Jesienią 1963 r., rok po rozpoczęciu Vaticanum II, okładka jednego z poczytniejszych włoskich czasopism ukazała ascetyczne oblicze arcybiskupa z Polski. Wybity wyraźną, dużą czcionką napis głosił: „DRAMATYCZNY APEL NA SOBORZE O INTERWENCJĘ DLA KATOLIKÓW ZZA ŻELAZNEJ KURTYNY”. Pod zdjęciem przedstawiającym abp. Antoniego Baraniaka można było jeszcze przeczytać, że „wczoraj po raz pierwszy podniósł się na Soborze głos chrześcijan zza żelaznej kurtyny. Arcybiskup poznański Baraniak (…) zaapelował do Ojców Soboru o interwencję w związku z prześladowaniem wiernych w krajach komunistycznych”. Gazeta „Il Tempo”, na okładce której ukazał się ten nieomal sensacyjny raport z obrad 66. Kongregacji Generalnej podczas drugiej Sesji Soboru, odsyłała do jeszcze obszerniejszej relacji na stronie 8 tego czasopisma. Przeczytać tam można było m.in., że „Arcybiskup Poznański, Diecezji, gdzie wzięło początek powstanie w 1956 r., zwrócił się z wołaniem, aby nie zawieść wiernych prześladowanych przez komunizm, a biskup czeski Tomášek dołączył do tego wołania”. Reporter „Il Tempo” w kilku miejscach swej relacji podkreślał, że jest to pierwszy tego typu apel na Soborze, i nazywając go „szlachetną interwencją”, zaznaczał, że wypowiedział go arcybiskup z kraju dotkniętego komunizmem, a do tego z diecezji, w której stolicy – Poznaniu – doszło do jednych z pierwszych wystąpień antykomunistycznych w tak zwanym bloku wschodnim. Co ciekawe, już wtedy włoski reporter określał Poznański Czerwiec 1956 mianem „powstania”, co w samej historiografii polskiej miało zostać spopularyzowane dopiero po 50 latach.
Męczennik rzecznikiem męczenników
Co więc takiego powiedział abp Baraniak, że pisała o tym ówczesna prasa zachodnia na pierwszych stronach, a Służba Bezpieczeństwa PRL, skrzętnie szpiegująca polskich biskupów na soborze, odnotowywała – paradoksalnie z pewnym respektem – że „po przemówieniu nazwisko Baraniaka stało się w Rzymie głośne”, zaś kardynałowie, biskupi i księża (…) przyjeżdżający do Rzymu uważali za swój obowiązek złożyć wizytę Baraniakowi”? Aby odpowiedzieć na pytanie o treść tego przemówienia, najlepiej zajrzeć do tekstu oryginalnego. Podczas obrad soborowej kongregacji, jesienią 1963 r. abp Baraniak wygłosił to przemówienie po łacinie. Gdy wrócił do Polski po II sesji soboru, zlecił przetłumaczenie tego trzystronicowego tekstu na język polski. Jak pisze w książce Teczki na Baraniaka bp Marek Jędraszewski, w wystąpieniu tym abp Baraniak przedstawił „bardzo trudną, wręcz tragiczną sytuację Kościoła w krajach należących do bloku komunistycznego”. Bp Jędraszewski dodaje jednak, że „w tym przedstawieniu można było bardzo wyraźnie dostrzec echo jego osobistego świadectwa danego Chrystusowi i Kościołowi podczas lat spędzonych w mokotowskim więzieniu”.
Abp Baraniak, odnosząc się do przygotowywanego Schematu o Kościele, mówił na soborze, że „krótkie wzmianki o sytuacji, w jakiej Kościół w naszych czasach się znajduje, są zupełnie niewystarczające”. Następnie metropolita poznański niezwykle odważnie dodawał, że ojcowie soborowi powinni przynajmniej wiedzieć, „w jakiej części świata są odmawiane [prawa] naszym katolikom świeckim i są [one] naruszane i deptane przez Rządców wielu Państw”. W niemal parabolicznie brzmiących zdaniach abp Baraniak mówił: „Cały świat – do którego dotarło przynajmniej słabo poznanie Chrystusowej Ewangelii – podzielił się na dwie części, z których jedną zamieszkują ludzie obdarzeni wolnością, którzy mogą naukę i prawo ewangeliczne przyjmować i innym głosić. Drugą zaś zamieszkują ludzie, którym poczytuje się za zbrodnię, jeśli uczęszczają do kościoła, jeśli chcą niemowlęta ochrzcić, jeśli ośmielają się posyłać dziecię własne na naukę religii i uroczystą Komunię świętą, jeśli przystępują publicznie do sakramentów świętych”.
Apel do ojców soboru
W dalszej części swej obszernej wypowiedzi arcybiskup poznański wyjaśniał innym ojcom soborowym, jak zakazano zrzeszania się ludziom wierzącym, jak szaleje cenzura, jak zakazuje się druku i ogranicza lub wręcz łamie inne prawa. „Czy nasz przedstawiony Schemat – gdy dostanie się wcześniej czy później do rąk takich świeckich – będzie przez nich przyjęty jako Schemat wyrażający sytuację ich życia?” – pytał z przejęciem podczas soborowej Kongregacji Generalnej abp Baraniak i od razu dodawał, że proponowany wstępnie tekst schematu wprawdzie zawiera pochwałę świeckich, którzy mogą w Kościele jawnie współpracować, ale już „głęboko milczy” na temat tych, którzy „pozostają pozbawieni wszystkiego i którzy zostają skuci kajdanami, pomimo że oni właśnie do skarbca Kościoła zaofiarowali najcenniejsze perły nabyte w prześladowaniu”. Dalej arcybiskup poznański postulował, by dodać do Schematu słowa „najbardziej serdeczne i pełne współczucia”, wyrażające solidarność ze świeckimi wiernymi z krajów tzw. demokracji ludowej, tak by poświadczyć, że „ich męczeństwo, że tak powiem, ich agonia ciągnąca się już przez wiele lat, w czasie gdy są pozbawieni wolności religijnej, jest prawdziwym wybitnym męczeństwem”.
Słowa abp. Antoniego Baraniaka, pasterza z kraju od zarania katolickiego i w przededniu millenium przyjęcia chrztu świętego okupowanego przez wojska ateistycznego Związku Radzieckiego, musiały zrobić przejmujące wrażenie na innych braciach w biskupstwie, na obserwatorach soborowych, dziennikarzach czy zachodnich intelektualistach, którzy często w tamtych czasach zachłystywali się modnymi jeszcze ideami komunizmu, nie mając pojęcia o zbrodniczych efektach ich urzeczywistnienia. Niezwykle wymowne było też to, że z apelem o ochronę świeckich katolików zza żelaznej kurtyny wystąpił biskup, który w latach 1953–1956, przez 27 miesięcy z rzędu był więziony przez komunistycznych oprawców w Polsce, bity, maltretowany i poniżany, którego plecy po 20 latach od tego uwięzienia pokryte były długimi bliznami, wymownym, choć dyskretnie ukrywanym, świadectwem własnego męczeństwa za wiarę i Kościół.
Odważny apel abp. Baraniaka odegrał też przynajmniej jedną ważną rolę. Był upomnieniem się o prawa par excellance obywatelskie i ogólnoludzkie, do jakich zaliczamy wolność religijną i swobodę wyznania. Słowa polskiego biskupa zabrzmiały tak donośnie i z takiego miejsca, że bodaj po raz pierwszy po II wojnie światowej obiegły świat, jako osobiste świadectwo męczennika, który pomny własnego zagrożenia w kazamatach komunizmu, nie ustąpił przed daniem świadectwa prawdzie, choć musiał się liczyć i za to z kolejnymi prześladowaniami. A że do nich już wtedy ze strony Służb Bezpieczeństwa dochodziło, jest nam dzisiaj dobrze wiadomo.
Arcybiskup Antoni Baraniak urodził się 1 stycznia 1904 r. w Sebastianowie (parafia Mchy, archidiecezja poznańska). Był wychowankiem i klerykiem zakładów salezjańskich, obronił dwa doktoraty z prawa kanonicznego i teologii na uczelniach kościelnych w Rzymie. W 1931 r. przyjął święcenia kapłańskie jako zakonnik salezjański. Dwa lata później został sekretarzem osobistym prymasa Augusta Hlonda. Pozostawał na tym stanowisku do śmierci kardynała w 1948 r. Na prośbę umierającego prymasa przekazał do stolicy apostolskiej, z zachowaniem dyskrecji, przedśmiertną wolę prymasa, by jego następcą został bp Stefan Wyszyński. W latach 1948–1957 był sekretarzem prymasa Wyszyńskiego. W 1951 r. został prekonizowany biskupem tytularnym Theodosiopolis in Armenia i ustanowiony biskupem pomocniczym gnieźnieńskim, pozostając nadal dyrektorem Sekretariatu Prymasa. 25 września 1953 r. został wraz z prymasem zatrzymany w domu przy ul. Miodowej w Warszawie, a następnie przewieziony do mokotowskiego więzienia, gdzie przetrzymywano go przez 27 miesięcy. Był tam bity, poniżany i maltretowany, ale nie ugiął się i nie pozwolił na wykorzystanie swojej osoby przez SB do skompromitowania prymasa Wyszyńskiego i zniszczenia Kościoła w Polsce. Odzyskał wolność w październiku 1956 r. Rok później odbył ingres do najstarszej polskiej katedry jako nowy arcybiskup metropolita poznański. Prowadził swych wiernych w archidiecezji do zbawienia przez 20 lat, będąc w tym czasie m.in. jednym z głównych organizatorów uroczystości milenijnych. Do końca życia był inwigilowany i represjonowany przez komunistyczną bezpiekę, z którą nigdy nie poszedł na jakiekolwiek kompromisy. Zmarł w Poznaniu w 1977 r. Krótko przed śmiercią chorego arcybiskupa odwiedził kard. Wojtyła, który powiedział, że Kościół w Polsce nigdy nie zapomni mu tego, co zrobił dla tego Kościoła w najtrudniejszym momencie jego dziejów.