Logo Przewdonik Katolicki

Porucznik

Adam Suwart
Fot.

Jest upalne czerwcowe popołudnie. Po poznańskim Ostrowie Tumskim przechadza się starszy pan. Spogląda powoli na monumentalną katedrę. Przymyka oczy, a w pamięci przesuwają się niczym archiwalny film obrazy sprzed niemal 70 lat. Pamiętam tamten Poznań, stare tramwaje, charakterystyczny gwar przedwojennych ulic. Stąd wyrosłem i choć od ponad pół wieku mieszkam...

Jest upalne czerwcowe popołudnie. Po poznańskim Ostrowie Tumskim przechadza się starszy pan. Spogląda powoli na monumentalną katedrę. Przymyka oczy, a w pamięci przesuwają się – niczym archiwalny film – obrazy sprzed niemal 70 lat. – Pamiętam tamten Poznań, stare tramwaje, charakterystyczny gwar przedwojennych ulic. Stąd wyrosłem i choć od ponad pół wieku mieszkam w Kanadzie, nigdy o tym miejscu nie zapomniałem – wyznaje wzruszony Stanisław Milczyński, niemal 90-letni oficer Armii Krajowej.

Stanisław Milczyński przybył do Polski na początku lata. Jest to jego kolejna podróż do ojczyzny. Od 1953 r. mieszka w Toronto. Jednak nie potrafi żyć bez ojczystego kraju. Oddał dla niego dużo ze swojej młodości. – Wspomnienia są zbyt silne. Muszę tu przyjeżdżać. Taka podróż do ojczyzny to dla mnie wielkie przeżycie, ale też ładowanie akumulatorów – opowiada pan Stanisław, który mimo wielu przebytych operacji, dzielnie znosi przelot do Polski i panujące w kraju upały.

Powrót do kolebki
Z panem Stanisławem spotykam się na poznańskim Ostrowie Tumskim. Spaceruję z nim i jego żoną po placu, przy którym wznosi się najstarsza polska katedra. – Zachodziłem tu niekiedy przed wojną, gdy mieszkałem w Poznaniu. Ale wyglądało tu wtedy inaczej – opowiada pan Stanisław. Przed samą katedrę można było przyjechać tramwajem, świątynia wyglądała jednak inaczej, była otynkowana… Rzeczywiście – przedwojenna, poznańska katedra miała klasycystyczną fasadę. Dopiero pod koniec wojny, gdy bazylika ucierpiała na skutek boju o Poznań, zaczęły odkrywać się jej romańskie i gotyckie relikty, które wyraźnie ujawniła powojenna odbudowa. Pan Stanisław nie pamięta jej jednak.

Ostatni raz był w Poznaniu we wrześniu 1939 roku… „Po ukończeniu egzaminów maturalnych i otrzymaniu świadectwa dojrzałości w czerwcu 1937 roku w Liceum im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, postanowiłem wstąpić ochotniczo do wojska – napisał Stanisław Milczyński w swych wspomnieniach. We wrześniu tego roku zostałem przyjęty na roczny dywizyjny Kurs Podchorążych Rezerwy Piechoty przy 57. Pułku Piechoty im. Karola II Króla Rumunii w Poznaniu. W moich planach na przyszłość było ukończenie Akademii Handlowej w Poznaniu i obowiązkową służbę wojskową chciałem odbyć przed rozpoczęciem studiów, aby uniknąć rocznej przerwy w nauce. Plany te jednak się nie ziściły…”.

Na bojowym froncie
Wybuch drugiej wojny światowej sprawił, że drogi pana Stanisława, podobnie jak wielu milionów Polaków, ułożyły się zupełnie inaczej. Nie było już sposobności do myślenia o studiach. Teraz „uniwersytetem” okazała się wojna, a najważniejszym „egzaminem” – walka o wolność Polski. Stanisław Milczyński miał z niej wyjść triumfalnie, jako żołnierz Armii Krajowej – porucznik „Gryf”, wsławiony wieloma działaniami bojowymi, odznaczony Orderem Virturi Militari. „Porucznik «Gryf» – Stanisław Milczyński wyróżnił się tak w konspiracji, jak i w powstaniu warszawskim wybitną odwagą, nie znającą granic poświęcenia się, i zaciętością w walce zbrojnej z wrogiem, dużą inicjatywą i zdolnościami dowódczymi” – napisał o poruczniku „Gryfie” wybitny historyk, profesor Andrzej Krzysztof Kunert.

