Tych siedemdziesięciu dwóch mogło się nieźle przerazić, słysząc te słowa z ust Chrystusa. Kiedy jeszcze Pan nakazał, że nie mają brać z sobą niczego i wyruszyć w świat zdani na łaskę lub niełaskę innych, pewnie zrodziło się w nich wiele wątpliwości i zwykły, ludzki strach. Ale poszli – i jak czytamy – „wrócili z radością”. Nie byli bowiem sami. Chrystus szedł razem z nimi.
Chrystus idzie razem z nami także dzisiaj, bo i my jesteśmy posłani do głoszenia największej i najcudowniejszej Nowiny - niekończącej się miłości Boga do człowieka. A jeśli mamy być orędownikami tej Miłości to sami musimy stać się jej żywym przykładem.
Pan nie posyła nas jak owce, aby nas zniszczyć i dać na pożarcie wilkom. Nie, lecz jeśli mamy mówić o Nim, sami nie możemy być wilkami dla innych. Musimy być łagodni i dobrzy. Czasem nawet trzeba dać się pogryźć, choć my sami nie możemy kąsać. Bo tylko miłość rodzi miłość. Bóg dał nam siebie jako doskonały tego przykład. A nasza nagroda to „imiona zapisane w niebie”, więc warto...
Wiktoria Czubaszek