Logo Przewdonik Katolicki

Poszukiwacz Boga

Adam Suwart
Fot.

Choć dla katolika nie jest może wzorem do bezpośredniego naśladowania, to jednak jego postawa z wielu względów zasługuje na szacunek. Przez całe swe życie szukał bowiem prawdy i choć nie potrafił odnaleźć jej w Bogu, to jednak wielu imponował uczciwością i bezkompromisowością tych poszukiwań. W XX-wiecznej europejskiej pustyni duchowej Albert Camus świeci jasnym światłem,...

Choć dla katolika nie jest może wzorem do bezpośredniego naśladowania, to jednak jego postawa z wielu względów zasługuje na szacunek. Przez całe swe życie szukał bowiem prawdy i choć nie potrafił odnaleźć jej w Bogu, to jednak wielu imponował uczciwością i bezkompromisowością tych poszukiwań.

W XX-wiecznej europejskiej pustyni duchowej Albert Camus świeci jasnym światłem, które nakazuje człowiekowi nieustanne uszlachetnianie własnej natury, solidarne wyciągnięcie ręki do bliźniego i przełamywanie „absurdu istnienia”. Ten wybitny pisarz, filozof, a przede wszystkim człowiek poszukujący i zapatrzony w drugiego człowieka, przed 50 laty został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla. W uzasadnieniu datowanym na 17 października 1957 roku Królewska Akademia w Sztokholmie napisała, że postanowiła wyróżnić autora „Dżumy” za „ogromny wkład w literaturę, ukazującą znaczenie ludzkiego sumienia”. W wywiadach udzielonych dla prasy z tej okazji, sam laureat przyznawał, że ta nagroda należałaby się komuś zupełnie innemu.

Niezrozumiany i otoczony zazdrością
Wbrew intencji tych słów, wywołały one falę nieprzychylnych pisarzowi komentarzy. Czesław Miłosz zapisał: „Wrogowie potępiali go za pychę i wyniosłość. On jednak był zbyt bezbronny, żeby się odsłaniać i jak bohaterowie jego ulubionych dramatów hiszpańskich, usiłował być «lekarzem własnego honoru»”. Jak bezprzedmiotowe były zarzuty snobistycznych i niewyzbytych zazdrości tuzów paryskiego establishmentu literackiego, może dowodzić fragment listu napisanego przez Alberta Camusa do jego pierwszego nauczyciela, Louisa Germain, tuż po obwieszczeniu światu wieści o przyznaniu Nobla: „Kiedy otrzymałem wiadomość, pomyślałem o panu zaraz po tym, jak pomyślałem o matce. Bez pana, bez pana serdecznej ręki, którą wyciągnął pan do małego biednego dziecka, jakim byłem, bez pana nauki i przykładu, nic takiego nie mogłoby się zdarzyć”. Trudno o lepsze zaprzeczenie negatywnym opiniom, rozpowszechnianym wobec Camusa w tak zwanym środowisku.

Absurd człowieka bez Boga
Niejedyne to zresztą mity i plotki, jakie przez lata narosły wokół twórcy. Już na początku, w dużym uproszczeniu, określano Alberta Camusa jako egzystencjalistę i ateistę. Pierwszej kwalifikacji zaprzeczał stanowczo: „Nie, nie jestem egzystencjalistą! Jestem za młody, by mieć system; moja filozofia to wątpliwości i pytania; egzystencjalizm to modna szkoła i system właśnie”. Podobnie mógłby odpowiedzieć na zarzut ateizmu, który tylko nam wydaje się epitetem, zaś w zblazowanej, intelektualnej Francji często był modną etykietą kolejnej fanaberii.

Jakże to było obce Camusowi, tak odległemu wszelkiej pozie czy egzaltacji. Camus nie był ateistą, jeśli już, to agnostykiem. Nie chcąc zaakceptować zła istniejącego w świecie, celowo pomijał kwestię istnienia Boga. W świecie pozbawionym – jak sądził – zasady unifikującej dostrzegał „absurd” – pojęcie kluczowe w jego rozważaniach. Camus twierdził, że poczucie absurdu rodzi się w świadomości człowieka przy każdym zetknięciu się ze światem pełnym nonsensów. Myśl ludzka, zawiedziona w dążeniu do jedności i harmonii, chcąc nadać sens życiu, usiłuje negować absurd na drodze buntu i twórczości, które są jedynym świadectwem wielkości człowieka.

Dalej zakładał, że tracąc poczucie wieczności, człowiek jest zmuszony żyć chwilą i przyjąć na siebie ciężar własnej egzystencji. Ów ciężar symbolizuje najlepiej mitologiczny „głaz Syzyfa”; opisany został w esejach pod tytułem „Mit Syzyfa”. Wyrażony w tych utworach – podobnie jak w „Kaliguli”, „Zaślubinach” i „Obcym” – nihilizm, stopniowo ustępuje w Camusowej twórczości miejsca głębokiemu humanizmowi, poczuciu solidarności ze wspólnotą ludzką, co ilustruje najbardziej znana powieść, z późniejszego okresu twórczości Camusa „Dżuma”. To w niej – poprzez bohaterów, którzy jak Rieux i Tarrou, z poświęceniem i bezinteresownie niosą pomoc bliźniemu – Camus wyłożył swój idealistyczny manifest humanizmu. W dziele tym pokazał potęgę ludzkiego sumienia i jego kluczowe znaczenie w relacjach międzyludzkich i budowaniu cywilizacji. Można powiedzieć, że bohater „Dżumy”, podobnie jak wielu innych dzieł Camusa, to człowiek samotnie wojujący o prawa, które dla każdego powinny być oczywiste, a tak często są łamane. Dramat tego zbuntowanego w dochodzeniu praw człowieka polega na tym, że nie odnajduje on Wielkiego Prawodawcy, a więc Boga.

Wierzył po swojemu
Jeszcze w młodzieńczych utworach Camus nie wykluczał religijnego rozwiązania egzystencjalnych problemów człowieka. W jednej z przedwojennych prac pisał wręcz o Bogu jako „ostatecznym celu i odniesieniu ludzkich tęsknot i pragnień”. Jednak już w swej pracy licencjackiej „Metafizyka chrześcijańska a neoplatonizm” przedstawił tragizm życia człowieka bez Boga. W „Micie Syzyfa”, analizując poglądy Kierkegaarda, Jaspersa i Szestowa, stwierdził, że w ich myśli Bóg stał się gwarantem spójności świata, ocaleniem człowieka doświadczającego absurdu.

Nieskończone pragnienie istnienia Boga nie uprawnia nas jednak – sądził Camus – do wyprowadzania wniosku o jego istnieniu: „Człowiek nic innego nie robił, tylko wciąż wymyślał Boga, aby żyć, nie pozbawiając się życia” („Mit Syzyfa”). Camus dopuszczał jednak możliwość szczególnej drogi doświadczenia Boga, która jest jednak udziałem tylko nielicznych mistyków.

Także stosunek Camusa do samego chrześcijaństwa był dwuznaczny; pociągało go ono, lecz jednocześnie odpychało: „Myśl katolicka wydaje mi się dziś słodko-gorzka. Pociąga mnie, a potem rani” – pisał w jednym z listów. „Marzył o chrześcijaństwie śródziemnomorskim: pojednanym z naturą, wpatrzonym w piękno, obdarzającym człowieka niczym nieograniczoną wolnością, pozbawionym prawa, chociaż nie moralności” – pisał jeden z badaczy twórczości pisarza. Takie chrześcijaństwo wpatrzone w świat możliwe jest według Camusa jedynie za cenę zakwestionowania wiary w zmartwychwstanie.

Katolikom trudno zgodzić się z takim widzeniem świata. Dla wielu Albert Camus, choć może genialny literacko, pozostanie zbłąkaną owieczką. I nie rzecz w tym, żeby dowodzić Camusowi, jak bardzo się mylił w swych może nazbyt swobodnych sądach, ale by mieć szczere uznanie dla jego wysiłków zbudowania człowieka silnego nie poprzez dominację, wyższość rozumu, rasy czy słowa, ale za sprawą mocy pomagania, wspierania innych nawet kosztem siebie, za sprawą pokory i nieustannego wysiłku szukania, także Boga, do którego z takim trudem dążył Camus nie tylko w swej twórczości, ale w całym swym życiu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki