Logo Przewdonik Katolicki

Bez nerwów

Bernadeta Kruszyk
Fot.

Z bratem Włodzimierzem Markiewiczem ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, kierowcą abp. Henryka Muszyńskiego, rozmawia Bernadeta Gozdowska Lubi Brat szybką jazdę? Lubię, ale nasze polskie drogi na nią nie pozwalają. Zresztą szybka jazda, to pojęcie względne. Dla jednych oznacza 90km/h, dla innych 160km/h i więcej. Te ostatnie prędkości w naszych warunkach to czyste...

Z bratem Włodzimierzem Markiewiczem ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, kierowcą abp. Henryka Muszyńskiego, rozmawia Bernadeta Gozdowska


Lubi Brat szybką jazdę?
– Lubię, ale nasze polskie drogi na nią nie pozwalają. Zresztą szybka jazda, to pojęcie względne. Dla jednych oznacza 90km/h, dla innych 160 km/h i więcej. Te ostatnie prędkości w naszych warunkach to czyste szaleństwo. Optymalna prędkość podróżna to około 100 km/h, oczywiście jeśli samochód i przepisy na to pozwalają.

Nigdy nie zdarzyło się Bratu ich złamać. Nie dostał Brat mandatu?
– Dostałem...

Za co?
– Za przekroczenie prędkości, niestety.

A zdarza się Bratu zdenerwować na tzw. niedzielnych kierowców?
– Może trudno w to uwierzyć, ale nie. Przyznam szczerze, że tolerancji i wyrozumiałości dla siebie i innych nauczyłem się w Rzymie, gdzie mówiąc kolokwialnie, wszystkie chwyty są dozwolone. Na porządku dziennym są takie sytuacje, jak przejeżdżanie na czerwonym świetle, czy włączanie migacza w prawo, a skręcanie w lewo. Można powiedzieć, że w Rzymie kierowcy hołdują jednej zasadzie: ,,kto pierwszy, ten lepszy”, ale jeżdżą z wyobraźnią.

Czyli u nas nie jest aż tak źle?
– Wbrew pozorom nie, co nie znaczy, że jest bardzo dobrze.

Czy sądzi Brat, że watykański „dekalog kierowcy” przyczyni się do wzrostu bezpieczeństwa i kultury na drogach?
– Chciałbym, aby tak było. Polacy grzeszą przede wszystkim brakiem wyobraźni i zbyt szybką jazdą. O tych ostatnich mówię, że nie jadą, a nisko lecą. A pośpiech naprawdę bywa zgubny. Co do wspomnianego „dekalogu kierowcy”... Myślę, że każdy, kto zachowuje Dziesięcioro Przykazań nie musi do niego sięgać, bo przestrzega go automatycznie. Inni natomiast... No cóż, oby mieli tyle powrotów, ile wyjazdów.

Ile kilometrów ma już Brat na liczniku?
– Przyznam, że dokładnie nie wiem. Przestałem liczyć. Myślę jednak, że będzie tego coś ponad 400 tysięcy. Jeździłem różnymi samochodami, z różnymi ludźmi. Woziłem wielu dostojników kościelnych, jeździłem z chorymi i niepełnosprawnymi. To ostatnie doświadczenie bardzo mnie ubogaciło. Dla księdza arcybiskupa Muszyńskiego pracuję od ośmiu lat, choć słowo pracuję nie jest tu najlepsze. To, co robię traktuję raczej jako posługę pełnioną w ramach charyzmatu Zgromadzenia.

Nie mogę nie zapytać... Jakim pasażerem jest Ksiądz Arcybiskup?
– Dość cierpliwym i wyrozumiałym, jak na kogoś, kto ma tyle spraw na głowie. Przyznam, że dzięki niemu bardziej polubiłem muzykę poważną, której bardzo często słucha w samochodzie.

Jakiej rady, albo przestrogi udzieliłby Brat początkującym kierowcom?
– Rada: ćwiczenie czyni mistrza, a ostrzeżenie: i mistrzowie niekiedy przegrywają. Na drodze trzeba zachować rozsądek i pamiętać, że samochód nie jest celem samym w sobie, ale środkiem, by cel szczęśliwie osiągnąć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki