Logo Przewdonik Katolicki

Józefowa robota

Monika Białkowska
Fot.

Są jak kapitanowie na statku drudzy po Panu Bogu. Księża przecież przychodzą i odchodzą, a oni trwają na swoim posterunku. Patronuje im święty Józef, wykonujący jak oni pracę cichą i niewidzialną. Kościelni. Trudno było ich znaleźć. Nie wszyscy chcą rozmawiać. Wolą robić swoje bez rozgłosu. Tak po prostu trzeba mówią. I mało kto wie, ile się dzieje za zamkniętymi...

Są jak kapitanowie na statku – drudzy po Panu Bogu. Księża przecież przychodzą i odchodzą, a oni trwają na swoim posterunku. Patronuje im święty Józef, wykonujący jak oni pracę cichą i niewidzialną. Kościelni. Trudno było ich znaleźć. Nie wszyscy chcą rozmawiać. Wolą robić swoje bez rozgłosu. Tak po prostu trzeba – mówią. I mało kto wie, ile się dzieje za zamkniętymi drzwiami ich królestwa – zakrystii…

To, co widać
Kiedy wchodzimy do kościoła, zapalone są już światła i świece, a ołtarz jest przygotowany do Mszy Świętej. Ksiądz szybkim krokiem wychodzi z konfesjonału, żeby kilka sekund po wejściu do zakrystii wyjść z niej ubranym w ornat i stanąć przy ołtarzu. Pewnym ruchem sięga po przygotowaną kartkę z intencjami, potem bez chwili wahania otwiera na właściwej stronie lekcjonarz, a następnie Mszał.

– Nikt za nas nic nie zrobi – mówi pan Edward Tabaczka, jeden z dwóch kościelnych posługujących w parafii pw. św. Kazimierza we Wrześni. – Nawet zamiatanie liści czy odgarnianie śniegu – jest naszym zadaniem. Oprócz tego oczywiście wszystkie zwyczajne obowiązki – dodaje jego współpracownik, pan Bogdan Konieczka. – Przygotowanie ołtarza i czytań, rozłożenie szat liturgicznych dla księdza, sprzątanie kościoła, pilnowanie świec, żeby równo się paliły… Przy chrzcie trzeba przygotować chrzcielnicę, przy ślubie – pamiętać o poduszce do obrączek. Jeśli nie ma ministrantów – trzeba służyć księdzu przy ołtarzu, przynieść dary, podać wodę do obmycia rąk.

– Najtrudniejsze na początku było dla mnie zbieranie składki – wspomina pan Bogdan. – Niezręcznie było mi wychodzić do ludzi z koszykiem. Po dwóch latach już się trochę przyzwyczaiłem.

To, czego nie widać
Dzień kościelnych zaczyna się zwykle około godziny przed rozpoczęciem porannej Mszy św. – Jestem w kościele o 6.15 – mówi pan Edward Tabaczka. – Trzeba otworzyć kościół na tyle wcześnie, żeby nikt nie czekał przed drzwiami. Zdarza się, że niektórzy przychodzą już o 6.30, zwykle są te same, znajome już panie. A jeśli nikt nie przychodzi, to mam czas, żeby pomodlić się trochę w pustym kościele, a potem spokojnie posprzątać zakrystię. Kiedyś bywało, że jeszcze księdza trzeba było obudzić, jak zaspał – ale to dawno temu, teraz to się już nie zdarza – uśmiecha się pan Edward. – Solidna ekipa jest dwadzieścia minut przed Mszą w kościele.

W przepastnych szafach zakrystii wiszą ciężkie ornaty i stuły. Na półkach leżą równo poukładane płócienne obrusy, puryfikaterze, korporały. Dbałość o nie również należy do obowiązków kościelnego.

– To, co znajduje się na ołtarzu, tzw. bieliznę ołtarzową, pierze się zawsze oddzielnie. Zabiera ją od nas pani, która nie tylko pierze, ale też krochmali ją i magluje. Z tym jest zresztą największy problem – przyznaje pan Edward. – Coraz mniej jest ludzi, którzy się tym zajmują, a bardzo trudno byłoby porządnie wyprasować wielki obrus na ołtarz. Najmniej problemu mamy z utrzymaniem czystości stuł. One mają naszyty przy szyi niewielki „kołnierzyk” z materiału, który wystarczy tylko odpruć i wyprać albo doszyć nowy. Ornaty? Ornaty oddajemy do zwyczajnej pralni chemicznej – śmieje się pan Edward. – Pewnie można je potem spotkać wiszące obok płaszczy i futer.

