Pierwszą fabularną opowieść o papieżu z Argentyny w reżyserii Bedy Docampo Feijóo trudno nazwać udaną. Drażni chaotyczny scenariusz, wielość, a niekiedy przypadkowość wątków zawieszonych lub po prostu zarzuconych, a przede wszystkim tendencyjność przekazu − Kościół jest w ruinie, więc potrzebny jest „drugi” Franciszek z Asyżu − to przekaz, który płynie z filmu. Wybór kard. Jorge Bergoglia podczas konklawe w 2013 r. jest więc naturalną konsekwencją oczekiwań wiernych XXI w., uosobionych przez mężczyznę oczekującego na placu św. Piotra na ogłoszenie imienia nowego papieża i trzymającego transparent z cytatem zaczerpniętym z biografii świętego. Dlaczego „Kościół jest w ruinie”?, na to pytanie twórcy filmu nie próbują nawet odpowiedzieć.
Oczami dziennikarki
Obraz w koprodukcji hiszpańsko-argentyńsko-włoskiej nie pretenduje do dokumentu, choć został oparty na książce autorstwa zaprzyjaźnionej z papieżem włoskiej dziennikarki Elisabetty Pique Papież Franciszek. Życie i rewolucja, która ukazała się w Argentynie w 2013 r. Ona też jest niejako alter ego filmowej bohaterki Any (Silvia Abascal), hiszpańskiej dziennikarki i agnostyczki, która ma relacjonować konklawe. Przypadkowe spotkanie w pociągu z kard. Bergoglio w drodze do Watykanu staje się asumptem do odkrywania biografii przyszłego papieża, którą widz śledzi oczami dziennikarki, poznając przy tym i jej historię. W niektórych momentach te proporcje zostają mocno zachwiane. Opowieść o papieżu staje się tylko tłem dla losów Any, jej osobistych perypetii związanych z matką i partnerem, który szantażuje ją, by dokonała aborcji.
Ana borykając się z własnymi problemami, szuka informacji o arcybiskupie Buenos Aries. Poznajemy więc życie przyszłego papieża na podstawie szeregu luźnych retrospekcji z lat młodości, jego rodzinne relacje, przyjaciół, z którymi spędzał wolny czas, pierwszą miłość i wpływ babci, która podarowuje mu biografię Franciszka z Asyżu, mówiąc: „On umieścił Ewangelię na jej miejscu, miejscu walki z biedą”, co ma niewątpliwie sugerować późniejsze decyzje Jorge (wybór seminarium, przyjęcie imienia Franciszka) i motywować jego działalność jako arcybiskupa Buenos Aries. Warto dodać, że w postać przyszłego papieża wcieliło się dwóch aktorów − młodego Bergoglia gra Gabriel Gallichio i ten argentyński aktor wypada znacznie lepiej niż Darío Grandinetti, pozbawiony charyzmy i spontaniczności papieża Franciszka. Grandinetti mocuje się z tą rolą, ale wypada mdło, zupełnie jakby nigdy nie dostrzegał żywej gestykulacji, bezpretensjonalności i naturalności papieża.
Oglądając ten film, miałam nieodparte wrażenie, że poszczególne sceny były na siłę adaptowane do charakterystycznych dla Jorge Bergoglia, znanych powszechnie jego poglądów i wypowiedzi na rolę Kościoła jako instytucji − ma być otwarty i ubogi, czy duchownych − nie powinni potępiać, ale mają towarzyszyć wiernym w ich problemach oraz nomenklatury − nie lubi, gdy inni zwracają się do niego słowem „Eminencjo”. To wszystko jednak, podobnie jak i poglądy przyszłego papieża na aborcję czy chrzest nieślubnych dzieci, zostało potraktowane bardzo pobieżnie. W równie zdawkowy sposób zaprezentowano kwestię dotyczącą działalności o. Bergoglioa w latach 70. XX w., wówczas prowincjała jezuitów, kiedy rządy w Argentynie sprawowała junta wojskowa. A szkoda, bo po jego wyborze na papieża media mocno nagłośniły tę sprawę, podobnie jak jego walkę z wszechobecną korupcją w tym kraju.
Schematyczności i pobieżności
Twórcy filmu zaakcentowali skromność kardynała (nosi sutannę po swoim poprzedniku, korzysta z publicznych środków transportu) i zaangażowanie na rzecz mieszkańców slumsów Buenos Aries, których regularnie odwiedzał i wspierał, prowadząc też walkę z przestępczością i dilerami narkotyków. „To miasto próżne i grzeszne potrzebuje się wypłakać” − mówi podczas jednej z homilii, a innym razem podkreśla: „Mój lud jest biedny, a ja jestem jednym z was”. Owszem, nietrudno się zorientować, że kardynał był tam częstym gościem, ale w zasadzie cała jego posługa na rzecz mieszkańców slumsów w filmie sprowadza się do tego, że jest on przez nich rozpoznawalny. Ta pobieżność i fragmentaryczność przekazu jest chyba nieco krzywdząca i daje poczucie niedosytu w poznawaniu biografii papieża. W tych kilku scenach trudno bowiem odkryć fenomen kard. Bergoglia i jego działalności na peryferiach, o których tak często dziś mówi.
Bardzo słabo wypadły też sceny konklawe w Kaplicy Sykstyńskiej. Kardynałowie wydają się nieobecni, a niektórzy nawet nieco śpiący, mechanicznie, bez przekonania wypisują nazwiska kandydatów na kartkach.
Reżyser zdecydował się w finalnej scenie wpleść autentyczne wydarzenia z wieczoru 13 marca 2013 r., kiedy to na balkonie bazyliki św. Piotra stanął kard. Jorge Bergoglio i poprosił zgromadzonych na placu św. Piotra o modlitwę w swojej intencji.
Twórcy filmu nie ustrzegli się niestety błędów popełnianych często przy ekranizacji papieskich biografii − schematyczności i pobieżności naświetlenia losów postaci oraz niewynoszenia jej na piedestał. Ta biografia trąci nieco sztucznością i powierzchownością. Być może dlatego, że film był kręcony zaledwie dwa miesiące − od stycznia do marca 2015 r. Nasuwa się jeszcze jedno ważne pytanie: czy może ten obraz nie został zrealizowany za wcześnie? W końcu papież Franciszek prowadzi Kościół dopiero niecałe trzy lata…