Rzeczywiście, karta bojowa Stanisława Milczyńskiego jest imponująca. Początkowo działał jako żołnierz w szeregach słynnej „Armii Poznań” pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby. Później, po zajęciu Rzeczypospolitej przez hitlerowców i Sowietów, przyszedł czas na działalność konspiracyjną. Zaprzysiężony na żołnierza Armii Krajowej, Milczyński działał w okupowanej Warszawie i w okolicach stolicy. Początkowo był instruktorem Szkół Podchorążych i dowódcą plutonu w rejonie V, później dowódcą Kompanii Dywersji Bojowej. W tym charakterze od czerwca 1943 roku do sierpnia 1944 roku porucznik „Gryf” wykonał ponad 30 akcji dywersyjnych, 6 akcji transportów broni zrzutowej, 8 osłon zbrojnych Placówki Zrzutowej, 6 osłon radiostacji nadawczej Komendy Głównej AK, 8 akcji zwalczania hitlerowskiego bandytyzmu.



Po order Virtuti Militari
Pierwszy raz Milczyński zostaje ranny, gdy w Kabatach i Kierszewku likwiduje dwie stacje reflektorów nieprzyjaciela. Bierze jednak wtedy jeńców i zdobywa wiele broni. W nocy z 18 na 19 sierpnia 1944 r. na rozkaz gen. Bora-Komorowskiego przebija się z batalionem przez Wilanów do Warszawy, doprowadzając przez Sadybę na Mokotów silny pluton złożony z około 80 ludzi! Walczy później na czele kompanii na najcięższych odcinkach Czerniakowa, utrzymując przez wiele dni stanowiska, mimo morderczych natarć i ognia nieprzyjaciela. Wycofuje się dopiero 15 września 1944 roku, kiedy to po raz drugi zostaje ciężko ranny. Mimo ran walczy nadal, dochodząc tylko raz po raz po opatrunki do szpitala powstańczego. Za swą niezwykłą wojskową odwagę, po zakończeniu wojny, w 1947 roku, Stanisław Milczyński „Gryf” został przez Główną Komisję Weryfikacyjną Armii Krajowej w Londynie zweryfikowany jako odznaczony Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy na mocy rozkazu Dowódcy Armii Krajowej z 1 października 1944 roku. Komentując ten fakt odznaczenia por. Milczyńskiego, profesor Kunert napisał: „Warto pamiętać, że spośród 45 tysięcy żołnierzy najkrwawszej polskiej bitwy, jedynie około ośmiuset dostąpiło tego zaszczytu. Przynależność więc do owej nielicznej grupy – najbardziej elitarnej grupy żołnierzy polskich XX wieku – jest nobilitacją żołnierskich cnót najwyższej próby”.

Przymusowa tułaczka
Takich bohaterów nie chciała jednak Polska Ludowa. W wyzwolonym spod hitlerowskiego jarzma kraju groziła im nawet śmierć, a w „najlepszym” przypadku ubeckie kazamaty. Stanisław Milczyński wyjechał najpierw do Wielkiej Brytanii. W 1953 roku wyemigrował do Kanady. W Toronto mieszka z dzielnie wspierającą go żoną do dziś. Przez lata pracował w przemyśle budowlanym kolejno jako stolarz, cieśla, kierownik budowlany, wreszcie jako właściciel prywatnych firm. Działa też prężnie wśród kanadyjskiej Polonii.

– Choć tyle lat spędziłem w Kanadzie, mam ciągle polski paszport i polskie obywatelstwo. A przede wszystkim polską duszę – mówi Stanisław Milczyński. Mimo przebytych chorób nowotworowych bohaterski porucznik „Gryf” przylatuje co pewien czas do Polski. Także w tym roku odbył prawie trzymiesięczną podróż po ukochanej ojczyźnie. Był m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie czekało go niejedno przeżycie pełne wzruszeń. Nie brakło ich także w Poznaniu. Wędrując ulicami swego rodzinnego miasta, starszy pan, doświadczony przez życie i historię, pełen młodzieńczego entuzjazmu wspominał swe dziecinne, sielankowe lata, które spędził tu, w stolicy Wielkopolski, w cieniu najstarszej polskiej katedry, gdzie i dla niego „wszystko się zaczęło”.



Stanisław Milczyński, z myślą o młodym pokoleniu, spisał swe bardzo szczegółowe wspomnienia wojenne, zawarte w tomie, zatytułowanym „Dziennik porucznika Gryfa”. We wstępie do tego ciekawego pamiętnika profesor Kunert napisał: „Przystępując do tej lektury, szczególnie młody czytelnik powinien zdawać sobie sprawę, że żołnierze Armii Krajowej, najpiękniejszej armii w dziejach Wojska Polskiego – zdziesiątkowani przez obu okupantów i prześladowani po wojnie w Polsce Ludowej, doczekali się wolnej i suwerennej Rzeczypospolitej dopiero czterdzieści pięć lat po zakończeniu II wojny światowej!”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki