Wystawa „Nowi Dawni Mistrzowie” w Muzeum Narodowym w Gdańsku wywołała wielką dyskusję. Jest znakiem naszych czasów, że zwykła sztuka przedstawiająca może wywołać takie oburzenie. Zdenerwowani są tym razem miłośnicy awangardowej sztuki współczesnej.
Pisząc „awangardowa sztuka współczesna”, czuję się niczym koleżanka Duchampa, bo przecież na zdrowy rozsądek, to co zaczęło się niemal dziewięćdziesiąt lat temu awangardą dawno przestało być. Sztuka nowoczesna opanowała salony, weszła na stałe do galerii, została mianowana religią, która ma swoich fanatycznych wyznawców. Dlaczego fanatycznych? Dlatego, że nie wolno o niej mówić źle. Kiedy niemal 10 lat temu napisałam tekst do „Frondy” o współczesnych artystach i ich „dziełach”, nie zostawiono na mnie suchej nitki w tym środowisku. Rozległ się wówczas lament krytyków, którzy twierdzili, że należy edukować publiczność, która jest zacofana i dlatego nie rozumie sztuki współczesnej. A więc, jeśli komuś się nie podoba, to znaczy, że się na niej nie zna i koniec. Nadal nie uważam, by trzeba było rozumieć słynne już obieranie ziemniaków w Zachęcie, czy krucyfiks zanurzony w moczu lub zapuszkowane ekskrementy zakupione przez duże zapewne pieniądze przez Centrum Pompidou w Paryżu. To jest zwykła drwina z ludzi. Post-sztuka uznana przez „środowisko” musi obrażać, bluźnić, epatować brzydotą i nihilizmem, wyśmiewać, komentować. Kiedy tego nie robi, podnosi się larum. Widać to na przykładzie wystawy „Nowi Dawni Mistrzowie”. W przeciągu pierwszego tygodnia jej trwania tylko „Gazeta Wyborcza” zamieściła kilka nieprzyjemnych recenzji, a „Dziennik” wydrukował również ostre głosy przeciwne, równoważąc je na szczęście innymi, a także długą wypowiedzią samego kuratora wystawy Donalda Kuspita. Ten głośny amerykański krytyk sztuki ogłosił w swojej książce „Koniec Sztuki” (wydanej w listopadzie 2006 roku również w Polsce) upadek postmodernizmu, widząc ratunek dla sztuki w powrocie ku tradycji dawnych mistrzów. Gdańsk to pierwsze miasto w Europie, w którym można naocznie przekonać się do idei Kuspita i obejrzeć obrazy 33 artystów z całego świata skupionych wokół niej. Są to obrazy wykonane w tradycyjnym warsztacie, bardzo perfekcyjnie, z dbałością o szczegóły, ukazujące wielki talent artysty. Kuspit przypomina, że wartością dzieła sztuki jest przeżycie estetyczne, obraz ma cieszyć oczy, ma był ładny (wiem, że to sformułowanie jest nie do zniesienia dla „artysty współczesnego”). Widz stojący przed obrazem ma czuć się szanowany przez artystę. Śmieszne wydają się zarzuty niektórych krytyków o wtórność (ale obieranie ziemniaków w galerii po czterdziestu latach wszelkiego rodzaju performance’ów jest pewnie powiewem świeżości?), a nawet o pornografię (dziwne, że gorszy ich piękno nagiego ciała po naprawdę hardcorowych filmach feministycznej „artystki” Alicji Żebrowskiej czy instalacjach Katarzyny Kozyry).
Donald Kuspit ogłosił koniec sztuki, a raczej postsztuki, bo okazuje się, że sztuka nigdy nie zginie. Rozwija się swoim własnym torem, o czym świadczy wystawa w Gdańsku. Poważny kryzys od kilku lat przeżywa natomiast krytyka sztuki, która potrafiła wmówić, że ludzkie fekalia zamknięte w puszce należy podziwiać w galerii sztuki. Ale może się mylę? Może ludzie nie dali się oszukać?
Wystawa trwa do 15 lutego
Szczegóły: www.nowidawnimistrzowie.pl