polscy pachołkowie mordowali żołnierzy i oficerów AK i innych formacji niepodległościowych. Zwłoki zakopywano przy fundamentach ceglanego ogrodzenia na dziedzińcu. Budynek ten został sprywatyzowany m.in. przez byłych funkcjonariuszy UB. W piwnicach kamienicy znajdują się cele śmierci z inskrypcjami skazańców

Na Śląsku
O sukcesach w odnajdywaniu ukrytych grobów ofiar może mówić Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego IPN-u. Już od kilkunastu lat tropi komunistycznych zbrodniarzy i ich zbrodnie na terenie województwa dolnośląskiego. Powszechnie było wiadomo, że rozstrzelanych przez komunistów chowano na cmentarzu Osobowickim. Przeznaczono na te pochówki kilka kwater. Te fakty to tylko pół prawdy. Badania dr. Szwagrzyka wykazały, że tajnych miejsc pochówków na tym cmentarzu jest więcej. W latach 70. i 80. na szkieletach pomordowanych dokonywano jednak następnych pochówków. Podobnych miejsc w kraju są setki. – Bywa, że tuż pod trumną leży szkielet zastrzelonego „metodą katyńską” – pistolet przyłożony z bliskiej odległości do potylicy – objaśnia Krzysztof Szwagrzyk. – Za każdym razem wylot kuli widoczny jest w okolicy twarzoczaszki. Na wrocławskim cmentarzu udało się nam jeszcze odnaleźć ponad trzystu zamordowanych właśnie w ten sposób. Nie wykluczam, że podobnych wyroków tuż po wojnie wykonano w Polsce tysiące.

Pamięć – dobro wspólne
Ustalanie miejsc kaźni i miejsc pochówku ofiar jest często żmudne i pracochłonne. Charakterystycznym elementem miejsc, gdzie mieściła się siedziba NKWD, są wciąż stojące pomniki wdzięczności Armii Sowieckiej. Np. w Warszawie niemal na rogu ulicy Targowej i alei Solidarności stoi pomnik wdzięczności Armii Sowieckiej, tzw. pomnik śpiących. Tuż obok, w budynku obecnej dyrekcji PKP, była siedziba NKWD, a w Liceum Ogólnokształcącym im. Władysława IV mieścił się Sowiecki Trybunał Wojenny. Dziś znajduje się tam boisko szkolne, a pod nim najprawdopodobniej groby pomordowanych przez NKWD.

Choć wiele obiektów NKWD, UB ocalało, to są one użytkowane w sposób urągający pamięci ofiar. – Wiele kaźni UB czy NKWD z pierwszego okresu panowania komunistów w Polsce jest obecnie przeznaczonych na budynki mieszkalne czy użyteczności publicznej. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że nikt dziś nie wie, że dany budynek był kiedyś miejscem kaźni – podkreśla prof. Kurtyka. – Chciałbym, aby proces przywracania pamięci był zjawiskiem społecznym. Aby nie tylko pracownicy IPN-u szukali tego typu miejsc, lecz by lokalna społeczność sama podejmowała starania o ich odnalezienie i upamiętnienie. Instytut Pamięci Narodowej chętnie wówczas wesprze takie działania, służące przecież dobru wspólnemu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki