Więźniów politycznych przetrzymywano i torturowano w więzieniu przy ul. Rakowieckiej. Po sfingowanych procesach zabijano ich strzałem w potylicę, wywożono na tzw. Łączkę i wrzucano do naprędce wykopanych dołów. Byli chowani pod osłoną nocy, w tajemnicy przed rodzinami, którym wręczano akt zgonu najbliższych, nie informując o miejscu ich pochówku. W bezimiennych mogiłach grzebano żołnierzy podziemia niepodległościowego, powstańców warszawskich i żołnierzy wyklętych.
Kwatera na „Łączce” wojskowego Cmentarza Powązkowskiego to miejsce obok dawnego muru oddzielającego cmentarz cywilny od Cmentarza Wojskowego na Powązkach. Tutaj grzebano więźniów politycznych. W marcu na tym terenie przeprowadzono badania za pomocą georadaru, które potwierdziły obecność co najmniej kilkudziesięciu osób. Od kilku tygodni trwają tutaj prace archeologiczno-ekshumacyjne prowadzone przez pracowników IPN. Cały teren kwatery „Ł” objęty pracami jest niewielki. To mniej więcej 18 na 18 m. Odkryto tutaj jamy grobowe, w których natrafiono na ludzkie szczątki. Naukowcy: archeolodzy, antropolodzy, medycy sądowi, genetycy i historycy spodziewają się odnaleźć szczątki nawet stu osób zamordowanych w więzieniu mokotowskim.
– W naszym kraju przez kilkadziesiąt lat celowo zacierano ślady tych pochówków. Nie zachowały się żadne archiwalia, Służba Bezpieczeństwa bardzo dokładnie zadbała o to, by nie gromadzić żadnych dokumentów, które mogłyby wskazać na identyfikację miejsc pochówku, niszczono każdą dokumentację – wyjaśnia dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z IPN, kierujący pracami w kwaterze na „Łączce”. Podkreśla jednak, że bezcenną pracę w tym względzie wykonały rodziny ofiar, które przez kilkadziesiąt lat usiłowały dochodzić, gdzie jest ktoś pochowany, docierały do grabarzy i zbierały strzępki relacji. Temat ten był jednak oficjalnie zakazany.
Obecne działania IPN są częścią projektu badawczego poszukiwania miejsc nieznanego pochówku z lat 1944–1956. W listopadzie 2011 r. prezes IPN, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i Ministerstwo Sprawiedliwości podpisali wspólne porozumienie o poszukiwaniu takich miejsc. IPN ma nadzieję, że uda się odnaleźć szczątki bohaterów narodowych, m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” – szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, rotmistrza Witolda Pileckiego – dobrowolnego więźnia Auschwitz, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” – dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK i ppłk. Łukasza Cieplińskiego – przywódcy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Odarci z tożsamości i godności
– W trakcie dotychczasowych prac udało się odnaleźć i wydobyć szczątki dwudziestu ośmiu osób. Na pewno jest wśród nich jedna kobieta. Większość z nich pochowana jest bez trumien. W jednej jamie grobowej składano dwie-trzy osoby – mówi dr hab. Szwagrzyk. Po ułożeniu zwłok – zgięte nogi, powyginane ręce, niektórzy leżą na twarzy, na boku, w nogach jednej osoby jest głowa drugiego więźnia – można stwierdzić, że wrzucano ich ze znacznej wysokości. Dla grabarza, funkcjonariusza UB, ci ludzie nie mieli tożsamości, nie miało dla niego znaczenia, kto jak się nazywał, z jakiej organizacji pochodził. Większość ludzi, których szczątki badacze tutaj odnajdują, zostało uśmierconych metodą katyńską, czyli strzałem w potylicę.
