Dobrze przeżyte rekolekcje to kij wbity w mrowisko sumienia. Wstrząsają i zmuszają do uporządkowania życia. Dobrze przeżyte rekolekcje to kompas wskazujący jedyny właściwy kierunek – do nieba. Dobrze przeżyte rekolekcje to radość nawrócenia
Barbara ma 33 lata, męża, dwójkę dzieci i absorbującą pracę. Mówi o sobie: ,,jestem wierząca”. W każdą niedzielę uczestniczy w Mszy Świętej i co roku przyjmuje księdza po kolędzie. Na większą duchową aktywność brakuje jej czasu i prawdę mówiąc chęci. W rekolekcjach uczestniczyła po raz ostatni w liceum. Chodziła sumiennie, choć niektórzy uciekali. W naukach tamtego księdza, którego twarzy ani nazwiska już nie pamięta, było coś takiego, co zmuszało ją do myślenia. Chciała stać się lepsza, uważniejsza, bardziej uduchowiona. Dziś rzadko myśli o takich rzeczach. Pochłania ją dom, praca, milion codziennych spraw. I tylko czasami w jej głowie pojawia się pytanie, czy to poukładane życie jest na pewno dobrze poukładane, a droga, którą podąża, to właściwa droga?
Panu Bogu się nie przerywa
Takich ludzi jak Barbara jest wielu. Jednym na rekolekcyjne praktyki brakuje czasu, innym sił i chęci. Dla jeszcze innych wielkopostne nauki to kolejne przynudnawe kazanie, które jednym uchem wleci, drugim wyleci. I na takich właśnie ludzi – paradoksalnie – czekają rekolekcjoniści. Bo rekolekcje to doskonała okazja do zrobienia gruntownego rachunku sumienia i odbudowania zachwianych relacji z Panem Bogiem. By jednak były owocne, potrzeba czegoś więcej niż tylko naszej obecności w kościele. Potrzeba, by się w słowa Pana Boga zasłuchać i Mu nie przerywać. – Do rekolekcji trzeba się przygotować – mówi ojciec Wiesław Przybysz, franciszkanin z Gniezna. – Nie można ot tak wpaść do kościoła, stanąć pod chórem i myśląc o pracy, zakupach i innych rzeczach, udawać, że się słucha, a później mówić: byłem na rekolekcjach. Takie rekolekcje nie mają sensu. By je dobrze przeżyć, musimy się zatrzymać, wyciszyć i prawdziwie otworzyć na słowa Pana Boga. Tylko wówczas mamy szansę rzeczywiście z tych nauk skorzystać.
Podobnego zdania jest ks. Andrzej Marchewka, salezjanin z klasztoru w Kawnicach. Duchowny przyznaje, że modli się za tych, którzy mają go słuchać. Prosi, by ziarno jego słów padło na podatną glebę. Prosi także o natchnienie i siłę dla siebie, by podołał. – Jestem świadomy tego, jak wiele zależy ode mnie, od mojej postawy i tego, w jaki sposób przekażę wiernym to, co mam im do powiedzenia. Forma jest bardzo ważna, cóż bowiem po treści, jeśli jest ona niezrozumiała. Dlatego unikam teologicznego żargonu. Staram się mówić maksymalnie prosto, zwłaszcza o rzeczach trudnych. Przytaczam też przykłady, zadaję pytania i staram się skłonić uczestników rekolekcji do szukania na nie odpowiedzi.
Panu Bogu się nie odmawia
W części parafii archidiecezji gnieźnieńskiej rekolekcje już się odbyły, w części trwają lub niebawem się rozpoczną. By udział w nich był owocny, nie wystarczy jednak samo słuchanie konferencji. Rekolekcje to przede wszystkim spotkanie z Panem Bogiem w modlitwie i sakramentach świętych. To także spotkanie z drugim człowiekiem i doświadczenie duchowej wspólnoty. Udział w praktykach rekolekcyjnych – jak powtarzają rekolekcjoniści – nie jest celem samym w sobie. Obecność w kościele nie wystarczy! Celem jest nawrócenie i przygotowanie do spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem.
Łacińskie słowo recollectus oznacza ,,ponowne zebranie”, ,,skupienie”. Zbierzmy się, skupmy, bo dobrze przeżyte rekolekcje to zaczyn przemiany.