Jakkolwiek moglibyśmy pokusić się o wskazanie kilku polskich pretendentów, to jednak palmę pierwszeństwa powinna powędrować do Włoch. Owszem, mamy w naszym kraju „wyrazistych” autorów przestrzegających przed papieżem z Argentyny. Niektórzy nie potrzebowali nawet roku pontyfikatu, żeby zdemaskować prawdziwy cel przebiegłego jezuity: „przygotowywanie do zburzenia Kościoła, aby na jego miejsce zbudować zupełnie nowe wyznanie”. Tak, to prawdziwy cytat.
Wszystkie grzechy Bergoglia
Ale to nic jeszcze w porównaniu z efektem dociekań włoskiego publicysty Antonio Socciego. W książce Czy to naprawdę Franciszek? Kościół w czasach zamętu twierdzi on mianowicie, że Benedykt XVI nadal jest papieżem, bowiem w istocie zadeklarował rezygnację nie z urzędu, lecz z jego sprawowania. Autor stara się tego dowieść na podstawie drobiazgowej analizy samego aktu papieskiej rezygnacji oraz przywołując opinie kilku kanonistów. Ale też wskazując, że Benedykt nie zrezygnował z papieskiego herbu i że ubiera się w białą sutannę. Tak więc, utrzymuje Socci, „jeżeli Benedykt nadal jest papieżem, to znaczy, że Bergoglio nie jest Franciszkiem”.
Ale to nie koniec okoliczności stawiających papiestwo kardynała z Argentyny pod wielkim znakiem zapytania. Oto bowiem, przekonuje autor, został on wybrany dopiero w piątym głosowaniu w ciągu dnia, a więc niezgodnie z konstytucją Jana Pawła II „Universi Dominici gregis”. Tym samym więc wynik konklawe jest nieważny. W sprawie tak istotnej jak wybór papieża nie może być jakiejkolwiek wątpliwości – alarmuje świat zatroskany autor. Dlatego, konkluduje, „słuszne i pożądane jest powtórne konklawe, które przyniesie kanonicznie ważny wybór”.
Ale Kościół znalazł się „w czasach zamętu” przede wszystkim z powodu win kardynała z Argentyny. Włoski publicysta stawia mu całą listę zarzutów, w gruncie rzeczy dyskwalifikujących Bergoglia nie tylko jako papieża, ale nawet „zwyczajnego” katolika.
Tak więc: Franciszek nie mobilizuje Kościoła do modlitwy, czuwań, postów w intencji prześladowanych chrześcijan; jest uległy wobec muzułmanów; nie przeciwstawia się laickim lobbies w kwestiach nienegeocjowalnych zasad; zaskarbił sobie entuzjazm antyklerykałów i niewierzących, a nie widać by kogokolwiek z nich zbliżył do wiary katolickiej; jest hipokrytą, który mówi o ubogich, a brata się z kawiorową lewicą; jest szyderczy wobec różnych środowisk w Kościele… Może już dosyć.
Szyfry, gry, tajemnice
Tworząc długą listę zarzutów, zapewnia Socci, że czyni to z bólem, no ale inaczej nie może. Cóż, sumienie. Z każdym z tych zarzutów można by się spokojnie rozprawić i to unikając nawet cienia bezkrytycznej apologetyki Franciszka. Wydaje mi się jednak, że trzeba tu postawić kilka kwestii dotyczących głównych tez tej książki: posiadającej rzekomo drugie dno abdykacji Benedykta XVI oraz jak utrzymuje autor, nieważności wyboru kard. Bergoglio.
Po pierwsze: skąd Socci wie o przebiegu konklawe? Przecież to tajemnica i nawet jeśli, jak stara się dowieść, informacje są pewne, bo pochodzą od Elisabetty Piqué, argentyńskiej dziennikarki i dobrej znajomej kard. Bergoglia, to czy godzi się opierać cały ów wywód na takiej wiedzy – nie-wiedzy? Spekulacje dziennikarskie dotyczące przebiegu konklawe to dziś cała rozbudowana podkategoria publicystyczna, ale, powiedzmy sobie szczerze, to fenomen ostatnich dziesięcioleci związany ze zmianą oblicza mediów, w tym ich tabloidyzacją. Rodzi się więc pytanie, czy owo piąte, domniemane głosowanie to największe „przestępstwo” w dziejach wyborów papieży czy też po prostu to jedno, które akurat znamy? Może więc ileś tam wyborów w przeszłości było nieważnych? Ile? Kiedy? Mamy gubić się w domysłach? A może lepiej przyjąć z ufnością, iż wybór papieży dokonuje się przy asystencji Ducha Świętego? Czy taka ufność – pomimo mało chlubnych epizodów z dziejów papiestwa – nie powinna jednak w naturalny sposób cechować katolika? A może wybór następcy św. Piotra jest jak najbardziej w porządku, pod warunkiem że to co i jak głosi jest zgodne z naszymi oczekiwaniami? Jak sądzisz, Antonio?
Po drugie: z książki Socciego wynika, że gremium wybierające papieży to grupa zdezorientowanych staruszków, którzy nie bacząc na powagę sytuacji, organizują sobie piąte głosowanie, bo chcą jak najszybciej wybrać już tego (czy innego) papieża i wrócić do domu. Teza to ciut ryzykowna.
Po trzecie: Benedykt XVI, do którego autor deklaruje wyjątkowe przywiązanie, szacunek, wręcz miłość, wyłania się z jego wizji (mimo woli, ale jednak) jako przebiegły intrygant, który wprowadza w błąd cały Kościół (z wyjątkiem Socciego). Mielibyśmy uwierzyć, że w istocie Benedykt XVI abdykował, ale tak naprawdę nie abdykował i nadal uważa się za prawowitego papieża, co sygnalizuje jedynie bardzo subtelnymi znakami, tak subtelnymi, że do ich zdeszyfrowania nadawał się, z woli Opatrzności rzecz jasna, jedynie wyrafinowany umysł Socciego? W jakim celu miałby Benedykt XVI posłużyć się tą misterną grą? Jakie dobro dla Kościoła spowodować? Ciekawe też, jaki wniosek wyciągnie autor w sytuacji, gdy – wbrew jego apelom – powtórne konklawe nie zostanie jednak zarządzone? W każdym razie znamy już temat jego kolejnej książki. Tytuł chyba też: „Czy to naprawdę kardynałowie?”
Co się godzi...
Dzieło Socciego wieńczy posłowie, zatytułowane dość groźnie: Memorandum dla inkwizytora. Tłumacząc swoje intencje przywiązaniem do prawdy, prymatem sumienia i deklaracją bezkompromisowości, Socci zestawia się skromnie ze słowami najwybitniejszych postaci Kościoła z różnych wieków. Zbrojny więc m.in. w cytat ze świętego Roberta Bellarmina, iż „wolno opierać się papieżowi, który niszczy Kościół” (a więc jednak Franciszek jest papieżem?) oświadcza: „Dopóki ktoś mi nie udowodni, że Benedykt nie jest papieżem, a na konklawe z 2013 r. nie pogwałcono żadnych norm, pozostaję przekonany, że elekcja ta była nieważna”.
To nie tak, Antonio. Jest dokładnie odwrotnie: dopóki nie masz stuprocentowej pewności, co do słuszności tak poważnych tez jak ta o nieważnym wyborze Bergoglia czy tajemnym dnie abdykacji Ratzingera – nie powinieneś ich publikować. Nie wspominając już o naciąganych tezach i bulwersujących insynuacjach, które wymieszałeś z cytatami z wielkich świętych.
Ciao!