Od 7 czerwca do 9 września w Muzeum Stanisława Noakowskiego w Nieszawie czynna jest wystawa pn. „Wizerunki Matki Bożej Częstochowskiej. 350-lecie obrony Jasnej Góry”. Ekspozycja, będąca wspomnieniem jubileuszu tego wydarzenia, prezentująca różnorodne przedstawienia Czarnej Madonny, może być też okazją do pogłębienia refleksji nad stosunkiem do świętych obrazów w obecnych czasach.
Jeszcze do niedawna święte wizerunki otaczały nas zewsząd w prywatnych domach. Były nie tylko świadectwem wiary i przywiązania do tradycji, lecz także niejednokrotnie śladem historii przodków. Szczególną cześć pośród wszystkich wizerunków odbierała zawsze ikona Jasnogórskiej Pani, której historia jakże silnie powiązana była z losami naszego kraju. Święte obrazy, pośród których wyrastały pokolenia Polaków, stają się dziś jakby niemodne w naszych mieszkaniach, których wystrój potwierdza konsumpcyjny stosunek do życia, lecz jednocześnie obnaża duchową pustkę. O tym, jak ważne są przedmioty służące kultowi religijnemu w naszych domach, przekonuje mnie wciąż moja trzyipółletnia wnuczka Weronika. Lubi nasz dom, bo w nim jest wiele przedmiotów, które przykuwają wzrok, a co więcej swoją innością inspirują do stawiania pytań. Dziecko w naturalny sposób odbiera świat, zaskakuje nas intuicją i skojarzeniami. Dla Weroniki Matka Boska z Dzieciątkiem, a jest Jej wizerunków w naszym domu kilka, to po prostu mama z dzidzią, a Chrystus wiszący na krzyżu to bozia, która śpi. Kiedyś rano weszłam do pokoju, gdzie właśnie budziła się wnuczka; spojrzała przez ramię na wiszący krzyż, położyła palec na ustach i wyszeptała „bozia jeszcze śpi”...
Święte obrazy wprowadzały nas w dzieciństwie w duchowy świat, pobudzały do religijnej refleksji i poszukiwania wiedzy. W niejednym dziecięcym umyśle rodziły się pytania, dlaczego św. Katarzyna przedstawiana jest z kołem, a św. Małgorzata ze smokiem. Dlaczego obok św. Floriana pojawia się kościółek polewany wodą, a przy
św. Barbarze stoi wieża, czemu widoczny jest kielich z hostią. Opowieści o żywotach świętych przekazywane były drogą tradycji ustnej, a wiedza w nich zawarta stanowiła istotną część historii naszego Kościoła.
O ile uboższe pod tym względem wydaje się nasze „dziś”, w którym występowanie obiektów religijnych ograniczamy niemal wyłącznie do przestrzeni kościoła. A przecież święte obrazy były pierwszymi łącznikami pomiędzy doczesnością a wiecznością, pierwszym zetknięciem się z teologią. Starsi, wychowani jeszcze przed ostatnią wojną, doskonale pamiętają wiszące w ich domach bliźniacze pary obrazów (pendant) przedstawiające Serce Maryi i Serce Jezusa, czy Chrystusa w koronie cierniowej (Ecce Homo) i Matkę Bożą Bolesną (Mater Dolorosa). Po wojnie popularne były, zwłaszcza wieszane nad podwójnie zestawionymi łóżkami, duże obrazy przedstawiające Chrystusa w Ogrójcu, Chrystusa prowadzącego apostołów przez łany zbóż, czy głoszącego kazanie z łodzi dla słuchaczy zgromadzonych na brzegu jeziora Genezaret. Powszechne także były wizerunki Świętej Rodziny, ukazywane według kilku schematów ikonograficznych, z których wzruszający był np. „spacer” w typie Świętej Rodziny Kaliskiej. Zastanawia dawna tradycja wieszania w domach obrazów przedstawiających Chrystusa czy Maryję w grobie, w otoczeniu aniołów i kwiatów. Ale czy nasze zdziwienie nie jest odbiciem odmienionej wiary? Wszak te obrazy były widomym odbiciem istoty chrześcijaństwa, że: „człowiek rodzi się dla śmierci, lecz umiera dla życia wiecznego”. Gubimy się w świecie konsumpcji i zapominany o przemijaniu ziemskiego życia. Żyjemy szybko, intensywnie, tracąc łączność ze światem duchowym, do którego pośrednio prowadzą także święte obrazy. To one ułatwiają stałe pośrednictwo pomiędzy naszymi oczekiwaniami, a sferą Bożych zamierzeń.
W porze urlopowej odwiedźmy Nieszawę, malowniczo położoną nad brzegiem Wisły. Zajrzyjmy do gotyckiej świątyni św. Jadwigi Śląskiej, choćby na krótką modlitwę, i aby ucieszyć oczy pięknem jej wnętrza. Wybierzmy się na muzealną wystawę, dla przypomnienia sobie czasów dzieciństwa, widzianych przez wspomnienie dawnych, świętych obrazów.