Logo Przewdonik Katolicki

Dusza w zwierciadle

Małgorzata Szewczyk
Fot. carl just/ pap epa

Na jego konfesjonale w San Giovanni Rotondo wisiała kartka: „Od godz. 2 do 5 nie spowiada”. Kiedy o. Pio był starszy, rozgrzeszał penitentów „zaledwie” 10 godzin dziennie, wcześniej spowiadał przez 17 godzin. I tak przez ponad pół wieku, dzień w dzień. Choć był surowy i wymagający, kolejka ludzi do jego konfesjonału wcale się nie zmniejszała…

„Od dłuższego czasu odczuwam w sobie potrzebę ofiarowania siebie Bogu jako żertwa ofiarna za biednych grzeszników i za dusze w czyśćcu. To pragnienie rozwijało się nieustannie w moim sercu tak bardzo, że teraz stało się, powiedziałbym, gwałtowną pasją” – pisał zaledwie trzy lata po przyjęciu święceń kapłańskich do swojego ojca duchownego, o. Benedetto. Bo też i konfesjonał, i ołtarz stały się przestrzeniami, gdzie najczęściej można było spotkać niezwykłego zakonnika.
 
Lepiej być zganionym przez człowieka
Nie był ani wybitnym, porywającym tłumy kaznodzieją, ani charyzmatycznym wychowawcą, a jednak do starego kościoła Matki Bożej Łaskawej we włoskim regionie Apulia ciągnęły tłumy. Sceptycy, którzy przyjeżdżali jedynie z ciekawości, by zobaczyć zakonnika z siwą brodą i w rękawiczkach bez palców, które osłaniały stygmaty, bardzo często spontanicznie stawali do kolejki przed jego konfesjonałem, ale on – ku ich zdumieniu – odsyłał ich, motywując swoją decyzję w lapidarny, nierzadko ostry sposób: nie dziś, nie teraz… „Przyjdź następnym razem” albo „Bóg da ci znak”. Bywał impulsywny, kiedy orientował się, że ktoś szukał jedynie sensacji, chciał tylko z nim porozmawiać, a nie przyjąć Boże przebaczenie. „Odepchnął mnie od konfesjonału z krzykiem, kiedy dowiedział się, że ani razu się nie spowiadałem. (…) Rzadko widziałem dusze tak antychrystusowe jak osławiony padre Pio” – rozżalony zanotował w Moim wieku współtwórca polskiego futuryzmu, poeta i tłumacz Aleksander Wat. Niektórych, jak Giovanni Bardazziego, zagorzałego propagatora Włoskiej Partii Komunistycznej we Włoszech, nazwał wobec wszystkich zgromadzonych w kościele „czarną owcą”. A znany włoski klerykał Giovanni di Prato, gdy poprosił o. Pio o spowiedź, usłyszał: „Wynoś się”, a kiedy nie ustępował, kapucyn… po prostu wyszedł z konfesjonału. Zwierzył się kiedyś jednemu z braci: „Wiem, że lepiej być zganionym przez człowieka tu, na ziemi, niż przez Pana Boga po śmierci”.
 
„Wiem, kogo spotkam…”
W konfesjonale był bezkompromisowy. Powtarzał: „Nie dam nikomu cukierka podczas spowiedzi, skoro potrzebuje ktoś środka na przeczyszczenie”. Swoich penitentów chciał posyłać tylko do raju, a nie do piekła. „Wiem, co im dolega, i wiem, co mam im powiedzieć” – wyznał kiedyś.
A jednak w większości ci, dla których pierwsze spotkanie z kapucynem było bolesne, powracali do niego. Byli wśród nich ateiści, komuniści, kobiety z piętnem aborcji, a nawet masoni. Spowiedź u o. Pio stawała się dla nich impulsem do odrodzenia, a dla opinii publicznej – niemałą sensacją. Nawrócenie Cesaro Festy, genueńczyka, burmistrza Arenzano oraz doradcy Wiktora Emanuela III, wybitnego adwokata, który w młodości wstąpił do masonerii i pełnił jedną z ważniejszych funkcji, odbiło się szerokim echem. Kiedy po rozmowie z o. Pio ten zagorzały przeciwnik Kościoła katolickiego, zgodnie z sugestią kapucyna, odbył pielgrzymkę do Lourdes, w „Avanti” zamieszczono informację „Mason w pielgrzymce do Lourdes”. Festa nie tylko dokonał odprzysiężenia, ale i stał się duchowym synem o. Pio.
 
Spowiedź z biletem w ręku
Konfesjonał, który do dziś można oglądać w San Giovanni Rotondo (podobnie jak surową celę zakonnika z prostym łóżkiem, klęcznikiem i fotelem, na którym pod koniec życia odpoczywał), to milczący świadek bez mała setek tysięcy spowiedzi po latach, i tych regularnych, osób ze świata mediów, polityki, kultury, medycyny, a także okolicznych mieszkańców, tzw. duchowych dzieci o. Pio. Penitentów przybywających było tak wielu, że wokół klasztoru rozbijali namioty albo spali po prostu pod gołym niebem, oczekując na swoją kolejkę z biletem w ręku. Aż trudno uwierzyć, że porządku musiały pilnować odpowiednie służby. Zniechęcając kolejnych pielgrzymów, wręczano im kartkę z informacją: „Jeśli masz ochotę rozmawiać z o. Pio, lepiej zrezygnuj zawczasu, bo on jest od spowiadania, a nie od rozmówek”. „W obliczu tak wielkiego zbioru, z jednej strony raduję się w Panu, ponieważ widzę, że szeregi wybranych dusz powiększają się, a miłość do Pana Jezusa wzrasta; z drugiej strony, jestem przerażony takim ciężarem” – pisał w liście z 23 sierpnia 1916 r.
Bo też kapucyn czuł ogromną odpowiedzialność w posłudze jednania grzeszników z Bogiem. Patrzył na ludzi w sposób indywidualny, ale przez pryzmat wiary. W jego radach można odszukać Jezusowe słowa „najpierw idź i pojednaj się z bratem…”. Wielu usłyszało od niego: „Nie widzisz, jaki jesteś brudny? Idź i poukładaj swoje sprawy, zmień swoje życie, a potem przyjdź, wtedy cię wyspowiadam”.
Ci, których wyspowiadał, powtarzali, że był rygorystyczny, ale jednocześnie kochający jak prawdziwy ojciec, widział wszystko „od środka”. Obdarzony nadprzyrodzonymi umiejętnościami, miał dar wglądu w sumienie, dlatego nieraz gdy penitent zapomniał wyznać jakiegoś grzechu lub chciał go po prostu zataić, słyszał: „A tego grzechu mi nie powiesz?”. Nie uznawał półśrodków, półsłów, częściowego odwrócenia się od grzechu. Wymagał radykalnego zerwania ze złem i pełnego pojednania. Wyjaśniał, że „nie można rano uderzać się w piersi, a wieczorem być powodem zgorszenia”. Ze świadectw pozostawionych przez jego penitentów wynika, że spowiadał krótko, udzielając zwięzłych, prostych rad, wychwytywał to, co najważniejsze, dając jednocześnie grzesznikowi pewność Bożego przebaczenia. Potępiał grzech, a nie człowieka. Płakał, gdy widział niewdzięczność ludzi względem „Najwyższego Dobroczyńcy”.
Tym, którzy ociągali się z przystąpieniem do spowiedzi, mówił: „Nawet jeśli pokój był zamknięty, to po tygodniu koniecznie trzeba go odkurzyć”… Być może ten plastyczny obraz nakreślony przez o. Pio przemówiłby do współczesnych, wobec których – wiele lat temu – Jan Paweł II postawił wstrząsającą diagnozę, że grzechem jest dziś utrata poczucia grzechu.
Dlaczego surowość i bezkompromisowość o. Pio nie zniechęcały tych, co przybywali do niego, nieraz z dalekich stron? Być może dlatego, że spowiedź u zakonnika z Pietrelciny była doświadczeniem, które sprawiało, że radykalnie zmieniali swoje życie. Dotknięci łaską nawrócenia, na nowo odkrywali modlitwę, Mszę św., życie sakramentalne, wracali do porzuconych małżonków, jednali się z najbliższymi, znajdowali spokój i na nowo odkrywali sens życia, mimo trudnych doświadczeń.
 
***
O życiu i posłudze niezwykłego kapucyna napisano i powiedziano już chyba wszystko –  zresztą samo San Giovanni Rotondo, początkowo biedna, niemal opustoszała mieścina, to dziś jedno z najczęściej odwiedzanych miast we Włoszech, dokąd co roku przybywa około 7 mln pielgrzymów. To miejsce, podobnie jak Medjugorje, nasze Łagiewniki czy Częstochowa, stanowi, na szczęście, zaprzeczenie rzeczywistości, panującej zwłaszcza w Europie Zachodniej, czyli zakurzonym, rozpadającym się konfesjonałom, zamienionym nierzadko na schowki na mopy i wiadra. Tutaj, zgodnie z charyzmatem kapucynów, kapłan oczekuje na penitentów. Zresztą, gdyby zakonnik żył, na pewno nadal sprawowałby posługę w konfesjonale i przy ołtarzu. Dziś czynią to za niego jego współbracia. A ci, którzy podchodzą do kratek konfesjonałów, być może usłyszeli w swoim wnętrzu słowa stygmatyka: „Spowiedź (…) to coś więcej niż tylko wyznanie grzechów, dobrze przeżyta spowiedź to egzorcyzm, a więc uwolnienie od wszelkich wpływów zła, to możliwość zobaczenia siebie, stanu swojej duszy jakby w zwierciadle, którym jest nasz Pan”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki