Znane to powiedzenie, że media mało mówią o wydarzeniach radosnych. Kiedy dochodzi do nieszczęścia – trafia ono natychmiast na pierwszą stronę. Tak włoskie środki przekazu potraktowały sprawę rezygnacji abp. Wielgusa.
Prasa w swych wydaniach z 8 stycznia umieściła je na pierwszych stronach. Komentowała ją jeszcze przez kilka następnych dni. Jej doniesienia koncentrowały się na omówieniu wydarzeń, spekulacjach, mniej lub bardziej pogłębionych refleksjach. Dziennikarze musieli podjąć się trudnego zadania: jak opowiedzieć ludziom, którzy nie zaznali realnego socjalizmu, na czym polegały rozmowy ostrzegawcze, rozbudowany system agentury, łamanie charakterów, wszechobecność i bezkarność tajnych służb, samotność człowieka wobec wszechogarniającej machiny policyjnej.Prasa w swych wydaniach z 8 stycznia umieściła je na pierwszych stronach. Komentowała ją jeszcze przez kilka następnych dni. Jej doniesienia koncentrowały się na omówieniu wydarzeń, spekulacjach, mniej lub bardziej pogłębionych refleksjach. Dziennikarze musieli podjąć się trudnego zadania: jak opowiedzieć ludziom, którzy nie zaznali realnego socjalizmu, na czym polegały rozmowy ostrzegawcze, rozbudowany system agentury, łamanie charakterów, wszechobecność i bezkarność tajnych służb, samotność człowieka wobec wszechogarniającej machiny policyjnej.
Przeszkodą dla wielu włoskich autorów była ignorancja albo ograniczanie się do powielania opinii różnych „medialnych guru” znad Wisły. Często odwoływali się do osobistości znanych tutejszej opinii publicznej: przede wszystkim Jana Pawła II, którego nauczanie i postawa przyczyniły się do demokratycznych przemian na naszym kontynencie, ale także księdza Jerzego Popiełuszki – jak zaznaczano – symbolu postaw zdecydowanej większości duchowieństwa w naszym kraju.
Polskiego czytelnika włoskich mediów irytowały niedorzeczności, czy sięganie po autorytety dość wątpliwej reputacji. Choćby przypadek największego tutejszego dziennika – „Corriere dela Sera”, który opinii o naszej przeszłości zasięgnął u prof. Zygmunta Baumana – męża stalinowskiej prokurator Heleny Wolińskiej. Jak się można spodziewać, zaleca on wiele ostrożności w ocenie dziejów najnowszych naszego kontynentu.
Istotną zmianę tonu gazet przyniosła wypowiedź kard. Bertone z 9 stycznia, w której watykański sekretarz stanu przypomniał właśnie w tym trudnym momencie o heroicznej karcie polskiego Kościoła i znaczeniu, jakie dla Benedykta XVI miała ubiegłoroczna podróż do naszej ojczyzny. Wiele też zależało od orientacji politycznej poszczególnych czasopism i rzetelności pracujących w nich dziennikarzy. Dramatyczne wydarzenie pozwalało też włoskiemu czytelnikowi zapoznać się z realiami polskiego Kościoła, jego ogromną dynamiką i wielką, jak na tutejsze warunki, liczbą alumnów.
Na szczęście także nad Tybrem nie brak wypróbowanych przyjaciół Polski i osób, które zafascynowały się naszą ojczyzną w chwili wyboru Jana Pawła II i powstania „Solidarności”. Jednym z nich jest Luigi Geninazzi z katolickiego dziennika „L’Avvenire”. Wyraża on uznanie dla polskiego Kościoła, jego siły, wolności, umiejętności bycia zawsze z narodem i wyrażania jego pragnień. Zaznacza, że duchowieństwo i wierni potrafili żyć w prawdzie i stawiać czoło reżimowi budowanemu na fałszu. W artykule redakcyjnym autor podkreśla ogromne walory abp. Wielgusa, któremu pragnie się ufać, gdy powiada, że nikomu nie wyrządził krzywdy. Jednocześnie przypomina zasady, jakimi kierował się Kościół, oraz że zobowiązanie do współpracy z reżimem komunistycznym było sprzeczne z linią wytyczoną przez kard. Wyszyńskiego.
Sprawa abp. Wielgusa jest już zamknięta. Dlaczego jednak – pyta Geninazzi – lustracja obecnie skierowana jest głównie przeciw byłym członkom „Solidarności” i ludziom Kościoła, pomijając funkcjonariuszy komunistycznych? Dlaczego byli tajni współpracownicy spokojnie nadal zatrudniani są w administracji, mediach czy przedsiębiorstwach? „Polska potrzebuje prawdy, której towarzyszyłaby ogromna pokora, ażeby nie spalić chwalebnej przeszłości w dostrzegalnej obecnie małostkowości i urazach”– pisze włoski dziennik katolicki.