O trudach nauczania
Krystyna Pawłowska
W minionych wiekach zdobywanie wiedzy było sprawą prestiżową i przywilejem ludzi bogatych z urodzenia. Zdarzało się jednak, że mniej zamożni, lecz zdolni uczniowie z różnych środowisk, dzięki wsparciu mecenasów, zdobywali wykształcenie osiągając wybitną pozycję, majątek czy godności.
Edukacja w sferach wyższych przebiegała zupełnie inaczej niż pośród wiejskiego ludu...
W minionych wiekach zdobywanie wiedzy było sprawą prestiżową i przywilejem ludzi bogatych z urodzenia. Zdarzało się jednak, że mniej zamożni, lecz zdolni uczniowie z różnych środowisk, dzięki wsparciu mecenasów, zdobywali wykształcenie osiągając wybitną pozycję, majątek czy godności.
Edukacja w sferach wyższych przebiegała zupełnie inaczej niż pośród wiejskiego ludu na polskiej wsi, którą jeszcze w 1. połowie XIX w. cechował powszechny analfabetyzm. O pożytku płynącym z umiejętności czytania pisze w wydanej w 1827 r. sielance kujawskiej „Pasterze na Bachorzy” Feliks Jaskólski: „Dobrze jest i rolnikiem będąc umieć czytać / Nie z byle cyrkularzem do Pana się pytać”. I nie tylko o cyrkularze, czyli urzędowe pisma chodziło, lecz o dostęp do wiedzy umożliwiającej rozumienie otaczającego świata. Upowszechniały tę wiedzę docierające coraz częściej na wieś książki, czasopisma, kalendarze, jak również, zwłaszcza pod koniec XIX w., prasa katolicka. W piśmie „Wielkopolanin” z 1848 r. czytamy: „Lud kujawski jest ciekawy, lubi czytać, dlatego też prawie w każdej wsi mają albo «Wielkopolanina» albo «Gazetę Krakowską» – szkołę ludu”. Czytywano ponadto „Przyjaciela Ludu” – tygodnik zawierający potrzebne i pożyteczne wiadomości, wydawany w Lesznie, „Gazetę Codzienną” i „Gazetę Warszawską”, do których teksty pisywali kujawscy ziemianie, m.in. Józef Bliziński. Trzeba jednak podkreślić, że w tamtych czasach edukacja na poziomie elementarnym przychodziła z trudem. Bogatsi posyłali swoje dzieci do szkół elementarnych na miejscu, a potem w pobliskim mieście. U biedniejszych, służby najemnej, komorników zazwyczaj jedno, zdolniejsze dziecko miało możliwości kształcenia. W tygodniku „Kmiotek” z 1861 r., w publikowanym tam „Liście spod Radziejowa”, czytamy o rodzinie komornika Błacha: „A Bartoś średni, we żniwy już kończy rok dziesiąty. We Wólce jest szkoła, a nauczyciel rzetelny i pilny człowiek; Błach Bartosia posyła na naukę, bo chciałby go jakoś pokierować”.
O trudach nauczania w zakresie elementarnym informują chłopskie pamiętniki. Urodzony w 1897 r. Franciszek Beciński z Pilichowa k. Osięcin, z zawodu kowal, a także uznany w kraju chłopski poeta, tak wspomina czasy dzieciństwa: „Czytań nauczyła mnie moja matka na elementarzu bardzo zawiłym i trudnym do opanowania, a pierwsze czytanie, to Litania Loretańska. Potem nastąpiła nauka pisania, co zawsze na początku odbywało się na kamiennej tabliczce, takimż twardym rysikiem... Bawiąc u dziadków swoich koło Dąbia, miałem możliwość korzystania z biblioteki parafialnej, przedtem jeszcze wyczytawszy wszystkie stare kalendarze i różne przygodne bajki i legendy”. Franciszek Beciński, tak jak wiele innych wiejskich dzieci, nie miał solidnego tornistra ani barwnych podręczników szkolnych. Jeśli rodziców stać było na zeszyty i książki to zwykle przewiązywano je sznurkiem lub skórzanym rzemieniem. Dobrze było, jeśli ktoś z rodziny wykonał drewniany tornister i piórnik. Skórzane były luksusem dla bogatszych dzieci. A jednak zdobywana w trudzie wiedza była źródłem radości i szczęścia także dlatego, że czas nauki był wytchnieniem od ciężkiej, fizycznej pracy. Była też satysfakcja, gdy niepiśmiennym członkom rodziny można było czytać na głos pobożne księgi, katechizm czy znane powieści. Wreszcie, dzięki umiejętności pisania, wielu chłopskich poetów zapisało swoje refleksje nad życiem, zadumanie nad światem, uchwyciło w strofy poezji doznania odczuwalne jedynie głębią duszy.