Będąc na wakacjach w Poznaniu i spacerując z wnuczką po skraju rezerwatu przyrody Żurawiniec, natknęłam się na młodą kobietę z półrocznym synkiem. Panująca wokół cisza i obawa przed samotnym wejściem w głąb lasu skłoniły mnie do podjęcia rozmowy z tą przypadkowo spotkaną kobietą. Gdy przedstawiłam się, że pochodzę z Włocławka, przyjechałam do mieszkającej w Poznaniu córki i nie znam tych okolic, usłyszałam od mojej rozmówczyni – pani Agnieszki, że jej rodzina ze strony matki także pochodzi z Kujaw.
Dowiedziałam się, że matka pani Agnieszki urodziła się w Boniewie, a ona sama, będąc dzieckiem, tamże spędzała wakacje, u swojej babci Sabiny Dylewskiej. Jakież było zdziwienie pani Agnieszki, gdy odpowiedziałam jej, że jako muzealnik przed laty poznałam jej babcię i mogę opowiedzieć jej ciekawą historię. Otóż w 1995 r., pracując nad katalogiem zabytkowej rzeźby ludowej ze zbiorów Muzeum Etnograficznego we Włocławku, wybrałam się do Boniewa, by dowiedzieć się czegoś o pewnej nietypowej i bardzo ciekawej rzeźbie. Zrazu nie wiedziałam o niej nic więcej ponad to, że trafiła do zbiorów włocławskiego muzeum w 1978 r. Od razu zauważyłam jej wyjątkowość, a nie mogąc przypisać jej żadnemu znanemu twórcy ludowemu czułam, że skrywa ona jakąś tajemnicę. Nadałam rzeźbie tytuł „Droga do Nieba” i rozpoczęłam poszukiwania jej proweniencji. Od oferenta, który przed laty sprzedał ją do muzeum, otrzymałem nazwisko osoby i miejsce jej pozyskania. Choć od czasu kupna rzeźby minęło kilkanaście lat, miałam nadzieję uzyskania bezpośrednio „w terenie” informacji. Pragnąc dociec, kto wykonał rzeźbę i co było bezpośrednim powodem jej realizacji, trafiłam do Sabiny Dylewskiej, jak się okazało żony krewniaka rzeźbiarza. Mój wyjazd do Boniewa okazał się momentem przełomowym. Od pani Sabiny (zm. 1997) dowiedziałam się, że kapliczkę wyrzeźbił Józef Jakrzewski (a więc prapradziadek mojej rozmówczyni), zdolny kowal pracujący w różnych majątkach ziemskich w okolicy Izbicy Kujawskiej. Rzeźbił ją przy łożu swej ciężko chorej żony Tekli. Powodowany wewnętrzną potrzebą chwycił za dłuto, by poprzez twórczą pracę o sakralnym temacie oswoić się z odejściem żony do wieczności. Może też pragnął, aby jej samej, obecnej przy akcie „twórczej modlitwy”, lżej było oderwać się od spraw ziemskich?
Jakkolwiek było, Józef Jakrzewski stworzył dzieło wyjątkowe. Wieżyczkowa konstrukcja rzeźby przywodzi na myśl symbolikę osi świata lub drabiny do nieba, po której wspina się każdy z nas tu, na ziemi, by pod koniec drogi spoglądać częściej ku niebu. Na zwieńczeniu konstrukcji autor umieścił krzyż opleciony koroną cierniową w otoczeniu narzędzi i symboli Męki Pana Jezusa (Arma Christi) oraz inskrypcję: „Krzyż moje zbawienie; Przez krzyż droga do Nieba”. Kapliczka jest materialnym śladem głębokiej wiary i ufności pokładanej w Bogu w obliczu spodziewanej utraty najbliższej osoby.
Wyroki Boże są niezbadane: Tekla wyzdrowiała; o sześć lat przeżyła swego męża. Józef Jakrzewski zmarł w 1933 r.
Moja rozmówczyni z zapartym tchem słuchała opowieści o swoich prapradziadkach. Nazajutrz spotkałyśmy się ponownie. Powiedziała mi wtedy, że nie tylko ona nie znała tej rodzinnej historii; także jej matka pamiętała jedynie jak przez mgłę, że istotnie stała w ich domu kapliczka po pradziadkach. Obecnie rzeźba ta jest bardzo znana, gdyż oprócz opublikowania jej w katalogu „Zabytkowa ludowa rzeźba w drewnie” (Włocławek 1996 r.), znalazła się ona ostatnio w albumie autorstwa Aleksandra Jackowskiego pt. „O rzeźbach i rzeźbiarzach”, z fotografiami Andrzeja Różyckiego i Piotra Szczegłowa. Czy tylko przypadek sprawił, że spotkana przeze mnie w poznańskim lesie pani Agnieszka poznała zapomniany wycinek historii swojej rodziny, czy też siła „Drogi do Nieba”, siła „twórczej modlitwy” nadal czuwa nad potomkami Józefa i Tekli?