A jednak ojciec!?
ks. Tomasz Ślesik
Mój ojciec jest alkoholikiem. Nie mieszka już z nami i bardzo się z tego cieszę. Nie muszę pewno pisać dlaczego (...). Jednak im coraz dalej od tego najtrudniejszego dla całej naszej rodziny okresu, tym częściej przychodzą mi myśli, aby się z nim spotkać, aby przebaczyć (...). Kiedy jednak patrzę na moją mamę, mojego brata i przypominam sobie czas, kiedy bałam się wracać do domu,...
Mój ojciec jest alkoholikiem. Nie mieszka już z nami i bardzo się z tego cieszę. Nie muszę pewno pisać dlaczego (...). Jednak im coraz dalej od tego najtrudniejszego dla całej naszej rodziny okresu, tym częściej przychodzą mi myśli, aby się z nim spotkać, aby przebaczyć (...). Kiedy jednak patrzę na moją mamę, mojego brata i przypominam sobie czas, kiedy bałam się wracać do domu, zaraz zmieniam zdanie. A jednak mam wielkie wyrzuty sumienia, przecież to jest mój ojciec.
Iza
Wiele bólu i cierpienia przebija z tego listu. Trudno się zresztą temu dziwić. Najtrudniej goją się rany zadawane przez tych, których najbardziej kochamy. Potrzebujemy wtedy czasu, nie po to, aby zapomnieć, bo takich doświadczeń nie da się wymazać z pamięci, ale po to, by nauczyć się z nimi żyć, aby stały się naszym bogactwem.
Nie warto uciekać przed swoimi uczuciami, nie warto ich skrywać, bo prędzej czy później i tak się objawią w mniej lub bardziej uciążliwy sposób, nie warto się ich bać, bo przecież to nie my jesteśmy odpowiedzialni za to, że one po prostu są, a tym bardziej nie ponosimy za uczucia odpowiedzialności moralnej. Trzeba nauczyć się z nimi żyć, trzeba je poznać – aby nas nie zaskakiwały. Wreszcie, trzeba podjąć wielki trud, aby nie przekuwać ich w postawy, wyrażające się w konkretnych czynach.
Jednak nim człowiek upora się ze swymi uczuciami, trzeba podjąć bardziej zasadniczy krok, a mianowicie: przebaczenie. Po ludzku patrząc, najlepiej nie myśleć o całej sprawie – po prostu zapomnieć. Tak się jednak nie da. Trwanie w ukrywanym żalu, czy nawet nienawiści, jest dla nas po prostu destrukcyjne. Zatem pozostaje jedno: przebaczyć. Oczywiście, łatwo napisać – przebaczyć. Na to potrzeba czasu, wielkiej dojrzałości emocjonalnej i większej – niż komfort psychiczny – motywacji.
Taka decyzja wymaga jednak wielkiego nakładu pracy, a przede wszystkim modlitwy. Kiedy wpatrujemy się w Chrystusa przebaczającego swoim oprawcom, uczymy się i my sami, że innym imieniem chrześcijanina jest przebaczenie. Bez modlitwy, bez uczenia się na kolanach przezwyciężania własnego bólu jest to niemożliwe. Przebaczyć nie znaczy zapomnieć, nie znaczy również pozbyć się problemu trudnych emocji – znaczy o wiele więcej widzieć w swoim tacie: nie tylko ojca, ale i zranionego brata, który potrzebuje modlitwy – mojej modlitwy.