Przykazanie miłości Boga i bliźniego, czyli dziesięć słów Boga w jednym. „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego” – to streszczenie wszystkich naszych zobowiązań wobec Boga, bliźnich oraz siebie.
Pan Jezus zapewniał, że nie ma innego, większego przykazania (Mk 12, 29-31), oznajmiając apostołom: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13,34).
Gdy miłości brak
Alina z furią zatrzasnęła drzwi mieszkania, jakby chciała zademonstrować całemu światu, co tak naprawdę myśli o swojej sąsiadce z trzeciego piętra. Właśnie minęła ją na klatce schodowej – wystroiła się jak kuna na otwarcie nory! – więc trudno było jej nie zauważyć.
Jak ja nie znoszę tej baby! – mruknęła rozeźlona i po chwili spojrzała krytycznie na swoje odbicie w lustrze wiszącym w przedpokoju. – Szkoda tylko, że sama wyglądam jak strach na wróble. Włosy nijakie, na dodatek proste jak druty, nos garbaty i stanowczo za długi, uszy odstające, a usta za szerokie. Jakby tego wszystkiego było mało, jeszcze te fałdy tłuszczu na brzuchu i biodrach...
Weszła do pokoju i z wściekłością rzuciła torebkę na wersalkę. – No i co z tego? Miałabym wyglądać jak to babsko? Nigdy w życiu! Wystarczy na nią popatrzeć i od razu wiadomo, co taka warta. Makijaż wyzywający, włosy „na pudla”, a dekolt do pasa, jakby miała co pokazywać. Żałosna kreatura! Usiłuje pozować na nastolatkę, choć na karku ma, jak nic, przynajmniej ze czterdzieści wiosen. I zachowuje się właśnie tak, jak typowa „rycząca czterdziestka”...
Pokochać siebie
Tak można zatruwać bezinteresowną nieżyczliwością siebie oraz otoczenie. U Aliny wypływa ona z antypatii, którą żywi do sąsiadki. Osądza ją bardzo surowo z dość błahych powodów, choć w istocie bliżej jej nie zna. Dlaczego aż tak drażni ją wygląd, ubiór oraz styl bycia sąsiadki? Chyba m.in. dlatego, że ma kłopoty z zaakceptowaniem samej siebie.
Tak to już bywa, że tym trudniej przychodzi nam pokochać bliźniego, im bardziej nie przepadamy za sobą, swoim wizerunkiem czy pozycją społeczną, którą zajmujemy. Kiedy dokucza nam deficyt miłości i mamy negatywny obraz siebie, zamykamy się na miłość innych oraz do innych ludzi.
Skoro mamy miłować każdego bliźniego jak siebie samego, zapytajmy: co to właściwie znaczy kochać siebie? Nie chodzi przecież o to, abyśmy byli egoistami, narcystycznie nastawionymi na siebie, skoncentrowanymi na własnym „ja”, lecz o rozsądny, pozytywny stosunek wobec własnej osoby. Trzeba pokochać samego siebie, aby być zdolnym do pokochania innych.
Trudna miłość
Św. Jan Ewangelista mówi, że Bóg jest Miłością; to imię Boga, a zarazem istota chrześcijańskiego przesłania. Odpowiedzią człowieka na dar miłości powinna być także miłość, która polega na wypełnianiu Jego woli – wyrażonej w przykazaniach i nauczaniu Pana Jezusa – oraz na nieustannych „konsultacjach” z Nim podczas modlitwy. Prośmy więc Boga w rozmaitych sytuacjach, aby dał nam poznać swoją wolę, czego od nas oczekuje, w jaki sposób powinniśmy postąpić. Konkretyzacja miłości dokonuje się bowiem poprzez działanie.
Miłość nie jest przecież wyłącznie – ani nawet przede wszystkim – uczuciem, lecz aktem woli. Nie wolno więc poprzestawać jedynie na emocjach, bo choć one też są ważne, nie stanowią pełni miłości, a co najwyżej – jej zaczyn. Apostoł Narodów przypomina: „Kto... miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,8-10). Swoim postępowaniem wobec innych ludzi mamy się przyczyniać do ich autentycznego rozwoju duchowego, moralnego, intelektualnego i fizycznego. Chodzi o ich autentyczne dobro – a nie pozorne – do którego należy dążyć w godziwy sposób, bo nawet najbardziej wzniosły cel nie uświęca niegodziwych środków.