Z dotychczasowych badań pracowników IPN wynika, że więźniowie byli pozbawiani rzeczy osobistych. Z zasady było im to wszystko zabierane. Rzadkością jest sytuacja, kiedy udało się znaleźć szczątki mężczyzny, który miał przy sobie mundur, medalik, grzebień, dwie fifki do palenia papierosów i szczoteczkę. – Tego typu rzeczy praktycznie się nie znajduje. Jeśli ktoś miał przy sobie tyle rzeczy, to stawiamy tezę, że został uśmiercony przy aresztowaniu lub wkrótce potem i nie był to więzień. Był to człowiek, którego zatrzymano i zamordowano – zaznacza kierujący pracami w kwaterze na „Łączce” .
7 sierpnia w jednej z jam grobowych badacze natrafili na szczątki człowieka, przy którym znaleziono medalik z wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej. – To bardzo rzadkie zjawisko, świadczące o tym, że człowiek ten wywodził się albo z południowego Podlasia, albo z północnej Lubelszczyzny, bowiem kult Matki Boskiej Kodeńskiej jest typowy dla tamtejszego obszaru Polski. Osoba ta musiała zadać sobie wiele trudu, żeby ukryć go przed służbą więzienną – wyjaśnia dr hab. Szwagrzyk.
Prace ekshumacyjne na Powązkach potrwają do 25 sierpnia. To pierwszy etap, nastąpią kolejne, bowiem obszar, na którym badacze pracują, to tylko fragment dawnego pola więziennego. Wszystkie pozostałe zostały przeznaczone do ponownych pochówków w latach 60., 70. i 80. Naukowcy są przekonani, że obszar dawnej „Łączki” był znacznie większy. Dlatego w najbliższym czasie chcą podjąć czynności zmierzające do rozszerzenia zakresu poszukiwań i działań ekshumacyjnych także na teren znajdujący się pod alejkami i pomiędzy rzędami grobów współczesnych. Chodzi o to, by kwatera „Ł”, najważniejsze pole w kraju, na którym pochowano naszych narodowych bohaterów, zostało dokładnie zbadane i aby stojący tu pomnik niewinnie straconych ofiar nie był symbolicznym, ale rzeczywistym grobem.
Dr hab. Szwagrzyk ma nadzieję, że wkrótce uda się też podjąć prace archeologiczno-ekshumacyjne na Służewie, gdzie chowano więźniów politycznych do roku 1948. Z kolei we wrześniu w lesie w Gądkach IPN będzie prowadził poszukiwania miejsc pochówków więźniów straconych w poznańskim więzieniu przy ul. Młyńskiej.
Potrzebny jest czas
Równolegle do prac prowadzonych w kwaterze „Ł” pobierany jest materiał genetyczny od rodzin ofiar po to, by na jego podstawie stwierdzić czyjąś tożsamość. – Prace zostały podjęte nie tylko w celu odnalezienia szczątków więźniów, ale także, by móc je zidentyfikować – mówi dr hab. Szwagrzyk. Materiał jest zabezpieczany, a następnie wprowadzany do powstającej polskiej bazy genetycznej ofiar totalitaryzmów. Zebrano już materiał genetyczny od ok. 60 osób, wśród nich są synowie, córki, bracia, siostry ofiar.
Trwają już badania laboratoryjne wydobytych szczątków, ale na wyniki trzeba będzie poczekać jeszcze kilka miesięcy. Naukowcom nie zależy na szybkim ich wykonaniu, ale na staranności. – Wymagają one czasu, nie da się tego zrobić szybko, bo skala mordu tutaj dokonanego jest porażająca – zaznacza kierujący pracami w kwaterze na „Łączce”. Jednocześnie apeluje do bliskich ofiar zbrodni komunistycznych, aby zgłaszali się do IPN w celu pobrania od nich materiału genetycznego.
– W Polsce przez dziesięć powojennych lat uśmiercono kilka tysięcy ludzi w różny sposób, wydając wyroki śmierci albo mordując ich. W większości byli pochowani w nieznanych dotąd miejscach. Dzisiaj próbujemy takich miejsc poszukiwać – konstatuje dr hab. Szwagrzyk.