Z ks. Zbigniewem Grzegorzewskim, pełniącym obowiązki moderatora Ruchu Światło-Życie w diecezji bydgoskiej, rozmawia Adam Gajewski
Jakie wątki w biografii ks. Franciszka Blachnickiego najbardziej Księdza poruszyły? Bo przecież jego osoba porusza, wciąż fascynuje…
– To była u mnie „fascynacja pośrednia”. Nigdy niestety nie zetknąłem się osobiście z ks. Franciszkiem. W roku jego śmierci byłem dopiero klerykiem drugiego roku seminarium. Poprzez moich kolegów poznawałem dopiero charyzmat Ruchu, do którego oni należeli nieraz już od ministrantury. Zatem osobę ks. Franciszka odkrywałem zawsze poprzez relację ludzi, których on zafascynował i którzy pasjonowali się wspólnotą Ruchu Światło-Życie. I właśnie ci ludzie mnie zafrapowali – było ich tak wielu, tak wyraźnie dostrzegali to, co Kościół polski otrzymał od Boga za pośrednictwem ks. Blachnickiego! Dzieła świadczyły o wszystkim. Popatrzmy: Jeden kapłan mógł udźwignąć tak wiele! To działa na ludzką wyobraźnię…
Musimy o nim pamiętać, jako o tytanie duszpasterskiej pracy?
– Relacje są takie, iż przy spotkaniu ks. Blachnicki wcale nie ujawniał jakiejś zaskakującej postawy, charyzmy. Zawsze pokorny. Otaczali go zasłuchani ludzie, a on nigdy nie pełnił w ich gronie roli proroka, porywającego kaznodziei. Z pewnością nie chciał być „nadzwyczajny”. Wolał oszczędność w geście, mimice. Przemawiał łagodnym słowem, świadczył czynem. Przy tym był radosny. Pogodnie głosił Ewangelię; tu akurat był jednak równocześnie niezwykle wymagającym. Wymagał najpierw od siebie, potem od innych.
Wymagający, kategoryczny, odważny. Po latach przemyśleń rewiduje, ba odrzuca, swój dotychczasowy dorobek kapłański – mówi, że chce wyłącznie służyć, krępuje go bycie autorytetem. Świeckim odbiera zaś konsekwentnie złudzenie, iż możliwa jest samodzielna „praca nad sobą”. Chyba niełatwo znajdował słuchacza?
– Ważny wątek. Sam Franciszek Blachnicki z początku wspierał drogę świadomego samodoskonalenia, wzrastania. Ks. Blachnicki, nie rezygnując z idei wzrostu duchowego, proponował już tylko jasne, jednoznaczne pojęcia. Doskonałość to po prostu świętość. Innej doskonałości nie ma. A swą rolę ks. Blachnicki chciał widzieć jako sprawne, ale jednak tylko narzędzie dla posługi Bogu i Kościołowi. Powierzył życie Chrystusowi. Widziano to. Jeden z biskupów pozostawił w swoich zapiskach stwierdzenie, że dostrzegał w ks. Blachnickim świetnego przewodnika, ale pod żadnym względem przewodnika dyktującego swoje warunki, „wodza”. A i tacy są przecież obecni w Kościele. Ks. Franciszek pociągał za sobą ludzi, nie próbując ich namawiać, przekonywać. Po prostu jego styl życia zobowiązywał otoczenie, aby stawać się lepszymi, odkrywać Chrystusa. Ludzie nagle pragnęli iść drogą nowego charyzmatu.
Jak Ksiądz odkrył w sobie podobne pragnienie?
– Znów niemal niedostrzegalne działanie. Stojąc na początku kapłańskiej drogi, nawet nie przypuszczałem, że kiedyś będę moderatorem Ruchu Światło-Życie! On sam mnie znalazł, znalazła mnie potrzeba. Jestem oto księdzem. Polskim księdzem, a właśnie w Polsce tętni wspaniały Ruch! Trafiłem do parafii, gdzie była wspólnota Ruchu – chciałem jej służyć. Tak się zaczęło. Od potrzeb. Jeśli jest dzieło – służę. Ci, którzy mieli potrzebę życia charyzmatem, pomogli mi usłyszeć i zrozumieć wewnętrzne „tak”.
Ruch dalej tętni tak wyraziście?
– Trzeba powiedzieć otwarcie – wszystko się zmienia, ewoluuje. I w skali całego kraju, na naszym diecezjalnym poziomie także, daje się zauważyć pewien kryzys. Mam jednak niezmąconą wiarę, że z każdego, także niełatwego, doświadczenia powstaje coś nowego. Życie ks. Franciszka też nas o tym przekonuje. Musimy pamiętać, jak mocno poszerzyła się paleta kościelnych ruchów i wspólnot. Ile dróg ma dzisiejsza młodzież, współczesne małżeństwa… Przed laty wyglądało to zupełnie inaczej. Kościół ma dziś więcej propozycji. Wcześniej zauważyliśmy też, że nasz charyzmat nie jest łatwy – wymaga tego, o czym w liście na Wielki Post pisał biskup Jan, ordynariusz naszej diecezji – trzeba „zmienić styl swojego życia”. Zmienić na dobre. Ludzie współcześni boją się zmian, nawet we własnej wierze.
Świadectwo życia ks. Franciszka wciąż animuje Ruch. Kolejne pokolenia poznają nie tylko doktrynę, ale też miejsca, w których się tworzyła, choćby Krościenko…
– Rzeczywiście wracamy do pewnych miejsc, tak jak jest się przywiązanym do miejsc dzieciństwa. One są bardzo ważne. Bliskie ze względu na osobę ks. Franciszka, ważne rekolekcyjnie. To część naszej tożsamości. Pamiętamy. Ale na pewno trzeba kroczyć dalej. Potrzebni są teraz nowi ludzie Ruchu – nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Myśli się o statucie międzynarodowym Ruchu. Są przecież wspólnoty w różnych krajach, nieraz odległych, choćby w Brazylii. Miejsca, nawet legendarne, to za mało; najlepszy grunt dla charyzmatu Ruchu Światło-Życie jest zawsze w ludzkich sercach.
Dwudziesta rocznica śmierci Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego mocniej uświadamia wiernym trwający proces beatyfikacyjny. Skąd na bieżąco można czerpać informacje na ten temat?
– Wystarczy wejść choćby na strony internetowe Ruchu Światło-Życie, aby dowiedzieć się szczegółów. Postulatorem jest ks. Jan Mikulski, do niedawna moderator krajowy Kościoła Domowego, aktualnie moderator Unii Kapłanów Chrystusa Sługi. Proces zapewne potrwa jeszcze jakiś czas. Cieszymy się oczywiście, że on postępuje, jest wspierany modlitwą, datkami. Ks. Mikulski swego czasu gościł w Bydgoszczy, głosił rekolekcje na Górzyskowie, w parafii Matki Kościoła.
W dwóch hartowany płomieniach
Życiorys Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego (ur. 24 marca 1921 r. w Rybniku – zm. 27 lutego 1987 r., Carlsberg, Niemcy) mógłby posłużyć za kanwę scenariusza – jest jednak niemal pewne, iż ten pokorny kapłan nie chciałby nigdy tego typu uznania dla własnej osoby. Był duchownym, ale również i żołnierzem kampanii wrześniowej, konspiratorem, więźniem, naukowcem, redaktorem, animatorem wspólnot i ruchów katolickich. Tytan pracy, sługa i czciciel Maryi. Dzieła jego życia dokonywały się przy nieustannym przeciwdziałaniu – doświadczył kolejno tyranii faszystowskiej i komunistycznej. Swoje powołanie odkrywał w niemieckich „kacetach”, celi śmierci więzienia katowickiego. Seminarium kończy w roku 1950. Jako wikariusz parafii śląskich ożywia ewangelizację grup ministranckich. Te doświadczenia zaowocują potem, przy tworzeniu uniwersalnego, rozgałęzionego Ruchu Światło-Życie.
Władze komunistyczne wydalają ks. Franciszka z diecezji. Przebywa w Niepokalanowie. Gdy wraca, prowadzi redakcję „ Gościa Niedzielnego”. Katechizuje. Szykanowany i prześladowany przez bezpiekę m.in. za… działalność antyalkoholową! Aresztowany pod zarzutem antysocjalistycznej działalności wydawniczej. Historia zatacza tragiczne koło – więziony znów w Katowicach. Po zwolnieniu student i pracownik naukowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Gdy reżimowe Ministerstwo Oświaty nie chce uznać jego habilitacji, rezygnuje z etatu naukowego, oddając się rozwojowi Ruchu Światło-Życie. W roku 1979 inicjuje słynną Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, prowadzi konsekwentnie program duszpasterski zakładający wyzwolenie ludzi spod jarzma nałogów, wezwanie do życia w prawdzie nawet pośród rzeczywistości PRL. W grudniu 1981 r. ks. Franciszek przebywa czasowo w Rzymie. Wprowadzenie stanu wojennego pozbawia go możliwości powrotu do ojczyzny. Podejmuje się jednak nowych zadań na emigracji. W Carlsbergu tworzy Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji, które prowadzi aż do swojej śmierci, na dwa lata przed upadkiem komunizmu w naszym kraju. Do Polski, do Centrum Ruchu „oazowego” w Krościenku nad Dunajcem zostają sprowadzone doczesne szczątki ks. Franciszka. Od 1995 roku trwa proces beatyfikacyjny założyciela Ruchu Światło-Życie.
AG
Ponad pół wieku niezwykłego charyzmatu
Ruch Światło-Życie jest jednym z ruchów odnowy Kościoła. Gromadzi ludzi różnego wieku i powołania – młodzież, dzieci, dorosłych, kapłanów, zakonników, zakonnice, członków instytutów świeckich oraz osoby z gałęzi rodzinnej, jaką jest Domowy Kościół. Znakiem wspólnoty jest starochrześcijański symbol fos-zoe (greckie słowa „światło” i „życie” splecione literą omega, tworzące krzyż). Cel ruchu Światło-Życie jest osiągany poprzez realizację programu formacyjnego. Struktura Ruchu jest bardzo prosta. Małe wspólnoty działają w lokalnych parafiach, a poszczególne grupy utrzymują ze sobą łączność, spotykając się na dniach wspólnoty. Początki historii Ruchu Światło-Życie sięgają pierwszej oazy, która odbyła się w 1954 roku. Przed rokiem 1976 wspólnota działała pod nazwą „Ruch oazowy” i „Ruch Żywego Kościoła”. Twórcą oazy oraz pierwszym moderatorem krajowym był Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Ruch Światło-Życie powstał i rozwija się w Polsce, a w ostatnich kilkunastu latach zaszczepia swój charyzmat na Słowacji, w Czechach, Niemczech, na Białorusi i Łotwie.
MJ
Wspomnienie Emanujący spokojem
Poczytujemy sobie za ogromne szczęście i łaskę, że dane nam było poznać Sługę Bożego Ojca Profesora Franciszka Blachnickiego.
Pierwsze spotkanie odbyło się u oo. jezuitów w Bydgoszczy. Był rok 1976, a więc nasze początki poznawania ruchu oazowego. Nie znaliśmy jeszcze wtedy Ojca Blachnickiego, nie mieliśmy pojęcia jak wygląda. Wiedzieliśmy tylko, że założyciel ruchu będzie w Bydgoszczy, więc przyjechaliśmy z Barcina i po Mszy świętej w kościele oo. Jezuitów, usiedliśmy nieśmiało z boku. Obok Zygfryda zajął miejsce „jakiś” ksiądz i zaczął z nim rozmawiać. Był wysoki, szczupły, w szarym garniturze. Gdy rozpoczęło się spotkanie, okazało się, że to Ojciec Profesor Blachnicki. Byłam zaskoczona Jego skromnością, tym, że był taki „zwyczajny”, że był na tym spotkaniu jednym z nas. Emanował od niego spokój, pogoda ducha, ale też jakaś wewnętrzna siła. Takim go zapamiętaliśmy.
Teresa i Zygfryd Buzałowie z Łabiszyna
Wspomnienie Dał nam przesłanie
Nasze spotkania z ks. Blachnickim miały miejsce w latach siedemdziesiątych. Jeździliśmy z naszym moderatorem diecezjalnym, diecezji częstochowskiej, ks. Dionizym Jackowskim, na szkolenia przed letnimi rekolekcjami. Moderator uznał, iż jako animatorzy jesteśmy odpowiedzialni za ludzi, którym mamy służyć, i powinniśmy się dobrze przygotowywać do tej służby. Pamiętamy, że ks. Blachnicki był bardzo rozradowany, kiedy widział, że nam zależy na tym, aby jak najwięcej korzystać z owych spotkań. Nigdy nie zapomnimy radości w jego oczach. Ze spotkań wynieśliśmy bardzo wiele – cały sposób patrzenia na posługę animatora. Ks. Blachnicki podkreślał zawsze, że trzeba „umieć wsłuchiwać się w człowieka i pomóc mu wydobyć z siebie ukryte dary; to, co ma najlepszego. Animować, to ożywiać co Bóg zasiał w człowieku”. Samemu animatorowi trzeba zaś umieć stanąć z boku. Nauczano nas cieszyć się członkami kręgu jak własną rodziną, dziećmi. Mieliśmy podtrzymywać na duchu, gdy było trudno. Mimo że tyle lat już upłynęło od tamtych spotkań na Kopiej Górce, przesłanie ks. Blachnickiego jest w nas żywe – zawsze zdawało i zdaje egzamin, przynosi efekty. Za naukę jesteśmy bardzo wdzięczni ks. Franciszkowi. Przydała się nam nie tylko w pracy we wspólnocie, ale również i w życiu osobistym.
Małgorzata i Ryszard Sieja, Złotów
Oprac. AG
Wspomnienie Zasypał pocztę węglem…
Ksiądz Franciszek, podejmując jakiekolwiek dzieło, zawierzał je Opatrzności Bożej przez Maryję. Nie kalkulował, nie szukał zabezpieczenia w środkach finansowych – kiedy one były niezbędne, Pan Bóg tak kierował wypadkami, że pieniądze znajdowały się zupełnie niespodziewanie. Gdy „Kopia Górka” – centrum Ruchu Światło-Życie, miała problemy z ogrzewaniem pomieszczeń, ponieważ władze lokalne nie chciały przydzielić odpowiednich ilości węgla, ksiądz Blachnicki zwrócił się do członków Ruchu o przysyłanie węgla w… zwykłych paczkach o wadze do 5 kilogramów. Poczta została „zasypana” takimi paczkami z węglem z całej Polski! Władze zwróciły się do ks. Blachnickiego o wstrzymanie akcji, a potem przyznały węgiel.
Aleksander Grzybek, Bydgoszcz
Oprac. AG