Imperatyw miłości
Nie jest to łatwe, bo nasze stosunki z bliźnimi nacechowane są nie tylko sympatią i aprobatą, ale również niechęcią, uprzedzeniem, antypatią i wrogością. Trzeba jednak stałej gotowości do służenia innym – także tym, których nie lubimy – niesienia im pomocy oraz wsparcia duchowego czy materialnego. A to zmusza nas m.in. do darowania urazów i doznanych krzywd. Jeśli potrafimy to uczynić – np. udzielając takiej osobie pomocy w potrzebie albo modląc się w jej intencji – to dorastamy do najtrudniejszego wymiaru miłości, czyli tego, który obejmuje także nieprzyjaciół. Ale warto, bo może to przynieść zdumiewające owoce i doprowadzić do przemiany serc.
Św. Paweł dobro świadczone nieprzyjaciołom nazywa „rozżarzonym węglem”: „Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód – nakarm go. Jeżeli pragnie – napój go! Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę” (Rz 12,19-20). To trudna miłość, ale innej drogi nie ma: „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4,20).
Ilekroć targają nami wątpliwości, jak powinniśmy postąpić, aby zachować prawo miłości, przywołujmy zasadę sformułowaną przez Chrystusa: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Starajmy się więc myśleć o innych tak, jak sami byśmy chcieli, aby o nas myśleli, mówmy, jak chcemy, aby i o nas mówiono, postępujmy tak, jak sami byśmy chcieli, aby i oni postępowali wobec nas. Może wtedy uda się nam przezwyciężyć pokusę do obmowy, intrygi, zawiści, zazdrości czy wyrządzenia innego zła?
Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est” napisał m.in., że „imperatyw miłości bliźniego został wpisany w samą naturę człowieka” (31). Wynika z tego, że brak miłości jest sprzeczny z naturą człowieka i znamionuje poważną chorobę, jaką jest nienawiść.
Przed piętnastu laty
Kiedy w 1991 r. Jan Paweł II odwiedził Ojczyznę, wygłosił cykl homilii poświęconych przykazaniom Bożym, jako fundamentowi budowy życia osobistego i społecznego. Niestety, wielu spośród nas nie chciało przyjąć takiego programu odnowy moralnej, poddając się m.in. presji ówczesnych, nieprzychylnych Kościołowi mediów. A może zabrakło także dobrej woli, aby wysłuchać i przyjąć to trudne nauczanie, a zwłaszcza liczne ojcowskie napomnienia?
Ostatnią „stacją” pielgrzymki była Warszawa, gdzie 9 czerwca Jan Paweł II w wygłoszonej homilii przywołał przykazanie miłości Boga i bliźniego. Przypomniał w niej, że na terenie dzielnicy Wola dokonywano niegdyś elekcji królów Polski, co było wyrazem suwerennej woli narodu. A ponieważ człowiek obdarowany jest wolną wolą i kieruje się sumieniem, więc Papież podkreślił:
„Przykazanie miłości jest skierowane do wolnej woli, od niej bowiem zależy, czy człowiek nada swym uczynkom, swemu postępowaniu kształt miłości lub też inny kształt miłości przeciwny. Może to być kształt egoizmu, kształt obojętności na potrzeby drugiego, obojętności na dobro wspólne. Może to być wreszcie kształt nienawiści czy zdrady – wbrew temu, czego uczy Chrystus: «Miłujcie waszych nieprzyjaciół» (Mt 5, 44)”.
Podczas Mszy św. Jan Paweł II beatyfikował franciszkanina, o. Rafała Chylińskiego, wskazując na niego jako przykład miłości Boga i bliźniego, który w czasach saskich troszczył się o najbiedniejszych; porównał go z Tadeuszem Rejtanem, pamiętnym posłem Sejmu Porozbiorowego. Przywołał także słowa Soboru Watykańskiego II: „Chrystus objawia człowiekowi w pełni człowieka” i zaznaczył, że pełna prawda o „człowieku europejskim” musi uwzględniać fakt jego Boskiego pochodzenia.