Czyszczenie ornatów to jednak sprawa raczej sporadyczna. Dużo uważniej trzeba dbać o puryfikaterz, czyli kawałek płótna służący do czyszczenia kielicha po komunii. – Musimy pilnować, kiedy puryfikaterz jest już brudny albo pognieciony. Ale raz na tydzień to już na pewno musi być podany czysty – przekonuje pan Edward. Zresztą z jego prasowaniem też nie jest łatwo: żeby nie sprawiał kłopotu przy używaniu i ponownym składaniu powinien być zaprasowany w długą i wąską harmonijkę.

Przybrani ojcowie
Jeśli ojcem parafii jest proboszcz, to oni są przybranymi ojcami – jak święty Józef. Nie mówią o tym wprost, ale tak rozumieją swoje zadanie.

Pytani o przepis na idealnego kościelnego są zgodni: powinien być dobrym człowiekiem. Zaufanym. Nie aroganckim. Sumiennym. I najważniejsze – powinien dać się lubić.

– Kiedy rodzice ubierają kościół na uroczystość Pierwszej Komunii, to też muszę tam być, przypilnować wszystkiego. I żeby to się udało, ci ludzie muszą mnie lubić, muszę się z nimi dogadać – mówi pan Edward. – Nie można o ludziach zapominać. Muszę się do nich uśmiechnąć, żeby pomyśleli, że warto przychodzić do kościoła, że ludzie tam są w porządku, dobrzy. Jak się do nich uśmiechnę, będą z większą chęcią szli do kościoła. Moja uprzejmość i dobroć może ich jednać z Bogiem. I przez to właśnie służę Panu Bogu – tłumaczy.

Pytany przeze mnie o ministrantów, pan Edward się śmieje: – Nie zawsze są aniołkami. Czasem przesadzają, hałasują, wtedy trzeba im zwrócić uwagę. Ale przecież nie mogę ciągle krzyczeć, trzeba ich przygarniać – bo inaczej więcej nie przyjdą. A oni, przygarniani, nie tylko przychodzą, ale też się poprawiają! Sporo tu zależy od księdza, to on jest za nich odpowiedzialny – wzdycha pan Edward. – Ja się z nimi po prostu spotykam w zakrystii, i przy okazji tylko, mimochodem, czasem po prostu swoim przykładem pokazuję, jak powinno się żyć.

Jak święty Józef...

Spotkałam Józefa

Świętego Józefa poznawałam dzięki corocznym wizytom w sanktuarium w Kaliszu, podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Z roku na rok rosło moje przywiązanie i nabożeństwo do tego milczącego świętego. Kiedy zbliża się jego święto, oczywistym wydawało się, że trzeba o nim opowiedzieć: że trzeba znaleźć ludzi, którzy są trochę tacy jak on.

Pisząc o kościelnych, rozmawiałam telefonicznie z panem Edwardem z Wrześni. Zachwycił mnie mówiąc, że jego służba Bogu przejawia się w służeniu ludziom, że nie można tego rozdzielać. Przecież dokładnie tak samo żył święty Józef: służył Bogu samemu, Boga karmił i chronił – choć przecież widział tylko małe dziecko, to tylko człowiek powierzony był Jego opiece. Święta to rzecz: dostrzec Boga w każdym człowieku i nie porywać się na rzeczy wielkie, ale w małych wielkość dostrzegać. Jak Józef.

I kiedy już kończyłam rozmowę z panem Edwardem, rozmowę mającą początek w moim pielgrzymkowym spotkaniu z kaliskim Józefem, okazało się, że to właśnie w domu pana Edwarda od kilku lat znajduję nocleg. Nie kojarzyliśmy swoich nazwisk – ale nagle głos w słuchawce otrzymał znajomą twarz. I wiedziałam, że z czystym sumieniem mogę pisać o współczesnych świętych Józefach: bo Józef Oblubieniec wciąż uczy kolejnych mężczyzn, jak otwierać swoje serca dla Boga i domy dla człowieka. Jak być prawdziwym mężczyzną.

Święty Józefie – módl się za nami!
mb


Modlitwa za kapłanów

Święty Józefie! Ty ocaliłeś i całym życiem służyłeś Słowu Bożemu, Chlebowi Żywemu, który zstąpił z nieba. Spójrz na kapłanów, którzy w Tobie mają wzór i opiekę. Módl się za nimi, aby wytrwale służyli ludziom powierzonym ich opiece. Ucz ich wierności Bożemu Słowu i łam z nimi codziennie Chleb Życia. Wzmocnij ich w wierze i nadziei. Pocieszaj ich w trudnościach i rozczarowaniach. Proś Jezusa, aby ukoronował ich dzieło w wiecznym życiu w Nim w szczęściu niebieskim. Amen

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki