Gdy prawie dwa tysiące lat temu w Jerozolimie rozpoczynał się ów piątek, zapewne nikt z mieszkańców ani z przybyłych liczniej niż zwykle pielgrzymów nie przeczuwał, że za kilka godzin będą świadkami wydarzeń, poprzez które Bóg objawi swoją przeogromną miłość do człowieka.
Zapowiadał się kolejny upalny dzień. Ludzie żyli myślą o rozpoczynającym się o zachodzie słońca święcie Paschy i nawet nie wiedzieli, że przed Piłatem odbywa się właśnie sąd nad Królem wszechświata. W Pretorium zasiadł człowiek, by sądzić Boga; stworzenie wydało wyrok na swego Stwórcę. Jezus został skazany na haniebną śmierć. Wziął krzyż na ramiona i poszedł na Golgotę, aby oddać życie za zbawienie świata.
Jego śmierć ma otworzyć człowiekowi bramy nieba. A co robią ludzie? Większość przechodzi obojętnie. Ot, egzekucja jakich wiele, widok powszedni. Nieliczni zdobywają się na gest współczucia, płaczą nad losem skazanego. Na czynną pomoc zdobywają się dwie osoby; jedna z nich pod przymusem.
Jakiś czas później słychać głuche uderzenia młotów. Kaci przybijają do belek ręce i nogi Zbawiciela. Krzyż staje na szczycie Kalwarii. Jeszcze kilka słów Jezusa i... „Wykonało się”. Umarł, abyśmy mogli żyć. Umarł i ciągle umiera: na każdym ołtarzu, podczas każdej Eucharystii. Umiera w naszych sercach, codziennie krzyżowany naszymi grzechami.
Każdego dnia Jezus wyrusza na kolejną drogę krzyżową. Wiedzie ona ulicami miast i polnymi ścieżkami. Jest równie samotny i opuszczony jak przed wiekami, bo choć od czasu pierwszej Drogi Krzyżowej tak bardzo zmienił się świat, to ludzie jednak są tak samo obojętni na los bliźnich, tak samo umywają ręce od odpowiedzialności za istniejącą rzeczywistość i szerzące się zło. Mało jest serc współczujących, a jeszcze mniej gotowych do pomocy wytrwałej i bezinteresownej. Tymczasem Jezus czeka na twoją, moją – naszą – pomocną dłoń. Czyni to poprzez każde przerażone dziecko, przez żebrzącego kalekę. Marznie w bezdomnych, głoduje w ubogich, umiera w narkomanach, chorych na AIDS... Czy Go rozpoznajesz? Czy słyszysz Jego wołanie? Rozważając Drogę Krzyżową, odpowiedz sobie: kim jestem wobec Jezusa, który dziś, w marcu 2007 roku, idzie obok mnie, dźwigając krzyż? Czy jestem jak większość mieszkańców Jerozolimy, których spotkał, uginając się pod brzemieniem krzyża? Może przechodząc obok brudnego żebraka, odwracam wzrok, wmawiam sobie, że go tu w ogóle nie było? Może ze spokojem patrzę, jak brat, siostra, przyjaciel sięga po pierwszego papierosa, alkohol czy narkotyki i w ten sposób zabija siebie i żyjącego w nim Chrystusa? A może przypominam Szymona z Cyreny? Daję kilka groszy obdartemu dzieciakowi, który się przyplątał, nie zważając, że chcę mieć „święty” spokój? A może jak ewangeliczne niewiasty użalam się nad losem bezdomnego i współczująco mówię o niesprawiedliwości na świecie, zamiast podjąć choćby najmniejszą próbę pomocy? Głodny człowiek nie pożywi się twoimi łzami, nie ogrzeją go nawet najmądrzejsze słowa. On wygląda ratunku od ciebie.
Gdy w Środę Popielcową kapłan posypywał nasze głowy popiołem, wypowiadał m.in. słowa: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Nawracajcie się..., a więc poprawiajcie to, co jest złe, zmieniajcie postępowanie, zaczynajcie od nowa. Niech Wielki Post będzie dla nas czasem bliskiego spotkania z cierpiącym, a nade wszystko przebaczającym Jezusem. On, dotykając naszych serc, może uleczyć je z obojętności i lęku przed wychyleniem się z tłumu. Prośmy więc Chrystusa o łaskę rozpoznawania Go w każdym odepchniętym przez społeczność człowieku oraz o odwagę potrzebną do wyjścia naprzeciw jego potrzebom.